„OGNISTA POGODA”: KONFLIKT KLIMATYCZNY BIG OIL
Chris Hedges / The Real News Network
scheerpost.com
NIEWIELE MIEJSC ILUSTRUJE NISZCZYCIELSKI CYKL ZMIAN KLIMATYCZNYCH NAPĘDZANYCH PALIWAMI KOPALNYMI TAK DOBRZE, JAK ALBERTA W KANADZIE. BĘDĄCA DOMEM DLA BOOMU PIASKÓW BITUMICZNYCH, ODLEGŁA PÓŁNOC PROWINCJI STAŁA SIĘ RÓWNIEŻ MIEJSCEM NIEKTÓRYCH Z NAJGORSZYCH KATASTROF KLIMATYCZNYCH W HISTORII – TAKICH JAK POŻAR FORT MCMURRAY W 2016 ROKU, KTÓRY POCHŁONĄŁ 1,5 MILIONA AKRÓW I PŁONĄŁ PRZEZ TRZY MIESIĄCE. JOHN VAILLANT, AUTOR KSIĄŻKI FIRE WEATHER: A TRUE STORY FROM A HOTTER WORLD, DOŁĄCZA DO THE CHRIS HEDGES REPORT, ABY OMÓWIĆ POŻAR W FORT MCMURRAY, PRZEMYSŁ PIASKÓW BITUMICZNYCH ODPOWIEDZIALNY ZA WARUNKI, KTÓRE GO SPOWODOWAŁY, ORAZ ŚWIAT, KTÓRY BIG OIL STWORZYŁ W SWOJEJ WSZECHOGARNIAJĄCEJ POGONI ZA ZYSKIEM.
Chris Hedges:
W maju 2016 roku potworny pożar ogarnął miasto Fort McMurray w kanadyjskiej prowincji Alberta, niszcząc tysiące domów i zmuszając do ewakuacji 88 000 osób. Dziwacznie niszczycielska pożoga, która wdarła się do miasta z taką prędkością, że mieszkańcy ledwo uciekali samochodami, gdy ich domy płonęły i wyparowywały, jest zwiastunem nowej normalności; katastrofy klimatycznej, która stanie się powszechna w miarę ocieplania się klimatu i rozprzestrzeniania się potwornych burz, fal upałów i pożarów. Fort McMurray znajduje się w samym sercu piasków bitumicznych Alberty, jednego z największych skupisk ropy naftowej na świecie. Piaski bitumiczne produkują 98% kanadyjskiej ropy naftowej i są największym źródłem importowanej ropy naftowej w USA. Ropa ta, należąca do najbrudniejszych paliw kopalnych na Ziemi, jest główną przyczyną zanieczyszczenia atmosfery, uwalniając ogromne ilości dwutlenku węgla. Produkcja i zużycie jednej baryłki ropy z piasków bitumicznych uwalnia o 17% więcej dwutlenku węgla niż produkcja i zużycie standardowej baryłki ropy.
Ropa naftowa z piasków bitumicznych to gęsta, błotnista, gliniasta substancja nasycona węglowodorem zwanym bituminem. Ropa wydobywana jest w procesie znanym jako drenaż grawitacyjny wspomagany parą, który odbywa się pod ziemią i jest podobny do szczelinowania. W północnej części prowincji wydobycie odbywa się poprzez rozbiórkę odległych lasów borealnych Alberty, z których 2 miliony akrów zostało już zniszczonych. Zniszczenie rozległych lasów sprzedanych firmom drzewnym i zeskrobanie wierzchniej warstwy gleby pozostawiło po sobie zatrute pustkowia. Ta operacja przemysłowa, być może największy taki projekt na świecie, gwałtownie przyspiesza uwalnianie emisji dwutlenku węgla, które, jeśli pozostaną niekontrolowane, wkrótce uczynią planetę niezdatną do zamieszkania dla ludzi i większości innych gatunków.
Ropa naftowa jest transportowana na tysiące kilometrów, do rafinerii tak odległych jak Houston, rurociągami i w ciągnikach siodłowych z naczepami lub w wagonach kolejowych. Ponad 100 naukowców zajmujących się klimatem wezwało do wprowadzenia moratorium na wydobycie ropy z piasków bitumicznych. Były naukowiec NASA, James Hansen, ostrzegł, że jeśli ropa z piasków bitumicznych zostanie w pełni wykorzystana, będzie to „koniec gry dla naszej planety”. Wezwał również do postawienia dyrektorów generalnych firm zajmujących się paliwami kopalnymi przed sądem za zbrodnie przeciwko ludzkości. John Vaillant, autor książki „Fire Weather: A True Story from a Hotter World, która jest finalistą National Book Award.
Zacznijmy więc. Przeczytam ten fragment z początku twojej książki. Opisuje on sam pożar. „W ciągu kilku godzin Fort McMurray ogarnęła regionalna apokalipsa, która przez wiele dni prowadziła przez miasto seryjne burze ogniowe. Całe dzielnice spłonęły do fundamentów pod ogromną chmurą pirocumulusów, typową dla wybuchających wulkanów. Ten napędzany ogniem system pogodowy był tak ogromny i energiczny, że generował huraganowe wiatry i błyskawice, które rozpalały kolejne pożary wiele kilometrów dalej. Prawie 100 000 osób zostało zmuszonych do ucieczki w ramach największej i najszybszej jednodniowej ewakuacji w historii współczesnych pożarów”. Ten incydent, wokół którego budujesz swoją książkę, w pewnym momencie porównujesz do bombardowania Hamburga. Rozłóż najpierw warunki wstępne, które istnieją, w tym piszesz o tym, naturze samego lasu. Napisałeś, że drzewa nie rosną, ponieważ są zaprojektowane lub oczekuje się, że spłoną. Zanim przejdziemy do tego, co się wydarzyło, przedstaw antecedencje.
John Vaillant:
Tak, jasne. Dobrze być z tobą, Chris. System lasów borealnych jest największym takim systemem leśnym na Ziemi. Okrąża półkulę północną. Przebiega przez całą Kanadę, przez całą Alaskę, przez Rosję, gdzie jest znany jako „tajga”, do Skandynawii, dotyka Islandii, podnosi się ponownie w Nowej Fundlandii i ponownie kieruje się na zachód przez Kanadę, kończąc okrąg. Alberta to w około połowie las borealny, a jednym ze sposobów na zrozumienie Alberty jest to, że jest to w zasadzie Teksas Kanady. Tak więc wiele z tych samych wartości, interesów, gospodarki, nacisku religijnego, wyobcowania z rządu federalnego i wszystko to można znaleźć również w Albercie, wraz z tym bardzo naturalnie łatwopalnym systemem leśnym.
