DUCH, PIRACKIE WIEŚCI

IDEOLOGIA SZCZĘŚCIA

Masz ogromne kawałki ziemi, które są po prostu przejęte, aby uprawiać ludzi. Nikt inny nie może tam żyć: żadna z roślin ani zwierząt, które kiedyś nazywały to miejsce domem, nie może tam żyć. Przede wszystkim, to jest po prostu masowe wymieranie. Z czasem gleba ulega degradacji. Nie ma sposobu na przeprowadzenie tego procesu, który nie wiązałby się z degradacją gleby. Tak właśnie kończą się cywilizacje: ich gleba po prostu się poddaje. Ciągle podbijają swoich sąsiadów, bo muszą zdobyć więcej rzeczy: jedzenia, wody, energii. Muszą pochodzić z innego miejsca, ponieważ miasto zużyło swoje własne.

Tym właśnie jest miasto. To ludzie żyjący w tak dużym zagęszczeniu, że po prostu nie ma wystarczającej ilości rzeczy. Po pewnym czasie wszystko jest już tylko betonem. Nie ma dosłownie nic innego, co można zrobić na tej ziemi. Więc musisz wyjść i zdobyć to. I nie ma nikogo, kto chciałby z tego zrezygnować. Wszyscy chcą swoich rzek, ryb i drzew, więc musisz podbić tych ludzi. Taki jest schemat cywilizacji. To jest czerpanie i przekroczenie, więc produkuje się więcej ludzi niż można utrzymać, więc ciągle podbijasz i w końcu osiągasz coś w rodzaju automatycznego limitu.

Lierre Keith

)O( 

Słowo, którego nikt nie chce, bowiem jest ostre i boli. Budzi z tego otępienia i rozrywa Serce by mogło znów się obudzić i poczuć, że stało się niewolnikiem Mózgogłowia, które przez te niezliczone eony stworzyło mechaniczne piekło udające park rozrywki, stworzyło szwadrony wyszkolonych zabójców ludzkiej świadomości i ducha, które rozrywały na strzępy wszystko co posiadało jeszcze wrażliwość. Wszystko co wciąż miało w sobie tą Świętą Iskrę. 

Z całych sił próbujemy To uratować. Przetrwać każdy kolejny dzień. Dzień po dniu i noc po nocy, tydzień za tygodniem. Jednak nie jest łatwo. Kurewsko trudno temu nie ulec, nie wpaść do tej wielkiej zamulonej czarnej dziury, która pożarła już miliony cudownych istnień, o których nikt już nie pamięta. Tak jakby nigdy ich nie było. Jedna rzecz to znaleźć swoje źródło światła, jednak czym innym jest nie pozwolić mu zgasnąć. Nie upaść w Mrok. Nie zatonąć w bagnie Ignorancji. W istocie ta odwieczna walka toczy się w nas samych, pomiędzy pragmatycznym i martwym na swój sposób Mózgogłowiem i tym nagim i wrażliwym Sercem. 

Z biegiem czasu, z upływem niespełnionych marzeń i zawiedzionych nadziei wszystko ukazywało się mniej zafałszowane pozbawione tych nadpisanych znaczeń, które były jak szyba oddzielająca nas od prawdy, która teraz ukazywała świat nagim i w zasadzie bezbronnym. Niszczyliśmy go nienawiścią do samych siebie, rozpaczą zagłuszoną neurotyczną nadpobudliwością, spazmami ciągłej pogodni w zasadzie już nie wiadomo za czym. 

Jednak przychodzi moment, że ta pogoń nas po prostu męczy, widzimy absurdalność, która za nią stoi, która jej przewodzi, która ją otacza i coraz trudniej jest nam temu zaprzeczyć. Widzimy wszechobecne nieuniknione cierpienie, które przerywają krótkie chwile szczęścia i ulotne momenty spełnienia i zadowolenia. Jednak wciąż jest tam ten wieczny niepokój. To coś. Świadomość, która rozumie czym w istocie jest nasze uwarunkowane życie, wszystkie te obietnice i slogany. Ta świadomość jest naprawdę bolesna i konieczna. Jest prawdziwym głosem Ducha, który przez cały czas próbuje nas Obudzić z tego snu o spełnieniu, o momencie wiecznej szczęśliwości. Robi to ponieważ to jest Pierwotna Iluzja, która nakazuje nam wciąż biec, wciąż gonić, wciąż być zaślepionym na to jaki w zasadzie jest koszt tego co „osiągamy”, co cieszy nas jedynie przez bardzo krótki czas i jest zależne od warunków, które same ulegają zmianie. 

