ZASPOKAJANIE PIĘCIU ZMYSŁÓW

watermarked3(2017-08-01-1433)

Od dawna zastanawia mnie skąd u licha wzięła się współczesna obsesja trendów kulinarnych jako swego rodzaju mody kulturowej, która niemal w obsesyjny sposób zajmuje naszą świadomość. Świat w jakim żyjemy – to bar szybkiej obsługi, którego głównym zadaniem jest zaspokajanie pięciu zmysłów. Ta na wskroś materialistyczna kultura pewnego rodzaju „jednorazowości” i chwilowego szczęścia opartego na chwilach zaspokojenia – cywilizacja bazująca na bardzo ulotnym i krótkotrwałym poczuciu nasycenia. Nasz stosunek do jedzenia wyraża to bardzo dobitnie.

Trendy i mody w restauracyjnym światku pierwszego świata mają swoje magazyny i zaplecze w drugim trzecim i czwartym świecie. „Zdrowie” – to kolejny sklepowy towar – a obecnie cała jego „alternatywna” odmiana w postaci różnego rodzaju kompilacji – „zdrowej” i „afirmacyjnej” listy przebojów. Co jakiś czas pojawia się sztucznie wykreowany „hit” by przez chwilę wejść na szczyty obecnego notowania zarobić co swoje i spaść niżej w rejony passe. Lubimy podpatrzeć coś u „dzikusów” tam gdzie jeszcze ludzie nie są wypucowani ekologicznymi mydłami z płatków lotosu i naoliwieni olejkami z kory sandałowego drzewa oraz nakarmieni lekkością kwiatowych pyłków i wrzucić to na „ruszt” trendów by jak w „Pachnidle” po prostu zeżreć i wyssać do szpiku. Bowiem popyt w tym świecie oznacza eksploatację w tamtych „mniej rozwiniętych” do czasu kiedy kolejna „zdrowa” moda się skończy.

Psychologia jedzenia. Wielopoziomowy konstrukt mózgu 3D. Tą najbardziej pierwotną fizjologiczną funkcję zaspokajania głodu w świecie „nadmiarów” zastępują wszystkie inne takie jak psychologiczny mechanizm dostarczania poczucia szczęścia i odreagowywania stresu czy poczucia niedowartościowania – szukanie w jedzeniu – pocieszenia. Funkcja „prestiżu” w stylu powiedz co jesz, a powiem ci kim jesteś. Ocenianie ludzi poprzez to co mają na talerzu, samego talerza a nawet sposobu w jaki jedzą. Tutaj w grę wchodzą ideologie oparte na pokarmie – dobrym przykładem jest „weganizm” – jako sposób życia, rodzaj tożsamości. Trend bycia kimś oryginalnie świadomym notorycznie manifestującym swoją postawę całemu światu. Dobroć na pokaz skierowana w jednym ograniczonym kierunku oparty na ocenianiu innych pod kątem nas samych jako tych przecież „świadomych” i „oświeconych”. Mody żywieniowe są modami społecznymi – za którymi jest dużo więcej niż nasz organizm – to często cały kontekst stylu życia – gotowego pakietu wytworzonego na bazie marketingu i badań psychologii społecznej. To wreszcie hedonistyczna zabawa wszelkiej maści dizajnerów, blogerów, koneserów, krytyków, którzy w głównej mierze kultywują zwykłą próżność „człowieka ponowoczesnego” zabawiając go kolejnym w swej istocie nic nie znaczącym trendem – balonikiem nadmuchanym i pomalowanym bełkotliwymi farmazonami – pseudonaukowymi limerykami opartymi na emocjach i nadziejach.

W tak nafaszerowanym bodźcami mechanicznym świecie, podejmowanie decyzji przez większość jego ludzkiej populacji opiera się na emocjach i właśnie na nich bazuje cały reklamowy przemysł, który „rozkminił” kompulsywny charekter ludzkich zachowań. Pojawia się zjawisko głodu emocjonalnego, który jest nagły i nakierowany na zachcianki i poszukiwanie smakowej nirwany – liczy się szybkość i dostępność, liczy się chwila iluzorycznej ekstazy. Niczym coraz bardziej słodkie obietnice nowej religijności w stylu kolorowego poradnika new age. Rozwój pozbawiony mądrości i współczucia jest postępującą degradacją. Oświeceniowa mechaniczna zachodnia matryca „naukowa” pozbawiona głębi zrozumienia pustki i współzależności zjawisk, procesów i podmiotów owych doświadczeń czyli nas – jedyne do czego doszła do fizyczny świat biologicznych istot – których jedynym powodem istnienia jest kontynuowanie owego istnienia i zaspokajanie swoich potrzeb. W tak zaprojektowanej rzeczywistości nawet buddyjską pustkę można sprzedać za pieniądze – w tak zwanym przemyśle rozwoju duchowego. Jednak najpierw trzeba to opakować. Uatrakcyjnić, bowiem bezpośredniość i prostota – jest słabym „towarem” – gdyż uderza dokładnie w najczulsze miejsce – w iluzję „rozwoju” i „wzrostu” – jako mechanizmu pompowania ego. Ego uwielbia kolorowo – afirmacyjną duchowość pozbawioną wysiłku i odpowiedzialności opartą na „magicznych” ceremoniach. Zdobywanie wiedzy, czytanie, sprawdzanie źródeł tych „duchowych” objawień i wachlowanych z nabożną czcią wszelkiej maści guru sypiących ze złotego rękawa swoje mądrości – to wszystko zbyt jest męczące, czasochłonne i wymagające.

Wybierzemy tych, którzy dużo są – wciąż odpisujący na nasze potrzeby, dający nam słowa, które chcemy usłyszeć. To jak jesteśmy piękni, mądrzy i wspaniali i możemy mieć jeszcze więcej. Ten nasz wspaniały „rozwój duchowy” pomoże nam w tym w połączeniu ze „zdrową dietą”. Tak.

Trzymam kciuki.