W maju 2016 roku, kiedy wybuchł ten pożar, można powiedzieć, że wybuchł, widzieliśmy punkt zwrotny w stałym trendzie ogrzewania i suszenia. Tak więc borealny system leśny ma więcej źródeł słodkiej wody niż jakikolwiek inny biom, w tym tropikalna dżungla. Powoli się ociepla i powoli wysycha, a 3 maja 2016 r. wokół Fort McMurray wybuchło pięć oddzielnych pożarów. Warunki były nadzwyczajne, w niskich latach 90-tych. I znowu, jesteśmy tutaj na subarktydzie. Znajdujemy się 600 mil na północ od granicy z USA, więc 90 stopni to bardzo nietypowa temperatura. Co więcej, wilgotność względna wynosi około 11%, a aby znaleźć podobne środowisko, trzeba udać się do Doliny Śmierci w południowej Kalifornii, aby znaleźć taką stałą wilgotność względną.
Mamy więc ten naturalnie wybuchowy system pożarów, las borealny, podgrzany do temperatur południowej Kalifornii i wysuszony do pustynnej suchości. Jeśli włożysz tam ogień i wiatr wiejący w złym kierunku, nie będziesz miał normalnego pożaru – będziesz miał burzę ogniową. Krótka lekcja nauki: ciepło promieniowania to ciepło pochodzące z ognia. Jest to ciepło, które mówi ci, abyś nie dotykał świecy lub nie wkładał ręki do ognia. Ciepło tego dnia docierające do Fort McMurray z tego pożaru wynosiło około 950 stopni Fahrenheita, a to jest gorętsze niż Wenus.
John Vaillant (ur. 1962) – amerykańsko-kanadyjski pisarz i dziennikarz. Publikował m.in. w „The New Yorker”, „The Atlantic”, „National Geographic” i „The Walrus”. Autor książek reporterskich Tygrys i The Golden Spruce oraz powieści The Jaguar’s Children, która znalazła się w finale Nagrody im. Margaret Atwood i Graeme’a Gibsona przyznawanej przez Kanadyjskie Stowarzyszenie Pisarzy oraz otrzymała nominację do Międzynarodowej Dublińskiej Nagrody Literackiej. Mieszka w Vancouver.
Chris Hedges:
Porozmawiajmy o naturalnym cyklu w systemie ekologicznym. Piszesz, że jednym z powodów, dla których drzewa nigdy nie stają się bardzo duże lub bardzo stare, jest to, że pomimo całej tej wody regularnie płoną. Tak zostały zaprojektowane.
John Vaillant:
Tak. System lasów borealnych, o którym nie myślimy zbyt wiele, ponieważ znajduje się tak daleko na północy. Jest tam bardzo słabo zaludniony, więc ogromne pożary są naturalne. Może to być pożar o powierzchni tysiąca mil kwadratowych, który byłby nagłówkiem wiadomości, gdyby miał miejsce w Kalifornii i przeszedłby bez echa w kanadyjskim cyklu informacyjnym, ponieważ są one stosunkowo powszechne. Fort McMurray jest jednak anomalią: to miasto 90 000 stałych i tymczasowych pracowników. Znajduje się 600 mil na północ od granicy z USA, w środku systemu leśnego, który zazwyczaj jest niezamieszkany i pozostawiony samemu sobie. Tak więc umieszczenie dużego, stałego miasta, które ma ogromną wartość ekonomiczną dla kraju, w środowisku podatnym na pożary, to proszenie się o kłopoty. I udało im się odeprzeć to w przeszłości, a ich numer pojawił się w maju 2016 roku.
Chris Hedges:
Porozmawiajmy o wydobyciu. Jak już mówiłem, zanim weszliśmy na antenę, odwiedziłem Fort McMurray i przejechałem przez piaski bitumiczne i bardzo trudno jest uchwycić rozmiar operacji i tych monstrualnych ciężarówek, a jest to coś z księżycowego krajobrazu. Ale opowiedz trochę o wydobyciu, zarówno pod względem tego specjalnego sprzętu w książce, jak i tego, jak ogromne jest to przedsięwzięcie.
John Vaillant:
Tak. Kiedy Kanada mówi o swoim przemyśle naftowym, myślimy o szybach naftowych, platformach wiertniczych i tym podobnych rzeczach, ale naprawdę musimy o tym zapomnieć. To, do czego jest bliżej, to ogromny projekt wydobycia węgla. Bitum to piasek; to piasek nasączony bitumem, który jest w zasadzie smołą. Żaden zwykły człowiek nie wyobraża sobie wydobywania z niego ropy naftowej.
Chris Hedges:
W książce piszesz, że to tylko 10% bitumu.
John Vaillant:
– Tak, tak. Więc jest to około 90% lub 85% piasku kwarcytowego, który jest twardym minerałem, 5% wody, kawałki gliny, a następnie ten niewielki procent bitumu, który trzeba wykopać za pomocą gigantycznych maszyn. Kiedy mówię o gigantycznych maszynach, mam na myśli dźwigi i łopaty, które mają szufle wielkości garażu, a ciężarówki, które następnie wypełniają tym materiałem, ważą 400 ton puste, więc same ciężarówki są wielkości trzypiętrowych domów. Koła mają 13 stóp wysokości. Wszystko jest sterydowo duże, a to dlatego, że sam krajobraz jest tak rozległy. Bardzo trudno jest nawet znaleźć skalę, dopóki nie stanie obok niej człowiek, a ludzie po prostu znikają w tym środowisku.
Mamy więc te ogromne łopaty kopiące ten bitumiczny piasek, który rośnie pod lasem borealnym. Zanim więc będzie można cokolwiek wykopać, jeszcze większe buldożery zaorają las, tworząc hałdy. Następnie w ruch idą łopaty, ciężarówki jadą przez ten poczerniały krajobraz i docierają do tych zakładów, w których podgrzewają ten bitumiczny piasek i topią z niego smołę. Celem jest tu wytworzenie produktu ropopochodnego, ale moim zdaniem każdego dnia marnuje się miliardy stóp sześciennych gazu ziemnego na wytapianie bitumu z piasku. Po spaleniu całego tego gazu ziemnego pozostają tylko kadzie pełne smoły, która jest zasadniczo uszczelniaczem do podjazdów. Następnie, aby przekształcić ją w coś w rodzaju ropy naftowej, trzeba ją ponownie podgrzać w tych zbiornikach ciśnieniowych, co wymaga więcej gazu ziemnego i powoduje ogromne ilości zanieczyszczeń.
W przemyśle naftowym frakcjonuje się użyteczne elementy dowolnego produktu ropopochodnego, który próbuje się renderować, a tutaj uzyskuje się substancję podobną do ropy naftowej, która następnie musi zostać przetransportowana rurociągiem lub ciężarówką na południe do amerykańskich rafinerii, które mogą obsługiwać ciężką, brudną ropę naftową, a następnie musi zostać ponownie podgrzana. Jeśli więc pomyślimy o ilości paliw kopalnych zużywanych tylko po to, by dostarczyć je do fabryki, w której można je przekształcić w coś przypominającego ropę naftową. Nazywa się to syntetyczną ropą naftową – jest tania i obfita, ale niezwykle marnotrawna. Spędziłem trochę czasu w książce, próbując wyjaśnić uzasadnienie biznesowe, ale żadna zwykła osoba biznesowa nie podjęłaby się tego, ponieważ jest to wyjątkowo nieefektywne i marnotrawne.