Negatywny stan może mieć swoją pozytywną funkcję. Jeżeli wynika z mądrości może nam pomóc, ponieważ dotyka czegoś istotnego czego nie chcemy widzieć i nie chcemy uznać. Prawdy, której istota podważa nasze przekonanie co do natury rzeczywistości i zrozumienie jej oznacza drogę ku wyzwoleniu. Jednak nie jest to prawda, której ten rozpędzony świat chce słuchać, a zamiast tego będzie wciąż jej zaprzeczać, wciąż ją ukrywać i zagłuszać. Ponieważ ta Prawda kwestionuje „ideologię szczęścia” którą ten świat jest opętany. 

)O( 

Tak jest z pewnością w prawie każdym zawodzie, który widziałem z bliska. Ludzie dogadują się – i awansują – gdy są zgodni ze stereotypem. Profesorowie, mechanicy, rolnicy biodynamiczni, rodziny z domów dziecka, młodzi republikanie, postępowcy – nieważne, gdzie spojrzeć – mają tendencję do zachowywania się zgodnie z opisem postaci przekazanym przez centralny casting, nawet w kwestii ubioru. Podobnie, persona w mediach społecznościowych będzie często podobnie przyzwalać na dyktat grup, którym (nieświadomie) chce się przypodobać. W tym kontekście „polubienia” są równie dobre jak gotówka. Wszyscy to widzieliśmy.

Z tym nieświadomym podporządkowaniem się przychodzi wchłonięcie ideologii. Dostosuj się do opinii grupy, otrzymaj wymagane poklepanie po głowie, a włączenie do grona wybranych jest zapewnione. Przypomina to raczej scenę z „Życia Briana”, kiedy Brian próbuje sprawić, by ludzie przestali go naśladować. „Wszyscy jesteście indywidualistami!” krzyczy. Na co oni wszyscy odpowiadają, unisono, „Wszyscy jesteśmy jednostkami!”. Ludzie wolą ideologię (nawet jeśli jest to nieświadoma preferencja). Niezależna myśl jest zbyt trudna – i zazwyczaj nie jest nagradzana gotówką.

Ideologia staje się więc odmianą superego.

Ric Ballard

)O( 

To nazywam obietnicą – sloganem, który wszystko napędza, który leży u samej podstawy tej piramidy cierpienia opartego na wzajemnym wykorzystywaniu. Jest tak ponieważ nic nie istnieje samo w sobie i nie posiada rzeczywistej i niezależnej esencji. Nic w świecie formy nie potrafi żywić się samo w sobie. Wszystko potrzebuje czegoś innego, aby istnieć. Życie potrzebuje śmierci. Świat zbudowany na kłamstwie jest bardzo kruchy i tym właśnie jest świat jaki nas otacza i dlatego obserwujemy jego rozpad, kiedy tylko mamy oczy otwarte, aby naprawdę widzieć i czyste serce, aby czuć. Jednak czuć ten świat i jego cierpienie oznacza pielęgnowanie wrażliwości, która kiedy brak nam mądrości może być niezwykle destrukcyjna. Łatwo można tym manipulować i nadużywać – wymiar uczuć i emocji jest zarazem największą naszą mocą i słabością. Umysł ma swoją funkcję, potrzebujemy logiki i zdrowego rozsądku, potrzebujemy mózgu, intelektu i zdolności rozróżniania – jednak wszystko to powinno służyć Duchowi nie Mózgogłowiu (ego). 

