
– Każdy człowiek widzi tylko drobny ułamek całej prawdy i bardzo często, a właściwie nieprzerwanie i celowo oszukuje się również co do natury tego niewielkiego, lecz bezcennego ułamka. Część jego jaźni obraca się przeciw niemu i zachowuje się jak inna osoba, zwalczająca go od wewnątrz. To człowiek w człowieku. Człowiek który jednocześnie nie jest człowiekiem.
Philip K. Dick, Przez ciemne zwierciadło
Rzeczywistość połknęła nas i trawi w swoich absurdalnych bebechach, wiecznie wygłodniałym żołądku, każdego dnia wysysa z nas życie i radość i wydala na pastwę losu, który doprawdy trudno już pojąć i akceptować. Rodzimy się w Grze, która nas dominuje i przytłacza, rodzimy się w państwach pod flagami, w układach władzy i uległości. Podmiot i orzeczenie – życie pojedynczo – złożone odmieniane w przypadkowości i chaotycznej strukturze postępującego rozpadu wszelkich konstrukcji. Jesteśmy zmuszeni do uległości, do odgrywania ról uczestników spektaklu, amatorscy aktorzy marnej sztuki, których nikt przecież nie nagrodzi brawami, nie wymieni w napisach końcowych, bowiem w istocie rzeczy TO nie ma końca i nie miało początku, ponieważ w istocie jest nierealne oparte na chwilowych impulsach, na współzależności przemijających zjawisk. Warunek podlega śmierci i rozpadowi, podlega mu ciało i myśl, słowo i wrażenie – dlatego właśnie TO jest nierealne jak sen, jak miraż, jak gra.
Nigdy nie mogłem pojąć jak doszło do tego, że jeden człowiek może przemocą narzucić swoją wolę drugiemu i jak doszło do tej zgody i akceptacji. Jak doszło do tego, że ktoś używa ciebie i mnie do wymyślonej przez siebie abstrakcyjnej gry. W jaki sposób staliśmy się narzędziami w rękach tyranów i psychopatów, którzy niszczą to co jest w swojej najgłębszej naturze tak delikatne i święte – Życie. Jak ktokolwiek może posiadać na własność ziemię – to jest absurd tak oczywisty, że aż niewidoczny. Żyjemy w wynajętych ciałach na cudownej planecie, którą coraz bardziej upodobniamy do samych siebie, to tej pozbawionej szacunku wściekłości opuszczonych dzieci, które za wszelką cenę nie chcą dorastać, nie chcą widzieć czym się stały i co tak naprawdę robią z tym co zostało im użyczone.
Istota ludzka wciąż morduje, wciąż grabi, wciąż wykorzystuje słabszych od siebie jest w posiadaniu broni, która może unicestwić całe planetarne życie, wszystko to czego nie jest w stanie odtworzyć, czego nie jest w stanie nawet widzieć przez pryzmat nieodgadnionego, ponieważ jest tak zmechanizowana i osamotniona w poczuciu bezlitosnej separacji. Jesteśmy zapętleni w cierpieniu braku wrażliwości i zrozumienia samej istoty życia, ślepi na Cud w jakim wszyscy uczestniczymy, żyjemy w klatce myślenia – abstrakcji, która zdominował naszą świadomość czyniąc z nas udomowione roboty nawykłe do zimnej i wyrachowanej wygody cywilizacji zombie.
Najbardziej istotne i najtrudniejsze wyzwanie dla newtonowsko – kartezjańskiego mechanicznego modelu wszechświata pochodzi z ostatniej kategorii fenomenów psychodelicznych, całej gamy doznań, dla których ukułem termin „transpersonalne” (pozaosobowe). Wspólnym mianownikiem tej niezwykle bogatej i rozgałęzionej grupy niezwykłych doświadczeń jest poczucie jednostki, że jej świadomość poszerzyła się poza granice ego i przekroczyła ramy czasu i przestrzeni.
Stanislav Grof „Poza mózg”
Pandemia. Wojna. Co dalej? To wszystko są skutki przyczyn które tworzymy w samych sobie, każdego dnia i o każdej godzinie, bowiem ta rzeczywistość jest lustrem w którym możemy ujrzeć samych siebie. Możemy w końcu pojąć, że „Bóg” jest tylko nazwą, którą maskujemy swój własny brak odpowiedzialności za własne myśli, słowa i działania, że nie istnieje żaden wielki boski plan, który skazuje nas na zagładę i apokaliptyczną pożogę, do której tak przecież dążymy, robiąc wszystko, aby unicestwić samych siebie. To nienawiść. To pogarda do samych siebie. Samo – potępienie – samospełniająca się przez stulecia przepowiednia, bowiem łatwiej jest niszczyć, łatwiej jest mordować niż się troszczyć, budować i chronić. Rządzą nami nieludzkie istoty, zmechanizowane i nieświadome, skażone skrajnym tępym egoizmem i biologicznym determinizmem o przetrwaniu najsilniejszych. Tą przytłaczającą tępotę gloryfikują zrobotyzowane media – paradygmat wiecznego wzrostu i ekspansji łapczywie pożera każdy milimetr ciała tej planety, która prosi o przebudzenie z tego okrutnego snu, bowiem w przeciwnym razie udzieli nam przerażająco bezlitosnej lekcji. Doprawdy nie znamy tego gniewu, tej mocy.

