
Miałem sen. Śniło mi się miasto przyszłości. Było ekscentrycznie futurystyczne, mniej zabiegane, miało w sobie więcej światła. Spotkałem moją mamę, która tutaj w tym zagęszczonym wymiarze warunku opuściła swoje ciało. Wszystko u niej w porządku. Jest znów młodą, piękną kobietą, która ma w sobie tą iskrę. To coś. Odeszło wielu, wielu dobrych ludzi, jednak są obecni, żywi w wymiarze snu, który łączy wszystkie nasze umysły i jest przestrzenią ducha, którego nie sposób ograniczyć. W moich snach wszystko mówi w inny języku, czasem jest to język wzoru, innym razem język liczby, koloru, pejzażu, zapachu – tak jakby każdy zmysł komunikował się w inny sposób. W snach rozumiem ten język, jednak później na jawie nie mogę już tego rozkodować. Nie mogę przekroczyć bariery. Coś mnie tu ogranicza, daje do dyspozycji bardzo niedostrojone narzędzia, którymi nie mogę otworzyć tego co nie pochodzi z tej znormowanej ograniczeniem matrycy. W tym świecie nie mogę pojąć tego świata.
Ograniczenie. Brak możliwości prawdziwego widzenia. Iluzje. Ciągłe emocje, ciągłe szukanie czegoś, czego nie sposób znaleźć. Jakby samo to bezsensowne szukanie było tym wyrokiem, którym zostaliśmy skazani bez naszego udziału, wbrew sobie i rozsądkowi, wbrew wszystkiemu co naprawdę ważne. Zawsze gdzieś, jednak nigdy tutaj i teraz. Zawsze czegoś brakuje. Dlaczego?
Sztywna, mechaniczna proza nudnej powieści. Sielanka ludzi bez twarzy, którzy żyją bez siebie w iluzji „szczęścia”. Oddają część, wiwatują jednak w istocie nie wiedzą komu i czemu, nie wiedzą gdzie i po co. Krążące w koło dzieci, nieświadome swojego ograniczenia, swojego wytresowania i roli skazane na „dorosłość” na postępującą utratę radości i lekkości kiedy ten świat ich zaraża swoją chorobą. Wirusem ograniczeń, nudną przewidywalną mechaniczną fabułą, wtłacza w sztywne role, które ostatecznie wysysają z nich całą energię. Kiedy już przestają nas bawić, bo stają się podobni do nas, tych którzy wciąż mają odwrócone głowy, patrzą gdzieś w dal. Czekają. Wystrojeni, ubrani w sztuczne stroje i ozdoby.
Nagość nas przeraża w pornograficznej kulturze przedmiotowości. Nagość która nie jest żeby na nas działać, żeby nas uwodzić, podniecać. Ta nagość nas zawstydza, jest przypomnieniem o tym, że zapomnieliśmy prawdziwą naturę pełną piękna i blasku. Czas wrócić do poezji.
Niech ta karta 22 będzie dla Was szczęśliwa. Wszystkiego dobrego na Nowy Rok!