Ci ludzie nawet kochają, tak jakby nienawidzili.
Zbrodnia i kara (ros. Преступле́ние и наказа́ние) – rosyjska powieść z 1866 roku napisana przez Fiodora Dostojewskiego.
Narodziny dzieciątka w dobrych i życzliwych sercach, a musimy wiedzieć, że pod tymi skórami naciągniętymi na kości trzech dopiero co poznanych przez nas bohaterów jest Dobro. Rzadko używane słowo w tej współczesnej nomenklaturze monosylabowej nowomowy, która redukowana jest do komend i emotionków. Buziek ssących palce, jest w tym jakby nie patrzeć jakaś wręcz patologiczna infantylizacja, być może ukazuje ona, że z punktu widzenia ewolucji wciąż jesteśmy pędrakami, które niestety mają do zabawy dość śmiercionośne zabawki a ich „słodkie” baraszkowanie doprowadziło do kolejnego masowego wymierania wszelkiego życia na tej planecie. Zniszczyć bezsensownie tyle piękna, przepierdolić bezceremonialnie taki potencjał – ho ho ho – ho ho ho! Dzisiaj w Betlejem gwiazdki spadają z hukiem, a w wyżłobionych lejach – żłobkach leżą martwe dzieciątka. Setki potencjalnych Jezusów i Jezusek, którzy nigdy nie pouczą nas swoją ewangelią. Kultywować pomniki – mordować w ich imię prawdziwe życie. Abstrakcja ponad wszystko, zaprogramowana maszyna śmierci musi zamordować miliony karpi, ściąć dziesiątki tysięcy drzewek by celebrować narodziny zbawiciela.
Czyż to w pewnym sensie nie jest kurwa śmieszne?
Martwe doktryny zapisane w księgach poruszające śniącymi ciałami, które bez względu na wszystko muszą odprawić swój ceremoniał, a w imię zachowania tych zwyczajów są gotowe mordować, plądrować i gwałcić. To się nazywa brak kontaktu z rzeczywistością. Odjazd. Trzeba nam zrozumieć ponad wszelką wątpliwość, że nie byłoby to możliwe bez tej Hipnozy, która z całą pewnością nie jest Gnozą, a jej dokładnym przeciwieństwem. Zmechanizowana religijność jest Tabletką Gwałtu. Ubój rytualny – powieszone pod sufitem rzeźni charczące w agonii zwierze rozkołysane w stronę Mekki zmaltretowane w imię zbawienia. Obdarta ze skóry koszerna ofiara dla bóstwa – świąteczny prezent przerażenia i agonii. Amok okrucieństwa – idźcie w spokoju ofiara spełniona, zaprogramujcie dzieci i żony, zakażcie tym wirusem tych dzikich, biednych i upośledzonych niech mamroczą do ciała przybitego na krzyżu, z namaszczeniem oddają hołd waszej Księdze i tarzają się na kolanach po tym żerowisku. Czekajcie Objawienia, które przyjdzie niechybnie w postaci następujących po sobie plag, chorób, wojen, klęsk żywiołowych, katastrof naturalnych i głodu, bowiem to jest krew z waszej krwi – dziedzictwo waszej ignorancji. Konsekwencja czczenia Abstrakcji.

Miasto oszalało jak co roku o tej porze. Pomimo wirusa, zapaści gospodarczo – ekonomicznej, skandalicznego dodruku pieniędzy i nie notowanych do tej pory na giełdach zysków sektora z doliny krzemowej, pomimo napięcia pośladków na Atlantyku pomiędzy Wujkiem Supersamem i Chińskim mało bajkowym Smokiem trawiącym w swych trzewiach kapitalizm połączony z komunizmem niczym gówno polane gorzką czekoladą i ziejącym płomieniem nowych technologii i zarażającym świat nową odmianą szaleństwa czyli pajacowaniem dla pieniędzy na Tik Toku – oprócz tych co umarli, tych co stracili wszelką nadzieję, zdrowie, biznes itd. – reszta miała się dobrze. Przystrojono wszystko bombkami, Mikołajami w saniach, gwiazdkami, aniołkami, a z megafonów nadawano zmutowane nowoczesne kolędy wysapane przez jakiś obecnie najmodniejszych celebrytów. Pomimo wszystko było kupowane, galerie handlowe pełne wiecznie głodnych konsumentów mogły choć przez chwilę powrócić do swoich przed pandemicznych utargów, bo gdzieś tam był jednak zwiastowany Cud na który przecież wszyscy czekali. Pojawiła się szczepionka niczym chemicznie sformatowany Mesjasz walczący z Bestią. Opatentowana nowożytna dżuma zrodzona z nietoperza, skatalogizowana w rejestrze, w końcu potencjalnie była w odwrocie. Ludzkość triumfowała, można było pomału ożywić tak zwaną gospodarkę, przywrócić trupa ubrać, upudrować i rozkołysać niczym kukłę. Niech dynda.
