OFERTA DO ODRZUCENIA

Nasze duże mózgi, argumentuje badacz, uczyniły nas przesadnie zmyślnymi. Potrafią one skonstruować własną rzeczywistość, całkowicie oderwaną od rzeczywistości „autentycznej”, i żyć szczęśliwie w tym urojonym miejscu uznając je w efekcie za świat „prawdziwie” realny. Nasze ego bez trudu wymyśla i wierzy w historie, które wywołują reakcje emocjonalne i tworzą w naszych głowach kolejne opowieści. Owo błędne koło negatywnej aktywności intelektualnej i emocjonalnej naszych umysłów – odłączonej od tego, co faktycznie dzieje się tu i teraz – kontroluje patologiczną kondycję naszej psychiki.

Narzędzia separacji – Fragmenty eseju Dave’a Pollarda.

Oferta jaką obecnie dostajemy to ucieczka od siebie w przestrzeń nieskończonych domysłów i spekulacji. Stan zawieszenia, oczekiwania, biernej obojętności. Dryf. Staliśmy się ofiarami okoliczności, mieszkańcami ciągle ulepszanych klatek, tak bezpiecznych i komfortowych, że żyjemy w stanie otępienia sterylną wygodą, kręcąc się w koło najbardziej banalnych spraw, które stały się naszym więzieniem. Przez zakratowane okna nadają nam film o rzeczywistości, którego głównym celem jest utrzymywać nas w jednoczesnym przerażeniu, tym co „tam jest” i iluzorycznym przekonaniu o swoim „bezpiecznym świecie”, który stworzyli dla nas nasi „opiekunowie”. Jesteśmy otępieni tak zwaną rozrywką i kulturą, która ani nie jest rozrywką, ani nie jest kulturą. To współczesna heroina, która uzależnia nasze umysły. Uzależnienie od konsumpcji treści, która przypomina jednolitą bezwartościową papkę dla niemowlaków. Chodzi o to byśmy coraz bardziej byli wprzęgnięci, zsynchronizowani z cyfrowym światem, który ma być naszym nowym miejscem zamieszkania, wyśnioną krainą nieskończonych możliwości. Edytowalnym Rajem, gdzie można śnić w nieskończoność. To w tym kierunku zmierza ta rzeczywistość. Mamy być kompletnie zależni i nieświadomi, upojeni cyfrowymi używkami.

Dzieje się tak ponieważ tak zwany analog uderzył w mur wzrostu, możliwości tej planety są ograniczone, a zasoby coraz bardziej zużyte, ryjemy już na bezpłodnej pustyni. To co zostało musi zostać dla tych co zostaną. Dlatego nazwano to wielkim resetem. Dlatego mamy to co mamy. Nie można się bawić cały czas. W końcu przychodzi moment kiedy impreza się kończy. Większość ludzi jest tak nieprzytomna, że kompletnie nie zdaje sobie z tego sprawy nawet po całej akcji z pandemią i wirusem. Wciąż śpią i czekają na powrót starego świata, jednak stary świat już nie wróci, bo już go nie ma, skończył się. Upadł przez swoją arogancję i pychę. Teraz jesteśmy w tak zwanym bardo – stanie pośrednim, w zawieszeniu pomiędzy trupem i noworodkiem, rzeczywistość inkarnuje do nowej formy. Ubiera się w to co ma do dyspozycji.

Ten systemowy układ gwarantuje możliwość nieprzerwanych doświadczeń. Jesteśmy eksperymentem. Hodowlą. Brak możliwości rozróżnienia pomiędzy wyobrażeniem a rzeczywistością jest podstawowym warunkiem, który umożliwia programowanie zachowań i postaw. Otumanienie i nieprzytomność, naiwna wiara, łatwowierność. Kult tytułu i uniformu, oddanie w obce, zimne precyzyjne ręce. Błogi spokój nieświadomości. Oni wszystko zrobią, załatwią, ogarną. Prawo, regulamin, instrukcja obsługi. Proste zdania i zadania. Układ wzajemnej zależności, który gwarantuje ciągłość badań. Odwieczny status niewolnika, którym zarządza ta sama bezwzględna przemoc zmieniająca formy jak maski, a która obecnie jest atłasową rękawiczką, delikatną kombinacją tak zwanej kultury i nauki, która pieści naszą próżność, daje nam to poczucie bycia kimś wyjątkowym sczytuje z nas wszelkie możliwe odruchy i emocje dla bezosobowych algorytmów, które tworzą miliardy replik, które zamieszkają w nowym cyfrowym uniwersum. Ufne i oddane szczenię łasi się i przymila do swoich nowych władców, klepane po pysku nieskończoną ilością obietnic. W samowystarczalnym technokratycznym konsorcjum nie potrzeba tylu niewolników – robotników, nie potrzeba rąk do pracy, mózgów do myślenia, sługusów do wyręczania, szpicli do kablowania, dziwek do obsługi perwersji, samorodnych talentów.

Wszystko na przemiał. Do recyklingu.

Problem jest taki, że ignorancja nagradza śpiących, daje im przywileje i benefity, bowiem jej służą, współpracują, są w układzie wzajemnej korzyści. Świetnie to widać na przykładzie mediów z jakich korzystamy i które otaczają nas ze wszystkich stron. Ten obraz świata jaki nadają korporacyjne media jest iluzją, która ma chronić przede wszystkim, tych którzy realnie i bezwzględnie ten świat niszczą, gdyż to ci ludzie posiadają pozwalającą na to władzę i wpływy. Są tymi, którzy kontrolują i modelują ludzką świadomość poprzez tworzenie wyobrażeń w formie tak zwanych informacji.

