POZA KULTEM

„Trze­cim łań­cu­chem jest „po­le­ga­nie na za­sa­dach mo­ral­nych i prak­ty­kach re­li­gij­nych jako ce­lach sa­mych w so­bie”. Wie­le moż­na o tym po­wie­dzieć; ale naj­waż­niej­sze jest to, że tym, co two­rzy ten łań­cuch, jest owa za­leż­ność. San­skryc­ki ter­min to śi­law­ra­ta pa­ra­mar­sza, co wcze­śni tłu­ma­cze cza­sem od­da­wa­li jako „po­le­ga­nie na ry­tu­ałach i ce­re­mo­niach”. Jed­nak w isto­cie nie ma to nic wspól­ne­go z ry­tu­ała­mi i ce­re­mo­nia­mi. Śila ozna­cza „za­sa­dy etycz­ne”, jak w pan­cza śila, pięć za­sad; wra­ta to „prak­ty­ka re­li­gij­na”; a pa­ra­mar­sza to „lgnię­cie” czy „przy­wią­za­nie”. A więc lgnię­cie, przy­wią­za­nie do za­sad etycz­nych i prak­tyk re­li­gij­nych jest we­dług bud­dy­zmu łań­cu­chem. Nie cho­dzi o to, żeby te prak­ty­ki były w ja­ki­kol­wiek spo­sób nie­wła­ści­we; pro­blem się po­ja­wia, je­śli za­nad­to na nich po­le­ga­my.

Za­tem kon­wen­cjo­nal­na re­li­gij­ność jest prze­szko­dą do oświe­ce­nia. Wie­lu lu­dziom trud­no jest prze­łknąć tę gorz­ką praw­dę. Rze­czy­wi­ście, bar­dzo duża, je­śli nie więk­sza część zwy­kłe­go, kon­wen­cjo­nal­ne­go ży­cia re­li­gij­ne­go jest je­dy­nie prze­ja­wem tego łań­cu­cha. Re­li­gij­ni lu­dzie na ogół sta­ją się więź­nia­mi sa­mej re­li­gii. Nie trak­tu­ją jej jak środ­ka do celu – oświe­ce­nia, czy ja­kie­go­kol­wiek in­ne­go celu – ale jako cel sam w so­bie. Nie ma po­trze­by mno­żyć przy­kła­dów; mo­że­my zna­leźć je wszę­dzie wo­kół, a na­wet, mimo wszyst­kich ostrze­żeń Bud­dy, w sa­mym bud­dy­zmie.

A więc od­pra­wiaj­my pu­dże; me­dy­tuj­my; stu­diuj­my tek­sty. Ale za­wsze pa­mię­taj­my, że one są cen­ne tyl­ko w ta­kim stop­niu, w ja­kim pro­wa­dzą nas w kie­run­ku oświe­ce­nia. Mu­si­my cią­gle sie­bie py­tać: „Czy to, co ro­bię, na­praw­dę po­ma­ga mi po­dą­żać do oświe­ce­nia, czy tyl­ko me­cha­nicz­nie prze­cho­dzę ty­dzień za ty­go­dniem, mie­siąc za mie­sią­cem, jak cho­mik bie­ga­ją­cy w kół­ko? Czy wpa­dłem w coś w ro­dza­ju re­li­gij­ne­go uwa­run­ko­wa­nia? Czy tyl­ko wy­god­nie osia­dłem w ja­kiejś re­li­gij­nej dok­try­nie, prak­ty­ce czy gru­pie? Czy uży­wam tych me­tod w taki spo­sób, że na­praw­dę zbli­żam się tro­chę do oświe­ce­nia?”

Nie wy­star­czy oświad­czyć, że jest się bud­dy­stą. Nie wy­star­czy na­wet pod­trzy­my­wać co­dzien­ną me­dy­ta­cję. Rzecz w tym, czy zbli­ża­my się do oświe­ce­nia? Czy ro­bi­my ja­kiś po­stęp? Czy rze­czy, w któ­re się an­ga­żu­je­my są środ­ka­mi do celu, czy sta­ły się ce­lem sa­mym w so­bie? Przez całe ży­cie du­cho­we mu­si­my utrzy­my­wać taką czuj­ność, cią­gle py­ta­jąc sie­bie, czy kon­ty­nu­uje­my coś nie dla­te­go, że jest uży­tecz­ne dla nas du­cho­wo, ale tyl­ko dla­te­go, że za­wsze ro­bi­li­śmy to w ten spo­sób.

Trze­ba pa­mię­tać o tych łań­cu­chach, po­nie­waż do­pó­ki ich nie ze­rwie­my, za­wsze będą nas krę­po­wa­ły. Mu­si­my wciąż przy­po­mi­nać so­bie, że mo­że­my się na­praw­dę zmie­nić. Mu­si­my uwa­żać na te chwi­le, kie­dy mamy ocho­tę zre­zy­gno­wać z du­cho­wej ścież­ki, bo się lę­ka­my, bo nie wie­my, do­kąd nas za­pro­wa­dzi. I mu­si­my spraw­dzać, kie­dy tyl­ko stwa­rza­my po­zo­ry prak­ty­ki du­cho­wej, lgnąc do na­wy­ku, któ­re­go na­bra­li­śmy.”

Sangharakszita. „Czym jest Dharma?”.