Ze wszystkich tyranii, tyrania szczerze wykonywana dla dobra jej ofiar, może być najbardziej przytłaczająca. Byłoby lepiej żyć pod panowaniem przestępczych baronów niż pod panowaniem wszechmocnych moralnych osób. Okrucieństwo barona czasami jest w uśpieniu, jego chciwość może w pewnym momencie zostać zaspokojona; ale ci, którzy dręczą nas dla naszego dobra, będą dręczyć nas bez końca, ponieważ robią to za zgodą własnego sumienia. … Ta wielka dobroć prowadzi do nieznośnych rezultatów. Aby być „wyleczonym” wbrew własnej woli i wyleczonym ze stanów, których nie uznajemy za chorobę, należy uznać, że nie dorównujemy mądrzejszym, i nigdy nie dorównamy; że jesteśmy sklasyfikowani jako niemowlęta, kretyni lub zwierzęta domowe.
C.S. Lewis
FILTRY
Początek tego, co znamy teraz pod nazwą Public relations powstało dla potrzeb propagandy podczas pierwszej Wojny Światowej. Chodziło o przekonanie społeczeństwa amerykańskiego o konieczności uczestniczenia USA w wojnie. Nazwę „public relations” wymyślił Edward Bernays bratanek Zygmunta Freuda nazywając tym mianem system czerpiący z psychoanalizy mający na celu zarządzaniem zachowaniem ludzkim.
Rozumiał to jako kontrolowanie świadomości mas za pomocą propagandy przez anonimowych specjalistów. Sam zresztą był autorem książki o wymownym tytule „Propaganda”. Ta metoda okazała się niezawodna. W latach trzydziestych korzystał z niej sam Goebbels. Obecnie z usług PR korzystają wszyscy od małych firm, po rządy państw i korporacje. Większość wiadomości w mediach jest dostarczana przez firmy PR. Pracownikami PR bywają często byli dziennikarze, którzy doskonale wiedzą jak media funkcjonują. Niejedna interwencja wojskowa, czy czystka polityczna była rezultatem manipulacji speców od PR i ich sfabrykowanych faktów, dostarczonych jako „wiarygodny materiał prasowy”. Tak było choćby podczas wojny w Zatoce Perskiej w 1991 roku, gdy Kuwejt korzystał z usług wielu firm, PR, aby uzasadnić potrzebę interwencji USA. Fakt, że mainstreamowe media korzystają z darmowych serwisów przygotowywanych przez firmy PR niesie za sobą jeszcze jedną przykrą konsekwencję, a mianowicie redakcje ograniczają etaty dla reporterów. Mając darmowe materiały media ograniczając koszty mogą zapełnić szpalty czy ramówkę. Są też firmy PR, które zajmują się głównie monitorowaniem samych mediów dla potrzeb korporacji i reklamodawców, tworzą one listy redakcji i dziennikarzy, którzy są przychylni biznesowi i listy tych, którzy są niebezpieczni dla ich klientów. Często tych ostatnich PR–owcy chcą za wszelką cenę zdyskredytować zbierając na ich temat niewygodne informacje. Dla potrzeby urabiania świadomości społecznej klientów korporacji i wielkiego biznesu PR zajmuje się też promowaniem „dobroczynnego” wizerunku tych firm, dla których pracuje wbrew ich prawdziwym intencjom. Ofiarami „czarnego PR-u” padają też niezależne organizacje społeczne i aktywiści, dostając pieniądze na „zbożne cele” dają się w cyniczny sposób wykorzystywać za pieniądze handlując własnymi ideami. Manipulowanie świadomością ludzi, przy takich możliwościach i zasobach, jaki ma przemysł PR jest stosunkowo proste i porażająco łatwo przyswajalne przez społeczeństwo. W dobie przesytu informacją takie zabiegi przechodzą niezauważone, gdyż mało komu chce się wejść poza lansowany obraz współczesnego świata. Ten obraz jest bez wątpienia bardziej wygodny i przyjemny.


Cztery filtry wiadomości według Edwarda Hermana
Edward Herman emerytowany profesor w Wharton School na University of Pennsylvania, zajmujący się między innymi tematyką mediów wyróżnia cztery filtry, przez które musi przejść informacja, aby mogła dotrzeć do odbiorcy.