Chris Hedges:
Oto twój opis tego, jak to wygląda, i całkiem niezły, bo sam tam byłem. „Mila za milą czarnej i splądrowanej ziemi z dołami połykającymi stadion i martwymi, odbarwionymi jeziorami strzeżonymi przez strachy na wróble w porzuconej odzieży przeciwdeszczowej i nadzorowanymi przez płonące kominy i dymiące rafinerie, całość połączona labiryntami płytek drukowanych z polnymi drogami i rurami, patrolowana przez maszyny wielkości budynków, które, choć ogromne, wydają się karłowate w stosunku do nieużytków, które stworzyły. Same stawy osadowe zajmują ponad sto mil kwadratowych i zawierają ponad ćwierć biliona galonów skażonej wody i ścieków z procesu uszlachetniania bitumu. Ten toksyczny szlam może trafić tylko do gleby lub powietrza, a w przypadku awarii jednej z ogromnych zapór ziemnych – do rzeki Athabasca. Od dziesięcioleci wskaźniki zachorowań na raka w społeczności zamieszkującej dolny bieg rzeki są nienormalnie wysokie”. To, co zostawiamy za sobą, zwłaszcza że jest to tak duże źródło słodkiej wody, to gigantyczny zatruty krajobraz, którego prawdopodobnie nie da się odzyskać.
John Vaillant:
Tak, myślę, że tak. Firmy naftowe pracujące tam już dawno znikną, zanim dojdzie do jakiejkolwiek poważnej rekultywacji. W pewnym sensie jest to więc strefa poświęcenia. W mieście występuje wysoki wskaźnik zachorowań na astmę. Występuje podwyższony wskaźnik zachorowań na raka, nie tylko w dolnym biegu rzeki, ale także w samym Fort McMurray. Zapach bitumu unosi się w powietrzu, a ludzie żartują, że kiedy wiatr wieje w dobrym kierunku, czuć smolisty zapach, który pachnie jak pieniądze, ale także jak rak.
Chris Hedges:
Cóż, są pieniądze do zarobienia. Rynki nieco spadły wraz ze spadkiem cen ropy naftowej, ale myślę, że w książce podałeś, że średnia pensja w Fort McMurray lub gospodarstwie domowym wynosiła 200 000 USD rocznie.
MARCIN POPKIEWICZ. „ŚWIAT NA ROZDROŻU”.
Od tak dawna żyjemy w świecie wzrostu wykładniczego, że uważamy to za stan normalny. Kiedy ten system powstawał, do głowy nikomu nie przyszło, że może on zderzyć się z fundamentalnymi ograniczeniami. Jednak w krajach uprzemysłowionych czas funkcji wykładniczych kończy się.
Przestała rosnąć populacja, a struktura wiekowa społeczeństwa będzie powodować konieczność ponoszenia coraz większych kosztów, co dodatkowo odbierze środki na inwestycje w dalszy wzrost.
Większość terenów jest już zbadana i zagospodarowana. Pozostały już tylko ekstremalnie trudne rejony, takie jak Arktyka czy głębiny oceaniczne, gdzie inwestycje są kosztowne, a zwrot kapitału powolny.
Perspektywom dalszego wzrostu zużycia energii przyjrzymy się w dalszych rozdziałach, jednak – jak zobaczymy – będziemy mieć dużo szczęścia, jeśli w najbliższych dekadach uda się je utrzymać choćby na obecnym poziomie. Na razie stoimy w obliczu codziennego wypływu miliardów dolarów z krajów Zachodu do eksporterów ropy i gazu, co też raczej nie sprzyja wzrostowi gospodarczemu. A wygląda na to, że ta wyciekająca rzeka pieniędzy będzie coraz szersza.
Obrazowo mówiąc – do USA i Europy płyną statki z towarami z Chin i tankowce z ropą z Bliskiego Wschodu. Po czym odpływają puste po kolejny ładunek. W drugą stronę odpływają pieniądze i siła polityczna.
Również wzrost efektywności, który udało się osiągnąć w wyniku specjalizacji i profesjonalizacji w krajach uprzemysłowionych, zaszedł już tak daleko, że trudno go będzie dalej kontynuować.
Pozostaje rozwój i wymiana technologii. Coraz szybsze komputery, rozpowszechnienie się telefonów komórkowych i płaskich trójwymiarowych telewizorów. Jednak rozwój technologii wymaga inwestycji, a z tym będzie coraz trudniej. Opracowywanie nowych, coraz bardziej zaawansowanych technologii wymaga też coraz większych zasobów. A także młodych, kreatywnych i chcących zmieniać świat ludzi, a z tym w nadchodzących czasach pokolenia emerytów również może być coraz trudniej.
Na to wszystko nakłada się olbrzymie zadłużenie i chroniczne strukturalne deficyty budżetowe – inaczej mówiąc bańka kredytowa. Wynika to z działań rządów, które za wszelką cenę starają się utrzymać dalszy wzrost.
Przez kilkanaście ostatnich lat byliśmy świadkami zalewania rynków olbrzymią ilością taniego pieniądza, napędzającego wzrost wydatków konsumentów i stymulującego ich zadłużanie się. Byliśmy zachęcani, a może nawet manipulowani do brania coraz większych kredytów, abyśmy wydawali pieniądze, których nie mieliśmy, na rzeczy, których nie potrzebowaliśmy, aby stworzyć wokół siebie wrażenie bogactwa (choć nietrwałego) przed ludźmi, którzy nas nic nie obchodzą. Niedługo przyjdzie czas zapłaty rachunków.
Co robią rządy i banki centralne, aby zażegnać problemy? Główna linia postępowania polegała na zasypaniu dziury długu… jeszcze większą ilością nowego długu – co nawet do pewnego stopnia działa, przynajmniej jeszcze przez jakiś czas.
Austriacka szkoła ekonomiczna ustami Ludwiga von Misesa zwięźle komentuje los baniek kredytowych:
„Nie ma możliwości uniknięcia ostatecznego załamania finansowego boomu wywołanego przez ekspansję kredytową. Jedyną istniejącą alternatywą jest to, czy kryzys nadejdzie wcześniej w rezultacie świadomego zaprzestania ekspansji kredytowej, czy też później, jako ostateczna i totalna katastrofa systemu pieniężnego.”
Podejmujemy desperackie działania mające na celu utrzymanie dalszego wzrostu ekspansji kredytowej, nie dopuszczając do siebie pierwszego scenariusza. Co czyni drugi scenariusz Misesa – ostateczną i totalną katastrofę systemu pieniężnego – najbardziej prawdopodobnym rozwiązaniem.
