ĆPANIE „ROZWOJU”

Płacz dziecka dobiega już z gry – to płacz nowo zalogowanego gracza.

Piotr Kelar „Gra, w której żyjemy”

To kim jestem w dużym stopniu zawdzięczam miastu w którym się wychowałem – Łodzi. Jestem zdania, że Łódź dość trafnie odzwierciedla prawdziwą kondycję świata jego brutalność, brud, rozpad, jego metafizyczne piękno, nie możliwą do zwerbalizowania tajemnicę. To coś o czym wie tylko ten, który pod brzydotą, pod cierpieniem, pod śmiercią dostrzega coś pięknego i wzruszającego. Dostrzega prawdę tego jakimi rzeczy są w swoim świetle i cieniu, w swoim wzroście i w swoim rozpadzie. Cała nasza sztuczna i zmechanizowana kultura ucieka przed prawdą i jest zaprogramowana by bez końca oszukiwać samą siebie, aż do momentu kiedy zabraknie energii by podtrzymywać te wszystkie nieskończone iluzje. Jesteśmy coraz bliżej tego momentu. Jesteśmy coraz bliżej prawdziwego przebudzenia, które nie ma nic wspólnego z całym tym naiwnym i idiotycznym przemysłem duchowym „nowej ery”.

„Szczęście”, „Spełnienie”, „Ekstaza”, „Radość”, „Twórczość” – wszystkie te slogany do sprzedaży deficytowego towaru z krótkim terminem ważności, szybko strawne dania i specjały instant w proszku aplikowane pomiędzy jednym znudzeniem a drugim. Prawda jest taka, że nie chcemy prawdy ponieważ jest daleka od lekkości i pachnideł, od medytacji i jogi, nie jest ona żadnym pocieszeniem, niczym czym możemy wzmocnić poczucie siebie, przydać sobie wyjątkowości, brylować na duchowych salonach, mieć nawiedzonych naśladowców. Prawda nie jest specjalna i mistyczna uczyniona ze szlachetnego tworzywa wzniosłych słów. To jest puste, pozbawione celu, bezużyteczne. Nie ma w tym nic co nas upiększy i sprawi, że staniemy się równi bogu, choć przecież o to nam chodzi. O bycie czymś więcej niż jesteśmy, o tak zwany rozwój, o przyciągnie energii i uwagi by wciąż bez ustanku zasilać tą fantomową iluzję. Dlatego cała duchowość, która na tym polega jest oszustwem, jest tworzeniem cierpienia i rozczarowania, które wcześniej czy później przyjdzie jak pocisk rozrywający nasze serce. Wtedy doświadczymy pierwszej właściwej lekcji – Rozczarowania.

Nuda jest ważna, ponieważ nuda jest anty-poczuciem, anty-rozrywką i w miarę jak rozwijamy większe wyrafinowanie psychologiczne, zaczynamy doceniać taką nudę. Staje się ona chłodna i orzeźwiająca, jak górska rzeka. Ta bardzo realna i prawdziwa nuda, czy też „chłodna nuda”, odgrywa niezwykle ważną rolę. W rzeczywistości, moglibyśmy całkiem prosto powiedzieć, że barometrem naszych osiągnięć w praktyce medytacyjnej jest to, ile nudy tworzymy dla siebie. Chłodna nuda to raczej lekka nuda: ma swoją niepokojącą jakość, ale jednocześnie nie jest czymś wielkim. Chłodna nuda jest jak to, czego doświadczają góry. Przy chłodnej nudzie procesy myślowe stają się mniej zabawne – stają się przejrzyste. Chłodna nuda to beznadzieja na najbardziej absolutnym poziomie.


Chogyam Trungpa

Opuszczą nas wszelkie czary i złudzenia. Ujrzymy nagie ciało w nieskończonym bezsensie. Poczujemy drgawki i pierwszy raz w życiu będziemy płakać naprawdę i TO otworzy Prawdę o tym gdzie jesteśmy, kim jesteśmy i zaczniemy przede wszystkim cenić te wszystkie nauki, które zostały przez nas zignorowane w gorączkowym poszukiwaniu „duchowości”, głosy tych wszystkich ludzi, których w swojej ignorancji i arogancji uważaliśmy za zwyczajnych i nie wartych uwagi. Tych od których podświadomie czuliśmy się lepsi i dociera do nas nasza własna pogarda wobec prawdy istnienia. Dociera do nas nasza własna próżność, ignorancja, pycha, zazdrość, duma, głupota, gniew. Zaczynamy widzieć Cień, który tak naprawdę jest jedyną drogą, ponieważ jest dokładnie tym przed czym uciekamy, co ignorujemy co chowamy odgrywając rolę „tych którzy mają to za sobą”. Wszystko co jest w tym świecie jest zwierciadłem tego co mamy w sobie, całe jego okrucieństwo, kłamstwo, inspiracja, radość. Wszystko przez cały czas. To jest prawdziwy mistrz w miliardach form. Odrzucanie negatywizmu, brzydoty, cierpienia jest odrzucaniem połowy prawdziwej Nauki. Nie sposób mieć połowy doświadczenia. Każda forma ma dwie twarze, dwa oblicza, żeby je zrealizować trzeba je poznać, doświadczyć, przyjąć. Nie istnieje ostateczność jedynie dobra i piękna do którego tak dążymy, rajski ogród gdzie w końcu będzie spokój.

Odradzamy się w skutkach i utożsamiamy się z tym, tworząc na tym „siebie”. Ten proces nie ma końca, ponieważ nie jesteśmy zdolni zatrzymać energii, ponieważ ona nie jest naszym myśleniem, intencją, wolą czy zamierzeniem. Nie jest niczym nad czym możemy mieć kontrolę, ponieważ „ten który jest” jest złudzeniem opartym na utożsamieniu. Nikogo tutaj w istocie nie ma i dlatego wyzwolenie się z czegoś czego nie ma może trwać bez końca. Cały proces duchowości tworzy w istocie problem, ponieważ wzmacnia tą podstawową i fundamentalną iluzję, która jest źródłem całego cierpienia. To fakap pierworodny, lapsus calami kodu symulacji. „Mistrz”, którego ścieżka opiera się na „wzroście” i „rozwoju” na „budowaniu” i „wznoszeniu” na „byciu lepszym” w istocie powoduje, że wzmacniamy jedynie pierwotną iluzję. Prawdziwy powie, że nie ma niczego co można osiągnąć, czym się stać oprócz tego czym tak naprawdę jesteśmy w tym właśnie momencie. Żadnej specjalnej techniki, pieśni, medytacji. Po prostu oddech, ruch ciała, myśl. Przychodzi i odchodzi. Jest prawdą samą w sobie. Nie ma niczego do przyciągania i odrzucania. Niczego do zmiany.

Zwyczajność ukrywa w sobie tajemnicę do której wracamy po tych wszystkich „wielkich duchowych wyprawach” zrzucając „święte specjalne szaty” i w końcu jesteśmy w domu gdzie możemy być sobą bez lęku. Przyjąć swój „mrok” i „światło” przestać grać lepszych niż jesteśmy. Odpuścić.