Choć widzimy korporacyjne logotypy za nimi kryją się prawdziwi ludzie, którzy podejmują konkretne decyzje i to wszystko czy chcemy tego czy nie kształtuje nasze życie. Ten świat zmienił radykalnie swoje oblicze po ostatnich dwóch wielkich wojnach, których „zwycięzcy” stworzyli nowy światowy ład, który umożliwił niewiarygodne przeobrażenia – zglobalizowany konglomerat – maszynę śmierci, której jesteśmy pracownikami na pełen etat, która nie chce się zatrzymać, dopóki nie wyeksploatuje wszystkiego. Nie rozumiejąc i nie szanując starego świata, który potraktowaliśmy jak dziwkę, chcemy nałożyć na jego zdegenerowane i wyeksploatowane ciało tą osnowę cyfrowej symulacji, skomputeryzowaną matrycę ostatecznego pasożytnictwa zarządzaną przez psychopatycznych multimiliarderów, dla których będziemy niczym innym jak nowym zasobem do zarządzania. Ucieczka z analogowej agonii do nieskończonych światów wygenerowanych przez Nowego Samouczącego się Boga – Algorytm. Jesteśmy tak zajęci tym sztucznym kręceniem się w zaprogramowanym kółku, że nawet nie zauważamy jak ten zmyślony świat staje się „światem prawdziwym”, który nas wgrywa w siebie jak kolejną grę.

Boję się ludzi, którzy uśmiechają się zbyt szerokim uśmiechem w tej rzeczywistości. Mam w głębokiej pogardzie ich kursy inwestycyjne, instrukcje sprzedaży, całe to śmierdzące gówno, które pakują w lepkie i samonośne slogany, które nalepiają na umysły szukające chwilowego szczęścia w kolejnej iluzji. Czcimy mamonę, każdego jednego dnia pogrążamy się coraz bardziej i bardziej w ten zmechanizowany materializm, który jest ciągle głodnym mięsożernym bagnem, które nas zasysa coraz głębiej w otchłań wiecznie niezaspokojonych potrzeb, nawet z tak zwanej „duchowości” zrobiliśmy towar do sprzedania, skromność na pokaz, ekspozycja sztucznej moralności, wystawa pełna importowanej z dalekich krajów świętości, pokaz mody szamanów, joginów, którzy „uzdrawiają” i „oświecają”. Mało z tego zostanie na samym szarym końcu, tam w poczekalni, na twardych ławkach, gdzie siedzisz nagi i bezbronny, a wszystko staje się jasne i przerażająco oczywiste. Śpiąca królewna będzie spać do końca, aż ją obudzi pocałunek śmierci pełen niemożliwego do strawienia rozczarowania.

„Rozczarowanie” jest słowem kluczem na ten czas, bardzo pojemną metaforą, która mieści w sobie każde nasze doświadczenie w tej przejażdżce na szybkoobrotowej karuzeli. Od wirowania kręci się głowie, świat staje się tajmlapsem, podróżą w ciemności przez zapętlony tunel, który wcześniej czy później prowadzi do pewnego zrozumienia, szokującego odkrycia banalnych oczywistości, które jednak tak naprawdę nigdy nie były banałem, a jedynie nie urzeczywistnioną surową mądrością, która teraz manifestuje się sama z siebie. Wielką nauką w tym pogorzelisku wypalonych namiętności i ciągłego głodu jest zdolność odrzucania, wielkie bezkompromisowe „nie”, które jest potężnym ostrym obosiecznym mieczem mądrości, która istnieje bez naszego „mistycznego” wysiłku. Ja nazywam to „Jebnięciem Transcendentu” czymś co w jednej chwili niszczy każdy zapętlony program. To czysta i nie rozwodniona natura gniewu, porażające klarowność, która widzi wszystko na wskroś bez żadnego filtra. Ta jakość nie potrzebuje żadnych dodatków do lepszego trawienia, żadnego znieczulenia, osłody, nic do przepicia. Kiedy się budzi w kolektywnym polu, świat staje się precyzyjnym lustrem, które ukazuje wszystko tym czym jest – nagie i prawdziwe, wówczas to co nazywamy naszym ego, lub ludzką wytworzoną z warunków osobowością po prostu eksploduje, ponieważ nie jest w stanie znieść surowej nieprzetworzonej przez umysł – prawdy, która nie ma żadnego pana, żadnego właściciela, żadnej wytworzonej przez nas „moralności”.

Kurczące się zasoby będą utrudniać ucieczkę, będzie coraz trudniej udawać, coraz trudniej odwracać głowę. Przytomność stanie się wyrokiem egzekwowanym w każdej krótkiej chwili. Uderzenie za uderzeniem, wstrząs za wstrząsem przez cały nieprzerwany czas. Dlatego trzeba porzucić nadzieję na cokolwiek, być w tym co jest w sposób totalny, nie szukać niczego nawet najmniejszego rozwiązania, nie tworzyć rozdzielenia pomiędzy sobą i tym, niech się dzieje. Puścić wszystko, to pozwolić wszystkiemu być i istnieć tak jak chce, dać przestrzeń i zaufanie, nie korygować, nie modyfikować, nie szukać oświecenia. Wtedy TO budzi się samo z siebie i staje się czystym instynktem, okiem rozszalałego cyklonu, tym czego nic nie może zniszczyć, samą żywą esencją życia. Mocą, której nikt nie może posiąść. Odrzucać każdą sztuczną ofertę ubóstwienia, zbawienia, bycia wybranym, pójść prosto do piekła bez mrugnięcia powieki. To wszystko jest samo wyzwalającą się energią, która jest nieskończona i nie ma żadnej drogi i żadnego celu, który można osiągnąć. Słowo, które odkrywa przed sobą swoje własne znaczenie.

Nic jest wszystkim co mamy.