John Vaillant:
Tam jest jak w gorącym domu. Różni ludzie z całej Kanady – są pewne przygnębione części Kanady, zwłaszcza w Maritimes na wschodnim wybrzeżu – od czasu załamania się połowów dorsza ludzie walczą o utrzymanie. Jedna trzecia mieszkańców Fort McMurray pochodzi ze wschodniego wybrzeża Kanady, z Nowej Fundlandii, Labradoru, Nowej Szkocji i podobnych miejsc. To jedyne miejsce, w którym mogą symulować styl życia klasy średniej i robią to setki, a w tym przypadku tysiące kilometrów od swoich rodzin. Ale stworzyli symulację przedmieść w tych subarktycznych lasach. Dla nich to działa, ale jest to bardzo sztuczny konstrukt, ponieważ jest całkowicie zależny od przemysłu bitumicznego, który jest całkowicie zależny od globalnej ceny ropy. A bitum, ponieważ wszyscy w branży rozumieją, że jest to materiał trzeciej kategorii, jest pasierbem branży, więc musi akceptować niższe ceny i radzić sobie z wieloma nadużyciami ze strony ludzi, którzy wydobywają ropę z ziemi.
Chris Hedges:
Wielu z tych ludzi może mieć rodzinę w Fort McMurray, ale wsadzono ich do autobusów. Widziałem autobusy, ponieważ jest to tak rozległy obszar, jadące do tych obozów, w których nie wiem, ile dni pracują, zanim wrócą. Nie mieszkają więc w Fort McMurray.
John Vaillant:
Istnieją różne poziomy mieszkańców. Ci pracownicy obozów i te obozy są jak gułagi; zimą jest tam naprawdę zimno, jak można sobie wyobrazić, 40-50 poniżej zera. Są to izolowane przyczepy, które są ułożone w stosy, wyglądają trochę jak polarne stacje badawcze, z wyjątkiem tego, że są otoczone ciężkim ogrodzeniem i patrolowane przez strażników. Każdy musi nosić urządzenie RFID, aby można go było śledzić, gdziekolwiek się udaje. Pracują na 12-godzinnych zmianach. Obiekty te działają 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, 365 dni w roku. Nigdy się nie zatrzymują. Po kilku tygodniach spędzonych w tym środowisku, pojawia się bladość i znużenie, a choć pieniądze, które zarabiają, są dobre, żniwo dla duszy jest ciężkie.
Jest też inna populacja, która mieszka w mieście w ładniejszych domach i może mieć przy sobie swoje rodziny. Rzucili wszystko i przenieśli się do Fort McMurray. Są stałymi mieszkańcami. Istnieją więc dwa poziomy robotników, ale ostatecznie wszyscy oni służą tej gigantycznej maszynie, której jedynym celem jest wydobywanie, topienie, przetwarzanie i transportowanie bitumu.
Chris Hedges:
Dlaczego ochrona wokół obozów jest tak duża?
John Vaillant:
Wokół protestujących panuje niepokój. Przemysł bitumiczny od dziesięcioleci jest pariasem w przemyśle naftowym i jest celem grup ekologicznych i aktywistów środowiskowych. Szczerze mówiąc, nie mają się czym martwić, ponieważ jest to tak odległe miejsce, że trudno się tam dostać, jest tylko jedna droga wjazdowa i jedna droga wyjazdowa, a wszędzie jest policja. Nigdy nie byłem – z pewnością w Ameryce Północnej – w miejscu, w którym czuło się tak dużą obecność policji/ochrony. Pracuje tam wiele różnych prywatnych firm, a także RCMP i policja miejska.
Pracownicy, ponieważ jest tak… Słyszy się o tym w Williston w Północnej Dakocie i innych miastach boomu w Teksasie. Kiedy zbierze się tylu mężczyzn z dala od ich rodzin, pracujących niezwykle ciężko, opłacanych niezwykle dobrze, wzrasta liczba przypadków zażywania narkotyków i innych rodzajów przemocy – wewnętrznej i zewnętrznej; nie ma tam normalnych zarządców, brakuje uprzejmości, a normalne stabilizujące cechy wielopłciowego, wielopokoleniowego społeczeństwa są zastępowane przez porządek policyjny, ogrodzenia i rygorystyczne systemy kontroli. Meldujesz się, wymeldowujesz. Powiedziałbym, że to jak więzienie o niskim poziomie bezpieczeństwa. Porównywalne do tego.
Chris Hedges:
Porozmawiajmy o pożarach. Piszesz, że nie są one pojedynczymi bytami i dzielisz je na trzy odrębne części. Czym są te części i jak działają?
John Vaillant:
Tak. Zachowanie pożaru jest zróżnicowane i zależy od etapu jego wzrostu oraz rodzaju paliwa. Wszyscy widzieliśmy pożar papierosa na poboczu drogi, który jest powoli rozprzestrzeniającą się czernią, która może świecić w nocy, ale w ciągu dnia można go nie zobaczyć, z wyjątkiem dymu na krawędzi czołowej. Następnie, gdy dostanie się do większych paliw, liści, zarośli, możesz zobaczyć prawdziwy płomień. W zależności od ciepła i wiatru – A ciepło i wiatr są naprawdę decydującymi czynnikami decydującymi o tym, czy pożar się powiedzie, czy nie – Jeśli masz gorące warunki i wietrzne warunki i dostaniesz się do dobrego paliwa pod krzakami i podatnymi drzewami – Zwłaszcza drzewami iglastymi, które są obfite w lesie borealnym – Płomienie wspinają się w architekturę drzew, a następnie lasu.
Podczas wspinaczki – ogień chce się wspinać, wszyscy wiemy, że ciepło rośnie – wznosi się w korony drzew i zasysa wiatr od spodu, ponieważ cały czas potrzebuje tlenu. Tak więc ogień, warto myśleć o nim jak o oddychającej istocie; Wciąga tlen z całego otoczenia i wznosi się w architekturę drzew, dzięki czemu powstaje ten pędzący efekt przypominający komin. Tam, gdzie ogień jest w pewnym sensie najszczęśliwszy, najbardziej energiczny, najbardziej charyzmatyczny i dynamiczny, znajduje się w koronach drzew, a następnie przyciąga wiatr z dołu. W miarę narastania tego ciepła, gdy całe drzewo jest zaangażowane, mamy do czynienia z rosnącym ciepłem i rosnącym wiatrem, który następnie narasta na siebie, tak że staje się niemal samonapędzającą się maszyną. Jeśli warunki są wystarczająco gorące, suche i wietrzne, płomienie zaczynają przeskakiwać z wierzchołka na wierzchołek.
Dlaczego jest gorąco, ciepło uwalnia parę, uwalnia węglowodory z otaczających paliw. Taki jest cel ciepła. Ogień wyczuwa więc opary, których nie widzimy, i dlatego widzimy te wybuchowe kule ognia i potężne fale płomieni wydobywające się z dużych pożarów borealnych, ponieważ jest to przegrzana para wznosząca się i zapalająca. Wyobraź sobie pustą puszkę po gazie – nawet jeśli nie ma w niej dużo płynu, nadal eksploduje w spektakularny sposób. To właśnie umożliwia pożar w lesie, ponieważ wszystkie te węglowodory uwalniają się w tej gazowej chmurze, która następnie zapala się. To właśnie wtedy, zwłaszcza w przypadku pożarów lasów borealnych, można zaobserwować pełną eksplozję. Można go porównać do huraganu kategorii 5.