Ludzka cywilizacja może być ujęta w następujących słowach: „Chcę, żeby ktoś mnie przytulił. Zostaw mnie”. Nie będąc w stanie rozwikłać tego paradoksu, a także nie mając w międzyczasie nic lepszego do roboty, budujemy kościoły i ciężko pijemy.
Tom Price
Jesteśmy tak zajęci ludzkimi sprawami, które wciąż nakazują nam kręcić się w tym małym kołowrotku, w tej ślepej pułapce, choć przecież musimy sobie zdawać sprawę z tego, że wcześniej czy później wszystko to rozpłynie się w nicości niczym sen, ukazując absurd naszych wysiłków i zmagań w tak zwanej umownej doczesności w chwili szukania komfortu i bezpieczeństwa, miłości i spełnienia za cenę bycia bezlitosnym i okrutnym wobec obcych i obcego – tego wszystkiego co przecież nie jest nami, jest poza granicą naszego ciała. Jest „na zewnątrz”. Jest „ty” i „to”.
„Ja” nie może przetrwać. Na tym polega ten epicki dramat. „Ja” nie pamięta „ja”, kiedy znów się rodzi. Nie pamięta kim było, nie pamięta co zrobiło – żyje w zrodzonym z własnych działań świecie, w prawidłach struktury własnej świadomości w wymyślonej przez siebie grze. W wyprodukowanym szczęściu i cierpieniu – w ustanowionej przez siebie proporcji „dobra” i „zła”. W założeniach rezonującej z nią religii, ekonomii i polityki. W wyśnionej matrycy podobnych sobie skazanych na siebie poprzez relacje i związki. Demony tego świata są zrodzone z naszej świadomości podobnie jak mistycy, nauczyciele i ci którzy jednak potrafią widzieć przez gęstą ciemność, przez to ciemne zwierciadło hiper materializmu, którego apogeum to rozszarpanie zimnym mózgogłowiem wszelkich tajemnic by ostatecznie obudzić się w obojętnym świecie bez złudzeń, którego głównym napędem będzie właśnie hiper „ja” – ja osobne, ja ze wszech miar wszechpotężne, ja które chce żyć i królować wiecznie w stworzonym na swoją modłę sztucznym zrobotyzowanym świecie.
Teraz możemy ujrzeć, że my żyjemy w „Nowym Wspaniałym Świecie” otumanieni bezsensowną rozrywką, odurzeni nadmiarem, nudą, tymi wszystkimi krótkotrwałymi impulsami, które w swojej naturze są jałowe niczym puste kalorie – zbotoksowany świat pełen kapłanów celebrytów, fejsbukowych postów o niczym i dla nikogo, terroru sprzedaży rzeczy, idei i stylów życia, które są niczym więcej jak tylko snem naćpanego wariata, który deklamuje przez sen instrukcję obsługi myśląc, że jest to ściskająca za serce pełna głębi poezja. Nikt mu nie powie kim jest tak naprawdę, bo nikogo to nie obchodzi, każdy jest zajęty wymyślaniem i sprzedawaniem samego siebie. Prawdziwe NFT jest Uwagą, jest czasem – to jest twarda waluta ludzkiej egzystencji, twardy orzech do zgryzienia. Kronos nas pożera w tej pozornej szczęśliwości, w tej rozmianie na drobne.

Tuż za cienką ścianą chwilowego dobrobytu, dzieje się wojna, dzieje się śmierć, terror i głód. Za cienką ścianą nadchodzi lekcja pokory wobec tajemnicy ludzkiego okrutnego szaleństwa, ludzkiego zniewolenia, oddania w bezlitosne ręce władzy swojej odpowiedzialności wobec Ducha, wobec tego co jest Prawdą. Ludzie cieszą się z mordowania, mając swoje „słuszne” powody, ludzie zabijają w imię słów, które są niczym, bowiem przeczą same sobie, same siebie oszukują. Ludzie mordują za slogany i w imię sloganów użyci jak nicość przeciwko życiu. „Nowy wspaniały świat” budzi się 1984 i widzi skutki swojego narkotycznego snu i ze wszelkich sił chce wrócić do czasu „sprzed” do śnienia. Jednak to jest już niemożliwe. Musi się obudzić na dobre. Na dobre.