Współczesny „duchowy świat” wszelkich guru, kołczów, samozwańczych przewodników i napuchniętych świętojebliwym marketingiem „mistrzów” tak naprawdę jest przytłaczająco doczesny i pusty, nie ma w tym czegoś co wykracza poza ten konsumpcyjny wymiar instant szczęśliwości, samo – stymulacji opartej na tendencji do uciekania przed prawdą o prawdziwej kondycji uwarunkowanej egzystencji. To ten sam hedonizm, który wciąż ma nas „uszczęśliwiać” w ten przytłaczająco jałowy sposób. To te same mechanizmy podsycania pragnień i chwilowych kompulsywnych zaspokojeń. To samo – oszukiwanie się doprowadzone do mistrzostwa. Ideologia szczęścia za wszelką cenę. Jednak to „szczęście” ma bardzo krótki okres przydatności do spożycia, bowiem nie jest w stanie zaspokoić tego co stanowi sam rdzeń problemu. Brak prawdziwej mądrości, która ukazuje nam czym w istocie jest ta cała nasza próba „tworzenia szczęścia” jak kolejnego produktu, który wciąż musimy opakowywać w „nowoczesną” formę by była dla Mózgogłowia atrakcyjna i „inspirująca”. 

Ignorowanie kosztów tej „produkcji” stało się naszą specjalizacją, jest pełnoetatową robotą na taśmie w tej fabryce szczęścia. To schizofreniczna natura mediów, które z jednej strony wciąż nas zabawiają i przytłaczają jednocześnie ponieważ strach i pożądanie to sterowniki tej symulacyjnej gry. To kryjący się za całym tym spektaklem scenariusz i nośnik fabuły. Momenty przebudzenia są bardzo rzadkie w takim układzie i najczęściej wynikają z cierpienia i bólu. Jednak kiedy tylko przychodzą nie możemy ich znieść, nie pozwalamy im ujawnić prawdy, którą niosą. Otworzyć tego prezentu, który może przynieść nam coś co w końcu rozdziera nasze zlepione sennymi marzeniami powieki i zatrzymuje ten absurdalny pęd ku przepaści nieświadomości i otchłani ignorancji, który wciąż z życia na życie utrzymuje nas w kole bezsensownego cierpienia, które tak naprawdę tworzymy sobie sami zrzucając odpowiedzialność na urojonych bogów i demiurgów. 

Natura ukazuje prawdę przez cały czas. Jednak nie widzimy jej ponieważ stworzyliśmy ludzki sztuczny świat oparty na skrajnym egocentryzmie i doprawdy brakuje nam prawdziwych outsiderów spoza tego systemu, którzy mówią w naszym ludzkim języku, którzy widzą nas takimi jacy naprawdę jesteśmy i potrafią nam to zakomunikować w sposób bezpośredni. Obudzić nas z tej hipnozy samouwielbienia i ślepej pogoni za „szczęściem” i bycia wiecznie zajętymi niczym, które udaje wszystko. 

Zatrzymać się. Ujrzeć to i zrozumieć. Wybaczyć sobie i innym. Obudzić w sobie Miłość, która rodzi prawdziwe nieuwarunkowane niczym szczęście, bowiem każda rzecz i zjawisko ma w sobie prawdziwego boga poza sloganem i potrzebą kultu, niesie w sobie światło i świadomość ukazując nam prawdę. 

Nazywam się Marcin Piniak studiowałem dziennikarstwo i fascynuje mnie aspekt komunikacji, a szczególnie tej jaką nawiązujemy sami z sobą przekierowując uwagę z zewnętrznego świata ku naszej autentycznej naturze. Twórczość jest dla mnie odruchem, czymś niemal biologicznym, czymś co pomaga mi żyć. Jest w swojej esencji drogą duchową i nauką Obecności i Wrażliwości. Ten świat potrzebuje ludzi z wyobraźnią i pasją, którzy mają w sobie tą cudowną ciekawość i życzliwość. Człowiek, który realizuje swój potencjał jest człowiekiem szczęśliwym i to powoduje, że na tym świecie jest mniej cierpienia. To najważniejszy powód dla którego warto to robić. Reszta jest tylko dodatkiem. Piszę, gotuję, fotografuję i nagrywam felietony video i audio. Opublikowałem alegoryczną powieść „17” o cieniach zachodniej cywilizacji i procesie transformacji, którą napisałem podróżując londyńskim metrem. Nasze życie jest opowieścią, którą warto zapisać. Tym właśnie się zajmuję.

SUBSKRYBUJ PIRACKIE WIEŚCI:

SOCIAL MEDIA:

Zwykły wpis