Płomienie mogą mieć wysokość 300 stóp. Mogą wysyłać kule ognia w górę kolumny dymu na kolejne 1000 stóp. Front ognia może mieć wiele mil szerokości. Są mniej jak pożary, a bardziej jak fale pływowe płomieni przetaczające się przez krajobraz. Są charyzmatyczne, przerażające i niemożliwe do zatrzymania, gdy już się rozpędzą.
Chris Hedges:
Masz niesamowitą historię z pożaru Chisholm w 1950 roku? Pozwolę ci ją opowiedzieć. NASA lub NORAD lub ktoś monitoruje globalną pogodę z satelity, ale można to odebrać stamtąd.
John Vaillant:
Tak, tak. Miało to miejsce w 2001 roku, około 100 mil na południe od Fort McMurray, w lesie borealnym. Pożar wybuchł w podobnie gorących i suchych warunkach. Wydaje mi się, że był to obserwator satelitarny Marynarki Wojennej w Waszyngtonie, który zobaczył ten zastrzyk aerozolu, ten gigantyczny pióropusz dymu wydobywający się z lasu Alberty. Wiedział, że nie ma tam wulkanów, więc co innego mogłoby wysłać w górę strumień dymu z taką siłą i energią do stratosfery? Jedyne, co przychodziło mu do głowy, to bomba atomowa. Zapytali więc władze w Albercie, czy właśnie zdetonowaliście ładunek nuklearny? Odpowiedzieli, że nie.
Kiedy człowiek w Waszyngtonie zidentyfikował na mapie strefę, w której to się działo, był to pożar Chisholm, który zapisał się w księgach rekordów jako najbardziej energiczny, intensywny i okrutny pożar, jaki kiedykolwiek zmierzono na ziemi. Ma dużą konkurencję, nie tylko z Alberty, ale także z Kalifornii, Australii, a nawet Syberii. Było to więc niezwykłe wydarzenie, ale w pewnym sensie było zapowiedzią tego, co miało nadejść. Od tego czasu w Albercie wybuchły jedne z najbardziej intensywnych pożarów w historii.
Chris Hedges:
W książce prosisz nas, abyśmy spojrzeli na pożary z innej perspektywy, a na początku rozdziału 12 cytujesz Raya Raskera, współzałożyciela Community Planning Assistance for Wildfire. Mówi on: „Nie mamy problemu z pożarami lasów. Mamy problem z zapaleniem domu. Jak tylko zdasz sobie z tego sprawę, zmienia to twoje spojrzenie na pożary”.
John Vaillant:
Tak. Ludzie mówią o ludziach jako o ludziach kukurydzy, ale myślę, że bardziej trafne jest to, że w XXI wieku jesteśmy ludźmi węglowodorów. Nie tylko cała nasza gospodarka – a w każdym razie jej 80% – jest napędzana paliwami kopalnymi, ale także niezwykły procent rzeczy, z którymi wchodzimy w interakcje, a nawet które nosimy, pochodzi z produktów ropopochodnych. Nasze ubrania, buty, materace, meble na placach zabaw. Mamy gonty bitumiczne, siding winylowy, okna winylowe, podłogi z plastikowych laminatów. Większość z nas kładzie się spać na produktach ropopochodnych, z których wykonane są nasze pościele i materace.
Tak więc dom, który jest dla nas sanktuarium, jest uważany za nienaruszalną przestrzeń, w której można bezpiecznie wychowywać rodzinę. Kiedy ogrzewamy go do odpowiedniej temperatury, zaczyna wydzielać węglowodory, podobnie jak las czy puszka z gazem. Nowoczesny dom jest bardziej łatwopalny niż dom z bali lub dom z XIX wieku, który jest wykonany głównie z drewna, w większości wyposażony w meble wypchane bawełną lub włosiem końskim, rzeczy, które obecnie uważamy za antyki. Ale nowoczesny dom to gigantyczna puszka z gazem i nie myślimy o tym, gdy jest 75 stopni. Ale kiedy jest 300 stopni z powodu promieniowania cieplnego pochodzącego z pożaru lub 1000 stopni z powodu promieniowania cieplnego pochodzącego z borealnego pożaru, zmienia się w coś zupełnie innego. Strażacy przekonali się o tym w bolesny sposób w maju 2016 roku.
Chris Hedges:
To właśnie nazywa się flashover.
John Vaillant:
Tak. Ponownie, celem ciepła i ognia jest uwolnienie węglowodorów w potencjalnym paliwie, a paliwa, z którymi ogień wchodzi w interakcję, są w postaci pary. Ogień nie może spalać ciał stałych. Musi podgrzać ciała stałe, aż zaczną parować. Kiedy więc mamy do czynienia z 1000-stopniowym upałem wydobywającym się z pożaru, jak ten, który pojawił się w Fort McMurray 3 maja, całe domy nagrzewały się do 600, 700, 800 stopni. Cały siding winylowy, wszystkie kleje i laminaty w sklejce, wszystko parowało. Strażacy nie mogli tego zobaczyć, właściciele domów nie mogli tego zobaczyć, ale ogień wyczuwał te gigantyczne kłęby łatwopalnego gazu w tych domach i wokół nich.
Kiedy później rozmawiałem ze strażakami, powiedzieli, że tak, domy płonęły do piwnic w ciągu pięciu minut. Byłem pewien, że przesadzają, i to nie dlatego, że byli nieprawdziwi, ale było dużo adrenaliny, było dużo zmęczenia; wielu z tych ludzi nie spało przez wiele dni, ponieważ ogień nigdy nie ustępował, więc założyłem, że była to sytuacja typu mgły wojny. Potem rozmawiałem z fizykiem, który specjalizował się w niszczeniu domów i ich łatwopalności, niejakim Vyto Babrauskasem z Seattle, a on powiedział, że tak, nie, to możliwe, aby uzyskać tak niesamowite czasy spalania. Powiedziałem, ale czy możesz to wyjaśnić? Odpowiedział, że powinieneś spojrzeć na burzę ogniową w Hamburgu z czasów II wojny światowej, która da ci wyobrażenie o energii i okolicznościach, jakie miały miejsce w Fort McMurray w maju 2016 roku.
Chris Hedges:
Nie wiedziałem o tym, dopóki nie przeczytałem tego w twojej książce, że ta burza ogniowa została w pełni zaprojektowana, gdzie w ramach przygotowań wzniesiono budynki, które replikowały niemieckie style budowlane, aż do wypełnienia sof i umieszczenia łóżeczek dziecięcych.
John Vaillant:
Tak, to było diaboliczne.
