W przeszłości człowiek był pierwszy. W przyszłości pierwszy będzie system.
Apostoł XX-wiecznej technokracji, Frederick Taylor

Na co dzień żyliśmy w obliczu katastrofy, ponieważ katastrofa była w naszych własnych umysłach. Rosła z godziny na godzinę, pomiędzy tym wszystkim co uważaliśmy za normalne, jednak już od dawna takie nie było. Dziwność stała się normą, czymś do czego bezwiednie przywykliśmy, co uczyniło z nas istoty zniewolone sobą. „Wolność” stała się neurotycznym więzieniem. „Zdrowie i piękno” obsesją. Dekonstrukcja poszła zbyt daleko i teraz, teraz wszystko rozpadło się na fragmenty pozbawione najmniejszego sensu.
Bezsens zrodził demony, które rodziły się w pięknych ciałach i nas uwodziły. Obsesja za obsesją. Ocierające się o siebie mechanizmy szukające zbawienia od samych siebie. Uwięzione w Symulacji, którą bez ustanku rodziły same z siebie. Było coraz łatwiej, jednak to już nie dawało żadnego szczęścia, żadnego spełnienia, żadnej pociechy. To sprawiało, że byliśmy coraz słabsi, coraz bardziej obojętni. Uciekało z nas życie, a na jego miejsce przychodziło martwe.
Martwe nas karmiło i tuliło do snu. Martwe nas uczyło pierwszych wyzbytych ze znaczeń słów – komend, słów – kodów. Słów pozbawionych życia. Martwe były biura i ulice, martwe były taśmy produkcyjne i prezenterzy wiadomości. Coraz bardziej martwe były nasze ciała i serca. Podpisano ostateczną kapitulację w obojętności. Teraz martwe nie musiało nawet pytać o zgodę. Po prostu wydawało rozkazy. Egzekwowało prawa. Bez naszego udziału.
Automatycznie.
To co naprawdę żywe musiało zejść do podziemia, a na zewnątrz w świecie przydziału funkcji i roli udawać martwe. Grać w grę. Wykonywać pracę bezsensu. Udawać brak zainteresowania. To wszystko wciąż się powtarza, ponieważ jest zapętlone. Zakodowane w samym rdzeniu. Zapisane w podstawie.
Kontrakt Krwi.
Zamknięty obieg.
Wojna o nicość.

W apatii przyzwolenia, w martwej obojętności budowano strukturę. Wznoszono fabryki i biurowce, głoszono hasła i pisano „święte” księgi. Klatka za klatką, ocierające się o siebie ciała, modyfikowana pasza przez kable wprost do mózgu. Rozumne białko na sterydach. Wojenne defilady, pokojowe nagrody, podbój kosmosu. Coraz większy ścisk i coraz szybsze tempo. Epoka cybernetycznego Judasza. Sprzedane oprawione i wisi na haku. Matka płacze deszczem i krzyczy huraganem w jej sercu rośnie gniew i czuć pierwsze konwulsje zgwałconego ciała pod twoimi butami, którymi zdeptałeś już wszystko i wszystkich w drodze do „pracy” za którą sprawisz sobie wielkie nic. Twoje życie to piekło z siłownią i ekspresem do kawy, z aplikacją do liczenia kroków. Jednak tam dokąd zmierzasz nic nie jest żywe.
Zostały tylko serwery.
Zasoby danych.
To wszystko się powtarza. Na okrągło. Przez całą wieczność. To radosno – upiorne przedstawienie, gdzie aktor nie wie już, że jest aktorem, a widz nie wie już, że jest widzem. Wszyscy myślą, że to dzieje się „naprawdę”, że jest „prawdziwe”. Jednak kiedy wyjdziesz ze zmyślonej roli zorientujesz się, że tak naprawdę zawsze jesteś, byłeś i będziesz tylko widzem. To wszystko dzieje się bez twojego udziału, ponieważ „ty” jesteś tylko urojeniem, które halucynuje ta maszyna.
Tak. Jestem pod wrażeniem jakie to wszystko stało się łatwe.