Własność to pierwszy z nich. Chodzi tutaj o właścicieli mediów, którzy traktują je jako interes i w taki sposób się nimi posługują. Często duże koncerny mają większość udziałów w dużych stacjach czy redakcjach gazet i w taki czy inny sposób wpływają na nie wymuszając pewne decyzje, na których im zależy w działalności biznesowej. Ponad to ludzie ci, czy też podmioty uzależnione są od elit politycznych z tej czy innej opcji, zatem dążą do zapewnienia swym prominentom jak najlepszej prasy.
Reklama to drugie sito. Szacuje się, że reklamy to 70% dochodów gazet w przypadku telewizji jest to 90%. Posiadanie reklamodawców to dla mediów wysokonakładowych być albo nie być. Jednak to znaczy, że ci, którzy te reklamy chcą emitować w danym medium mają swoje wymagania i warunki. Interesuje ich odbiorca zamożny, który z konsumpcji uczynił sens swojego życia. Zależy mu także na tym, aby przekaz danej stacji, w której emituje reklamę swojego produktu (przynajmniej w czasie jego emisji) był jak najbardziej sprzyjający konsumowaniu, czyli żeby program czy artykuł jej towarzyszący nie zniechęcał do zakupów by był przyjemny i optymistyczny. Nazywa się to „środowiskiem sprzyjającym reklamie”. Niektóre bogate firmy mają specjalne zasady, jeżeli chodzi o merytoryczną treść przekazów, które towarzyszą ich spotom. Są strategiczni dla medium, dlatego mogą pozwolić sobie na takie wymagania. Poza tym muszą spełniać pewne standardy polityczne, które bliskie są reklamodawcy. Dla reklamodawcy liczy się cała ramówka stacji czy profil pisma, pod tym kątem rozważa decyzję o zamieszczeniu reklam. Często, gdy gazeta czy stacja zagrozi swoimi programami czy publikacjami jego interesom wycofuje się z umowy i szuka bardziej przewidywalnego i przychylnego medium.

Sourcing, czyli źródła to trzeci filtr dla informacji. Źródła to podstawa egzystencji mediów, bez nich nie mają racji bytu. Przy tendencji ciągłej rywalizacji pomiędzy poszczególnymi redakcjami to dostęp do informacji decyduje o atrakcyjności danego medium. Czym bogatsza redakcja tym ma lepsze źródła, im lepsze źródła tym większy zakres wpływania na rzeczywistość. Im większy zasięg i wpływ tym więcej reklam. Najlepsze źródła są najtańsze i najbardziej wiarygodne. Są to urzędy administracji państwowej, sądy, komendy policji, tajne służby, parlamenty i rządy państw. Wiele dużych redakcji ma swoich ludzi w tych miejscach, dzięki czemu zawsze dostają świeży i sprawdzony już nius. Często po prostu płacą za informacje lub korumpują urzędników. Tym są różnego typu akredytacje na ważnych wydarzeniach, stanowią one sito i odfiltrowują niepożądanych lub niebezpiecznych dziennikarzy. Duże media zapewniają o swej wiarygodności a każde podważenie tego faktu kończy się procesem.
Niezgoda, czyli negatywne reakcje mediów to kolejna według Hermana przeszkoda, na jaką napotyka się informacja. Chodzi tutaj o zakwestionowanie doniesienia prasowego, lub wręcz protest lub negatywną na nią reakcję. Jednak tak naprawdę jedynie wpływowe podmioty życia publicznego takie jak rządy, korporacje czy też nawet inne media mogą wpłynąć na niewygodną informację. Mogą ją zatrzymać, usunąć lub zdyskredytować. Często są to główne wspomniane wcześniej źródła informacji. Zwykły czytelnik czy jakaś grupa społeczna zostanie po prostu zignorowana.
Ideologia to ostatni filtr. Jest to filtr dość oczywisty, jedna redakcja ma poglądy liberalne inna konserwatywne, jedna jest na prawo, druga na lewo. Często zależy to od panującej w redakcji dominacji politycznej redaktorów z jakiejś określonej opcji. Przez ten pryzmat piszą oni swoje teksty czy tworzą programy. To jest czytelne w profilu pisma i jego składzie redakcyjnym.
Jest takie określenie „rynek medialny” bardzo trafne i bardzo przykre. Misją mediów stało się zarabianie pieniędzy i walka o własne interesy. Wyzwaniem dziennikarzy stało się robienie kariery i dbanie o profity. Rolą odbiorców stało się bezkrytyczne konsumowanie kolejnych bełkotliwych wersji otaczającej ich rzeczywistości. Nic się nie zmieni, bo wszystkim jest tak dobrze.