Chris Hedges:
Tak. Ale naprawdę porównujesz tę inżynierię burzy ogniowej w Hamburgu do naszej własnej, inżynierii, w której żyjemy.
John Vaillant:
To właśnie jest dziwne i złowieszcze. Standard Oil, obecnie Exxon, ma i miał boczną linię w broni zapalającej. We współpracy z armią amerykańską opracowali program bombardowań w celu podpalenia Hamburga. Zanim to zrobili, zatrudnili architektów, scenografów i stolarzy, aby symulowali niemieckie domy, a następnie przetestowali te urządzenia zapalające na tych domach w Utah, na innych poligonach bombowych w całym kraju oraz w Wielkiej Brytanii, aby sprawdzić, jaka kombinacja termitu i innych produktów będzie najlepsza do podpalenia tych domów i zaprojektowania burzy ogniowej. Był to więc jeden z najbardziej niezwykłych i zaplanowanych aktów sankcjonowanego przez państwo podpalenia, jakiego kiedykolwiek dopuszczono się na ludności cywilnej i był on wielokrotnie powtarzany w Niemczech, ale także w Japonii. Wiele miast zostało zbombardowanych w ten sposób również w Japonii podczas II wojny światowej.
Jest to dość dziwaczna ironia, że obecnie nowoczesny dom jest własnym urządzeniem zapalającym w tym sensie, że jest wypełniony substancjami petrochemicznymi i w wielu przypadkach pokryty produktami ropopochodnymi, takimi jak siding winylowy i gonty smołowe. Ma to sens, gdy spojrzy się na przemysł naftowy. Jego działalność to ogień. Myślimy o nim jak o ropie naftowej. Możemy myśleć o nim jako o gazie ziemnym lub asfalcie, ale jego jedynym celem jest spalanie i to jest biznes, w którym działają te firmy. Tak więc wszystko, czego dotykają, czy to plastikowy kosz na śmieci, gumowa opona, czy piękny nowoczesny dom, ma u podstaw tę niezwykle łatwopalną substancję, jaką są produkty ropopochodne.
I tak, zajęło mi trochę czasu badanie i myślenie o tym, aby zdać sobie sprawę i rozejrzeć się po moim własnym domu, że w zasadzie siedzę wewnątrz pewnego rodzaju urządzenia zapalającego, a to jest dziwne uczucie, a potem sprawia, że zastanawiasz się, po czyjej stronie jest firma naftowa. To naprawdę zmieniło mój pogląd na to, jak żyjemy i jak zasilamy nasze życie, a także dziwną łatwość, z jaką mamy do czynienia z niezwykle wybuchowymi substancjami, nie wspominając o kanistrze pełnym gazu, przepraszam, zbiorniku pełnym gazu ustawionym tuż za fotelikiem samochodowym naszego dziecka, grillach gazowych, mamy płomienie płonące w naszej piwnicy z podgrzewaczem wody i piecami. Mamy niesamowity komfort z tą naprawdę niszczycielską energią.
Chris Hedges:
Pytasz, jaką rolę odgrywa przemysł naftowy w promowaniu i zatwierdzaniu materiałów budowlanych, które mają chronić rodziny przed krzywdą.
John Vaillant:
Tak, istnieją oceny ognioodporności dla wszelkiego rodzaju produktów, w tym materacy i tym podobnych rzeczy. Wiele z tych substancji ognioodpornych jest w rzeczywistości dość rakotwórczych i działa tylko do pewnego momentu. Tak więc żadna ilość środków ognioodpornych nie powstrzyma domu, który jest w pełni pochłonięty przez ogień, a na pewno nie powstrzyma domu przed spaleniem, jeśli zostanie skonfrontowany z rodzajem energii pochodzącej z pożaru lasu, który widzieliśmy w Fort McMurray i który widzieliśmy również w… Boulder, Kolorado miało podobne pożary, Kalifornia, Montana. Lahaina była tego naprawdę tragicznym przykładem. Kanada płonęła dosłownie przez całe lato, prawie od wybrzeża do wybrzeża, a społeczności zostały ewakuowane w całym kraju, a kilka z nich spłonęło doszczętnie. To energia, która jest naprawdę wzmocniona i możliwa dzięki wysokiej zawartości ropy naftowej w naszym życiu, w każdym aspekcie naszego życia.
Chris Hedges:
Cóż, nazywasz epokę, w której żyjemy, sceną petro.
John Vaillant:
Tak. Tak, erą ropy naftowej i datowałbym ją tak naprawdę od około 1859 roku, kiedy to uwolniono szyb w Titusville, pierwszy przemysłowy szyb naftowy. Standard Oil, obecnie Exxon, i wiele innych firm naftowych zostało założonych w 1870 roku. To wtedy przemysł naftowy naprawdę się rozwinął. Był to rodzaj prekursora przemysłu naftowego, jaki znamy, a potem oczywiście samochód naprawdę wprawił go w ruch, że tak powiem. Istnieją dowody sugerujące, że era ropy naftowej osiąga obecnie swój szczyt. Transformacja jest w toku, choć nierównomierna. Istnieje wiele nacisków ze strony głęboko, głęboko zakorzenionego przemysłu naftowego i wszystkich systemów, które są przez niego wspierane i finansowane, w tym naszej polityki.
Chris Hedges:
Oto punkt, o którym chyba wiedziałem, ale kiedy go wyartykułowałeś, pomyślałem, że jest interesujący. Powiedziałeś, że spaliny, podobnie jak atmosfera, do której wpływają, są w większości niewidoczne i łatwo o nich nie myśleć, ale gdyby rura wydechowa tego Silverado została skierowana z powrotem do pojazdu, kierowca i wszyscy jej pasażerowie zginęliby w ciągu kilku minut. Gdyby wydech Silverado został skierowany do salonu kierowcy, ona i jej rodzina zginęliby w ciągu godziny. Ale w jakiś sposób, kiedy uruchamiamy nasze samochody „na zewnątrz”, w cudzysłowie, w naszej wspólnej atmosferze, nagle toksyczny gaz magicznie znika, jest naprawdę…
John Vaillant:
Tak. Tak, nie, wszyscy z nas żyjących dzisiaj dorastali w erze ropy naftowej i wydaje nam się to normalne, tak jak ludzie palący w samolotach i poczekalniach lekarskich wydawali się normalni dla ludzi w latach pięćdziesiątych. Jesteśmy do tego całkowicie przyzwyczajeni, do tego stopnia, że jest to dla nas niewidoczne. Ale jeśli naprawdę zatrzymasz się i pomyślisz o tym, jak ropa naftowa jest przetwarzana i czym w rzeczywistości jest, jest ona dosłownie toksyczna na każdym etapie swojego życia, od momentu wydobycia z ziemi poprzez niesamowicie zanieczyszczający proces rafinacji do naszych samochodów i gdzie jest spalana, więc jeśli spojrzysz na… Ropa naftowa zabije cię w każdej postaci, czy to jako ciecz, jako toksyczny wyciek, jako gaz, jako emisja, i dziwnie jest myśleć, że otoczyliśmy się i przekonaliśmy samych siebie, że ta głęboko toksyczna substancja jest dla nas sprzymierzeńcem i czynnikiem umożliwiającym ten wspaniały styl życia, który prowadzimy, a który jest teraz zagrożony w wymierny i widoczny sposób przez to właśnie źródło energii.
