
Zajebany wyścig szczurów, ot co.
Neal Stephenson. „Snow Crash”.
Mamy masowy atak klonów zrodzonych z martwych komórek macierzystych. Namierzyć bezpańskie psy. Zmasować. Zniwelować różnice, na powrót podłączyć do sieci, rozbroić, uśrednić do szeregu. Niech skomlą jak wszyscy coraz bardziej oddani tej nowej cybernetycznej religii – fuzji nauki, technologii i globalnego zarządzania katastrofą. Podziemie stało się ostatecznym wyborem przed którym stanęło wielu tych, którzy myśleli, że mają jeszcze czas do namysłu. Tego czasu już nie ma, teraz jest pośpiech, teraz jest ciśnienie. Teraz liczy się jedynie to, czy coś jeszcze w tobie zostało, co pozwala ci czuć i widzieć ponad usankcjonowaną doktryną martwego słowa. Nie szukaj przyjacielu tam w szeregach szczekających równo mechanicznych psów, które ujadają przez całą wieczność by wciąż zmodyfikowanymi szczynami znaczyć teren tegoż oto odwiecznego eksperymentu, który teraz wchodzi w fazę jawności dla tych, którzy nie śpią. Dla tych, którzy wciąż czuwają, bo żyje w nich stary Duch. Coś czego Czarni Magowie Mózgogłowia nie potrafią zdominować swoimi Klątwami. Coś czego nie można rozłożyć na czynniki pierwsze i przeprogramować jak wszystko inne, ponieważ jest poza fizyką, poza biologią, poza zmysłami.
Niedotykalne Lśnienie. Odwieczna tajemnica. Pokarm.
Obca rasa stworzyła ludzkie hybrydy, które stworzyły na swoje własne podobieństwo kolejnych mechanicznych niewolników, by posmakować jak to jest być małym krwawym mściwym bogiem sycącym się słabością, zależnością, panicznym strachem i lękiem. Ssać. Wyżerać. Tresować jak bydło naziemne, wreszcie ubijać podczas ekstatycznej ostatecznej wieczerzy, której energia będzie wystarczająca by wyczarować kolejny świat – symulację dla tych miliardów strawionych i na powrót wyplutych w nicość pełzających dusz. Metafizyczny Karnawał bez końca.
Nie cierpiące zwłoki gotowe udawać życie Hybrydy. Linijki martwego kodu. Rozkazy. Nakazy. Tych, którzy nie ulegli można rozpoznać w jednej chwili, dlatego udają, wpisują się w te absurdalne role, kryjąc swoją odwieczną naturę w świecie zmechanizowanej tymczasowości, w świecie, który jest taki tani, taki przewidywalny, ulepiony z tego pozłacanego gówna udającego „rozwój” i „nowoczesność” podczas kiedy w istocie to spektakularny w swoim rozmiarze nieprzerwany regres, upadek w czas i warunek i ekscytacja ostatnim posiłkiem przed egzekucją. Kompletna nieświadomość własnego położenia na przestrzeni eonów strumienia świadomości. Ślepowidzenie.

Zmechanizowana świadomość sztucznego zbioru nie może tego pojąc, nie może za tym nadążyć, nie może spojrzeć prawdzie w oczy, bo w istocie nie widzi, nie słyszy i nie czuje. Maca po pozorach, nasyca się sztucznym smakiem, zaspokaja życiem bez znaczenia, istnieniem bez celu, tą marną chwilową rozrywką i ostatecznie się rozpada, niweluje do postaci tworzywa, z którego ulepią kolejne upiorne więzienie w którym będziecie się rodzić i rodzić bez końca z bezpodstawną nadzieją, która jest niczym innym jak pręgierzem do którego was przywiązali i od wieków biczują. Problem polega na tym, że odnaleźliście w tym perwersyjną rozkosz, ponieważ to pozwala wam na poczucie ”siebie” i dlatego można wami zawładnąć, można was używać. Można w zasadzie zrobić z wami wszystko, co się chce, jak się chce i kiedy się chce. Nie potraficie stanąć na przeciw plutonu egzekucyjnego i zaśmiać mu się w twarz na pohybel, ponieważ wierzycie, że macie coś do stracenia i coś do zachowania, choć dobrze wiecie, że czymkolwiek to jest – umrze. Zatem ten urojony heroizm jest tylko „ja”, bo w gruncie rzeczy to jest ostateczna przyczyna Tego Wszystkiego. Jednak będziecie tego bronić za wszelką cenę i wszelkim kosztem, choć wystarczyłoby się zatrzymać na jedną krótką chwilę i uważnie przyjrzeć, rozebrać sytuację na czynniki pierwsze. Jednak nie macie czasu, bo czas jest tym czym jesteście, jest strażnikiem więziennego rygoru.
Rzeczownik – czasownik. Podmiot – orzeczenie. Źródło leży w języku. W słowie, które tworzy dźwięk, światło i promienie, które rodzi i unicestwia światy.
Postać tej opowieści jest bezpostaciowa. Bohater jest anonimowy – ukryty głęboko w niezliczonej ilości ciał, częściowo uśpiony i nieświadomy. To co wami porusza to program – zdalne sterowanie z Centrali Zbiorowej Ignorancji – Królestwa Impulsu, cała opowieść jest fałszywa zbudowana na kolektywnej matrycy urojenia, które się renderuje w czasie rzeczywistym i tworzy iluzję następujących po sobie przyczyn i skutków, które „poruszają się w czasie”. Ten czas to „ja”. Magazyn iluzji i zarządzający nim programista, który wciąż musi być zajęty operujący poprzez pulpit kontroli wrażeń, które są niczym tlen, którym sztuczna zautomatyzowana świadomość oddycha, bez nich zaczyna się rozpadać. Materia jest Myślą. Myśl jest Materią. Ciało jest Duchem. Duch jest Ciałem. Życie jest Śmiercią. Śmierć jest Życiem. To „czas”. To „ja”.
Jednak TO jest poza JA. Przekracza każdy zbiór, każdy rozpad warunków, ponieważ istnieje poza czasem, poza myślą i poza materią, poza ciałem i poza duchem, poza życiem i poza śmiercią. Nie jest produktem Mózgogłowia, nie jest skutkiem przyczyny, nie jest wynikiem ewolucji mięsa, nie jest zrodzone i usankcjonowane przez Warunek. Ma wyjebane na wynik gry. Ma wyjebane na pozycję w klasyfikacji generalniej, na układ i brak układu. Dlatego może złamać wszelkie zasady, wszelkie umowy i wszelkie zobowiązania. Może pojawić się w każdym ciele, w każdym miejscu i w każdym czasie. Może zabrać cię do tyłu i do przodu w twoim własnym istnieniu. Kiedy wypełni twoje istnienie cały nieskończony strumień staje się Mądrością – absolutnym brakiem ignorancji odmienia wszystko co miało, ma i będzie mieć z Tym kontakt.
Uderza z całą Mocą w jednej chwili, która jest Wiecznością.