Obudzić się to zrozumieć współzależność to ujrzeć ponad wszelką wątpliwość, że szczęście oparte na wykorzystywaniu i dominacji wcześniej czy później przeradza się w swoje przeciwieństwo, staje się koszmarem. Bo tej wojny nie chcemy widzieć, nie chcemy jej rozpoznać, bowiem jesteśmy trybami tej okrutnej Cywilizacyjnej Maszyny, która mieli wszystko i wszystkich jak leci – te flagi i narody, te kultury – w jedną homogeniczną masę – zasoby danych. Pandemia, wojna, inflacja, postępujący rozkład całej sztucznej struktury na szczycie której pasą się demony cały czas zmusza nas do przerażenia, do modlitwy wzywającej „zbawców”, którzy przychodzą okrutni i tępi ze swoją taktyką terroru i bestialstwa, którzy najpierw cię „obronią”, a później uczynią niewolnikiem, by wysysać do samego szpiku do momentu kiedy „nie będziesz mieć nic i będziesz szczęśliwy”. Podpięci pod kroplówki taniej małej radości, która stanie się naszym nowym wirtualnym światem zbudowanym na trupie tej planety.
Miliardy „dominujących” istnień, które za wszelką cenę chcą jedynie mieć i być bez względu na koszty. Granice, flagi, uzbrojone po zęby armie, nuklearny disneyland pełen bezmyślnych i okrutnych dzieci, które udają dorosłych, a jedyne czego chcą to wciąż się bawić we władców i poddanych, grać w klasy, panować nad prawdziwym życiem i śmiercią. Nikt nigdy nie miał tak naprawdę prawa do władzy nad drugą istotą, nad jej sercem, ciałem i umysłem. To jest pierwotne i fundamentalne oszustwo. Przez tysiąclecia wgrywano ten Program. Maszyna rodziła maszyny przez macicę ignorancji i arogancji replikując ten Wdruk. Istoty ludzkie uwierzyły, że są jedynie tymi programami, tym oprogramowaniem tracąc kontakt z czymś co stanowi pierwotną podstawę, z czymś co jest ukryte i ciche, przepełnione dobrem i miłością. Za te wszystkie bomby, czołgi, karabiny, mundury, za cały ten potencjał śmierci moglibyśmy uzdrowić i nakarmić ten świat, dać mu szansę na otworzenie serca, które skrywa ta zaciśnięta z furią pięść. Napisać prolog zamiast epilogu, który przywraca pokój i nadzieję.
Oddać swoje życie w obce ręce, być podmiotem absurdalnej gry, umierać za slogany tych, którzy nigdy nie stanęli na polu tych absurdalnych wojen o „wolność”, która zawsze kończy się w zaprogramowanym kołowrotku tak zwanej doczesności, która wcześniej czy później staje się niewiadomą wiecznością, wielkim znakiem zapytania który zagłusza wszelkie religijne deklaracje. Nikt nie wie czy „coś tam jest”. Pozostaje wiara i doprawdy nie ma w tym nic złego, to dość naturalne, ponieważ jest w niej coś czystego, coś czego ten pragmatyczny świat nigdy nie zrozumie. Jest w niej coś co pozwala znieść bezsensowne okrucieństwo tego świata. Ten niepoczytalny amok, pianę ambicji, która fermentuje we krwi naiwnych. Ojcowie wiecznej propagandy, którzy wciąż mówią, że możesz zabijać, że zabijanie jest dobre, święte, że jesteś bohaterem, bo przecież stoisz „po dobrej stronie” i kibicuje ci cały twój „dobry świat”. Kolejna krwawa olimpiada, pochodnia przemocy i śmierci. Kolejni cezarowie, którzy rzucają klątwy i czary na otumanione podległością masy upojone spektaklem wojny w imię abstrakcyjnych tworów zniewolonego przez projekcje umysłu, który by przetrwać musi czuć to fundamentalne oddzielenie i odrębność, które jest rdzeniem całego cierpienia od początku czasu.
To jest źródło przemocy, pierwotna przyczyna wojny. To jest w nas tak fundamentalnie, że nawet nie potrafimy być tego świadomi. Szukać drogi, która pozwoli nam wykorzenić tą iluzję, to poświęcić życie na rzecz AUTENTYCZNEGO pokoju. To jedyna szansa by odmienić los tej planety i nas samych. To PRAWDZIWY Pokój.