Chris Hedges:
Porozmawiajmy trochę o tym. Piszesz o tym. Wydaje mi się, że Ronald Wright nazwał nas pożeraczami przyszłości, ale zajmujesz się także kwestią wygody, luksusu i władzy, rodzaju władzy, jaką dają nam paliwa kopalne. Mówisz o kobiecie prowadzącej samochód, ale mówisz o… Tak więc nauka istnieje, a nie tylko nauka, ale załamanie samego klimatu jest widoczne, a mimo to nie reagujemy w żaden znaczący sposób, i to jest kwestia, którą zajmujesz się w książce. Wyjaśnij, dlaczego lub dlaczego uważasz, że nie reagujemy.
John Vaillant:
Łatwość, poczucie pewnego rodzaju dysocjacji, w którą jesteśmy zaangażowani w naszym codziennym życiu i możemy zobaczyć nagłówki gazet. Teraz prawie każdy w Kanadzie zna osobiście kogoś, kto został ewakuowany z powodu pożaru. Tak wszechobecne jest to teraz tutaj po tym strasznym lecie, które mieliśmy. Z pewnością wielu ludziom w Stanach Zjednoczonych również nie jest to obce. Jednocześnie nadal jeździmy samochodem. Możemy nawet nadal inwestować w przemysł naftowy. Akceptujemy to.
Po pierwsze, myślę, że ludzie mają swego rodzaju adaptacyjny geniusz do dzielenia i rozdzielania ryzyka oraz zarządzania nim, ale myślę, że istnieje również przywiązanie do status quo, które zagraża naszej dobrej ocenie sytuacji, a nawet naszej zdolności do samozachowania. Dobrą ilustracją tego jest Alberta, która ucierpiała w wyniku straszliwych pożarów, ale gdzie przemysł jest silnie uzależniony od wydobycia ropy naftowej, więc ludzie tam… Myślę, że myślano, że kiedy ludzie przejdą przez katastrofy klimatyczne, staną się aktywistami klimatycznymi. Tak jakby się obudzili. W Albercie ludzie przeszli przez najgorsze pożary, jakie można sobie wyobrazić, naprawdę przerażające wydarzenia. Wielu z nich cierpi na zespół stresu pourazowego (PTSD), wielu z nich ma problemy zdrowotne z tego powodu, ale nadal będą głosować na rząd, który zaprzecza klimatowi i jest zwolennikiem ropy naftowej. Myślę, że ich styl życia jest tak bardzo uzależniony od pozostania wiernym tej branży i wszystkich jej korzyści, jeśli chodzi tylko o nagrody pieniężne związane z byciem związanym z tą branżą, że wydaje się to zbyt kosztowne i szczerze mówiąc niemożliwe, aby wyobrazić sobie, że nie są z nią związani.
To sprawiło, że spojrzałem na kierownictwo naftowe w inny sposób. Łatwo jest postrzegać ich w negatywnym świetle, ale jeśli się nad tym zastanowić, przemysł naftowy to ich status quo. Całe ich życie zawodowe, ich status, ich przyjaciele, ich cała struktura społeczna jest zbudowana wokół ścisłego powiązania z akceptacją przemysłu naftowego jako tego status quo. Odłączenie się od niego, odejście od niego, krytykowanie go może być niemal postrzegane jako rodzaj społecznego samobójstwa, a na pewno zawodowego samobójstwa. Myślę więc, że w tym tkwi nasza klanowość, i mam na myśli to w najlepszym tego słowa znaczeniu – jesteśmy gatunkiem zorientowanym na rodzinę i społeczność. Ewoluowaliśmy w małych grupach, ściśle zależnych od wzajemnej akceptacji i akceptacji, i to trwa do dziś. Nasza przynależność do grupy, lojalność wobec grupy przebija wszystko inne. Jeśli więc ta stabilność zależy od ropy naftowej lub przemysłu, byłoby sprzeczne z intuicją i niemal szalone, aby się temu przeciwstawić lub to odrzucić.
Myślę, że my wszyscy, nawet ci z nas, którzy uważają się za całkiem zielonych, wciąż jesteśmy podbudowani, fundamenty naszego społeczeństwa są nadal napędzane ropą naftową, włączone przez ropę naftową. Daje nam ona niesamowitą mobilność dzięki podróżom. Umożliwia niezwykłe bogactwo, ponieważ wszystko, co robimy, jest zwielokrotnione. Myślę, że łatwo o tym zapomnieć, ale kiedy masz silnik spalinowy, silnik odrzutowy lub energię elektryczną zasilaną paliwami kopalnymi, wszystko, co robisz, jest ulepszone i zwielokrotnione, więc to naprawdę tak, jakbyś miał orszak sług na zawołanie, ale są to maszyny zamiast ludzi lub zwierząt, ale wszystko to wraca do energii. Większość tej energii jest napędzana paliwami kopalnymi, więc ludziom trudno jest wyobrazić sobie alternatywę, a większość z nas nie chce z tego rezygnować, zwłaszcza gdy nasz system finansowy i nasza gospodarka są tak bardzo zależne od naszych dalszych zakupów, kontynuowania kredytów hipotecznych, dalszego inwestowania i popadania w zadłużenie i konsumpcję.
Jesteśmy więc tak naprawdę częścią tej większej machiny, która pozwala nam prowadzić naprawdę piękne życie na wiele sposobów i zapewniać naszym dzieciom i naszym rodzinom rzeczy, które większość ludzi chciałaby, aby ich rodziny miały, więc nie jest to… Nie sądzę, żeby to wszystko było cyniczne, złośliwe czy coś w tym rodzaju. Myślę, że tak naprawdę jest to styl życia, od którego staliśmy się zależni. Ten status quo generuje własną lojalność, a my musimy założyć pewne rolety, aby zachować komfort. To naprawdę interesująca kwestia psychologiczna, a spędzanie czasu z ludźmi w Fort McMurray naprawdę to rozjaśniło, ponieważ są to naprawdę dobrzy, ciężko pracujący, szczerzy ludzie, którzy chcą jak najlepiej dla swoich rodzin i byli ze mną niezwykle szczerzy i otwarci, a jednak są… To trochę jak złote kajdanki. Jako cywilizacja mamy złote kajdanki łączące nas z przemysłem naftowym w jego obecnej formie, a wyjście z tego będzie wymagało naprawdę świadomego wysiłku.
Chris Hedges:
Cóż, widziałem to samo w południowej Wirginii Zachodniej na polach węglowych. Joe Sacco i ja napisaliśmy Days of Destruction, Days of Revolt. Cóż, to złote kajdanki. To całkowite samobójstwo.
John Vaillant:
Tak. Nie, chodzi mi o to, że jesteś przykuty, w pewnym sensie jesteś przykuty kajdankami do zderzaka tego juggernauta, więc musisz za nim biec. Musisz za nim nadążać, ale on będzie jechał dalej, a to jest samobójstwo. Cechą charakterystyczną lat 2020. jest coraz bardziej ekstremalny dysonans, w jakim się znajdujemy. Prawie wszyscy żyjący obecnie doświadczają takich czy innych zakłóceń klimatycznych. Powodzie przypominające potop, które jeszcze 20 lat temu byłyby zwykłymi burzami z piorunami, a teraz samochody unoszą się w powietrzu, a następnie analogiem lub następstwem tego są te straszne pożary, straszne susze i fale upałów, z których wszystkie można bezpośrednio przypisać naszemu apetytowi na paliwa kopalne, a jednak oddzielenie się od tego, powstrzymanie tego, zejście z tego koła, jeśli wolisz, wydaje się niemożliwe dla tak wielu. Rzeczywiście, dla wielu jest to niemożliwe, zwłaszcza jeśli jesteś zobowiązany wobec banku lub innego dłużnika.
Chris Hedges:
Cóż, jak wskazujesz w książce, przemysł paliw kopalnych jest bardzo agresywny wobec ludzi, którzy mówią dokładnie to, co właśnie powiedziałeś.
John Vaillant:
Tak, tak. Nie, oni są tak zakorzenieni, nie tylko w naszej psychice, ale w każdym aspekcie naszego rządu, naprawdę także w naszej religii i naszych mediach. Wywołanie tego wydaje się sprzeczne z naszymi najlepszymi interesami, a w najlepszym interesie przemysłu naftowego jest, jak sądzę, podtrzymywanie tej iluzji i utrzymywanie w nas niepokoju, że nie występujesz przeciwko nam. W Albercie, gdy ludzie krytykują tamtejszy przemysł, mówią: „Cóż, bez nas wszyscy zamarzlibyście w ciemności”. To jest ten strach.
Dopiero po latach rozmyślań zdałem sobie sprawę, że przemysł naftowy ma zaledwie pięć pokoleń, a ludzka cywilizacja liczy sobie wiele tysiącleci. Żyliśmy bez ropy naftowej i wiedliśmy piękne, produktywne życie, które w rzeczywistości było o wiele zdrowsze, o wiele bardziej związane z naturą i jej rytmami niż obecnie. I to jest coś, co naprawdę starałem się zrobić w Fire Weather, to zaprosić czytelnika do pewnego rodzaju cofnięcia się i spojrzenia na ten naprawdę anomalny czas, w którym żyjemy. To jest aberracja. To nie jest normalne. Jesteśmy teraz w dziwnym i bardzo destrukcyjnym eksperymencie, a tym eksperymentem jest gospodarka napędzana łatwopalnymi, wysoce toksycznymi substancjami.
Chris Hedges:
Cóż, wzięliśmy, jak piszesz w książce, 500 milionów lat energii i zdecydowaliśmy się ją podpalić w półtora wieku.
John Vaillant:
Tak. To znaczy, nikt nigdy nie przepalił funduszu powierniczego tak szybko.
Chris Hedges:
Racja.
John Vaillant:
W pewnym sensie tym właśnie jest ropa naftowa. Ma ogromną użyteczność, myślę, że zawsze będzie, ale rozrzutność, z jaką ją spaliliśmy, jest naprawdę nie do przyjęcia. Skandaliczne marnotrawstwo, które trwa do dziś, gdzie spalanie jak największej ilości jest niemal cnotą, jest tak pokręcone, a jednak zostaliśmy przekonani przez reklamę i pęd kultury, że jest to normalne i pożądane. Myślę, że SUV jest tego piękną ilustracją. To była sfabrykowana potrzeba, która pojawiła się w latach 90. i od tego czasu stale rośnie. Ten pomysł, że musisz mieć ten gigantyczny pojazd, który wymaga ogromnych ilości zasobów naturalnych i ogromnych ilości paliwa do działania, aby czuć się bezpiecznie i jakbyś należał do świata, to iluzja, ale jest tak wszechobecna, że trudno ją dostrzec.
Chris Hedges:
Świetnie. To był John Vaillant, autor książki Fire Weather: A True Story from a Hotter World. Chcę podziękować The Real News Network i jej zespołowi produkcyjnemu, Cameronowi Granadino, Adamowi Coleyowi, Davidowi Hebdenowi i Kayli Rivara. Można mnie znaleźć pod adresem chrishedges.substack.com.
Chris Hedges jest nagrodzonym Pulitzerem dziennikarzem, który przez piętnaście lat był korespondentem zagranicznym The New York Times, gdzie pełnił funkcję szefa biura na Bliskim Wschodzie i szefa biura na Bałkanach. Wcześniej pracował za granicą dla The Dallas Morning News, The Christian Science Monitor i NPR. Jest gospodarzem programu The Chris Hedges Report.
Był członkiem zespołu, który w 2002 roku zdobył nagrodę Pulitzera za reportaż wyjaśniający dla The New York Times na temat globalnego terroryzmu, a w 2002 roku otrzymał Amnesty International Global Award for Human Rights Journalism. Hedges, który ukończył Harvard Divinity School, jest autorem bestsellerów American Fascists: Chrześcijańska prawica i wojna z Ameryką, Imperium iluzji: The End of Literacy and the Triumph of Spectacle oraz finalistą National Book Critics Circle za książkę War Is a Force That Gives Us Meaning. Pisze kolumnę online dla strony internetowej ScheerPost. Wykładał na Columbia University, New York University, Princeton University i University of Toronto.
Nazywam się Marcin Piniak studiowałem dziennikarstwo i fascynuje mnie aspekt komunikacji, a szczególnie tej jaką nawiązujemy sami z sobą przekierowując uwagę z zewnętrznego świata ku naszej autentycznej naturze. Twórczość jest dla mnie odruchem, czymś niemal biologicznym, czymś co pomaga mi żyć. Jest w swojej esencji drogą duchową i nauką Obecności i Wrażliwości. Ten świat potrzebuje ludzi z wyobraźnią i pasją, którzy mają w sobie tą cudowną ciekawość i życzliwość. Człowiek, który realizuje swój potencjał jest człowiekiem szczęśliwym i to powoduje, że na tym świecie jest mniej cierpienia. To najważniejszy powód dla którego warto to robić. Reszta jest tylko dodatkiem. Piszę, gotuję, fotografuję i nagrywam felietony video i audio. Opublikowałem alegoryczną powieść „17” o cieniach zachodniej cywilizacji i procesie transformacji, którą napisałem podróżując londyńskim metrem. Nasze życie jest opowieścią, którą warto zapisać. Tym właśnie się zajmuję.
SOCIAL MEDIA: