WSZYSTKO JEDNO

Popatrzmy! W jaki sposób człowiek tworzy na swojej własnej płaszczyźnie istnienia? Po pierwsze może tworzyć poprzez wyrabianie czegoś z istniejących na zewnątrz materiałów. Lecz to nie pasuje, gdyż nie istnieją żadne materiały na zewnątrz WSZYSTKIEGO, którymi mogłoby ono tworzyć. Po drugie człowiek prokreuje, czyli reprodukuje swój gatunek poprzez proces rozmnażania, który jest własnym powielaniem dokonywanym poprzez transfer części swojej substancji do swojego potomstwa. Lecz to nie pasuje, gdyż WSZYSTKO nie może przenieść ani wydzielić części siebie, ani też nie może się reprodukować czy mnożyć – w pierwszym przypadku byłoby to umniejszaniem, a w drugim zwielokrotnieniem lub dodatkiem do WSZYSTKIEGO, a obie te myśli są absurdalne.

KYBALION – STUDIUM FILOZOFII HERMETYCZNEJ STAROŻYTNEGO EGIPTU I GRECJI

Nasza rzeczywistość stała się Żerowiskiem, jednak tak naprawdę „tego wszystkiego” jest już coraz mniej – tak zwanych pysznych kąsków. Wyssane. Wciągnięte. Strawione. Będziemy żyć w Wydzielinach, w przetrawionej post rzeczywistości. W szarej substancji pozbawionej wartości odżywczych, bowiem to co najlepsze jest dla najbardziej bezwzględnych i łakomych, tych którzy ze swojego okrucieństwa uczynili cnotę godną naśladowania. Otoczeni są kultem, to o nich piszą książki, montują filmy, to ich twarze, słowa, gesty mają zdolność wprawiania nas w stan posłusznej i biernej homeostazy. Każdego dnia własnym ciałem, energią i świadomością żywimy to Monstrum – Pasożyta, który pożera nas żywcem. Jesteśmy żywicielami Okrutnego Systemu – który służy sobie i wielbi samego siebie, którego prawdziwą religią jest Posiadanie i Kontrola. Cyniczny uśmiech psychopaty.

Zawsze mnie to zdumiewało, że możemy być tak naiwni, zniewoleni do tego stopnia, by patrzeć i nie widzieć, słuchać i nie słyszeć, dotykać i nie czuć. Jest w naszym umyśle pewien mechanizm, który w momentach, kiedy brutalna prawda staje się widoczna i namacalna, ma zdolność wyłączania naszej obecności, tak, że kiedy to się dzieje jakby nas nie było, znikamy w krainie snów, desperacko odwracając głowę i przywołując w świadomości jakiś rodzaj pocieszenia – mentalnej zabawki, lub stajemy się neurotycznie pragmatyczni. Nie będziemy się tym zajmować, zajmiemy się pracą, sprzątaniem domu, myciem samochodu – wszystkim tylko nie „tym”, bo „tym” zajmą się „oni”. Oni wiedzą, znają się na rzeczy. Każdego dnia zdejmują z nas to brzemię. Tłumaczą nam jak krowie na granicy – gdzie jest granica. Tą granicą jest tak zwane nasze bezpieczeństwo, bo niby o to się to wszystko toczy. Przecież to oczywiste.

Oczywiste.

Oczywiste?

„oczywiście” «partykuła komunikująca, że to, o czym jest mowa, nie budzi żadnych wątpliwości; rzecz jasna, naturalnie»

Nie budzić żadnych wątpliwości. Nie budzić.

Rzecz jasna jest prosta i zrozumiała. Oczywista dla wszystkich. Masowa. Rzecz jasna jest pozbawiona wahania, jednomyślna, uniwersalnie sformatowana do wszystkich rodzajów czytników – świadomości, które dzięki niej czują się bezpieczne, zadbane, ukołysane do snu.
Zaszczepione na wszelkie wątpliwości. Jednogłośność, jednomyślność. Roboty muszą być rumiane i zdrowe mieć moc do produkcji Bezsensu na masową przecież skalę. Będziemy wymazywać wątpliwości jedna po drugiej, aż wszyscy będą szczęśliwi. Raz na zawsze zszyjemy to rozdarcie, ten psychologiczny mankament, który tak nam wszystko zawsze rozpierdala i niweczy, krzyżuje tak zwane plany. A mamy przecież zaplanowany Wzrost Wszystkiego Wszędzie.

WWW.

Różnica jest jedynie taka, że to nie będzie prawdziwe. To będzie fake, ale nikt się nie zorientuje, bo po prostu przestanie się orientować, bo orientowanie się nikomu nie służy do niczego naprawdę dobrego. Dezorientacja jest zdecydowanie lepsza. Bardziej wydajna.

Historia Edypa.
Ojcobójcy.
Matkojebcy.
Chciał dobrze – nie wyszło.
Mamy przestrogę.

Tutaj dzieje się teraz coś bardzo ważnego, ponieważ bardziej jasne niż to już nic nie będzie.
Jeżeli w twojej świadomości nie ma żadnej wątpliwości na temat kierunku w jakim zmierza ten świat, jeżeli nic cię nie kłuje pod bokiem, nie powoduje, że czasem masz ochotę krzyczeć lub płakać z bezsilności i uważasz, że wszystko jest w jak najlepszym porządku to w porządku. Nie ma sprawy.

Jednak jeżeli ta szczepionka obojętności się nie przyjęła i widzisz to co widzisz i słyszysz to co słyszysz, musisz być teraz naprawdę mądry. Mierzyć siły na zamiary. Zniknąć pod powierzchnią. Ukierunkować moc tam gdzie ma to jeszcze sens. Masz w sobie brzemię myślenia za siebie, swoje własne życie w dłoniach. To wielki dar. Przestaniemy żyć „tym życiem”, bo „to życie” nie jest życiem. Przestaniemy czcić „tego boga”, bo „ten bóg” nie jest bogiem. Nie będziemy identyfikować kim są „oni”, bo oni to my – ukazanie tego do czego jesteśmy zdolni. Musimy być Inni. Otworzyć serce i przeprogramować Mózgogłowie. Decydujemy o tym w każdej jednej chwili, która jest przecież tak krucha i delikatna, przecieka przez palce, które szukają oparcia po omacku, na oślep. Każdy dostaje dokładnie to na co zasługuje, a ci źli nie są źli, a ci dobrzy nie są dobrzy. To role. Monochromatyczny film. Możesz poznać matkę poprzez potomstwo, dotrzeć do esencji poprzez manifestacje. Dlatego spazm heroizmu i desperacji niczego nie zmienia, jest chwilowym pokrzepieniem w nigdy niekończącej się walce. Dlatego Prawda ma Moc Wyzwalania, ma Moc Przekraczania, ma Moc, która nigdy niczemu i nikomu nie służy. Nie usługuje. Jest na swój sposób bezużyteczna dlatego można jej używać do wszystkiego. Nie walczy, samoistnie przekracza, bez najmniejszego wysiłku. Bez sztucznego heroizmu i pyszałkowatego blasku.

Tak naprawdę ciężko się w tej rzeczywistości zadeklarować, stanąć po jakiejkolwiek stronie, bowiem od razu widzisz, że to tylko macanie prawdy, abstrakcyjny pogląd – ogląd pozornej sytuacji, ponieważ tak naprawdę brakuje źródłowych danych – to projekcja ludzkich pragnień i ograniczeń. Fakty nie mają nic do rzeczy, ponieważ najczęściej są zamaskowanymi opiniami. To jest po prostu taki moment kiedy my chcemy widzieć rzeczywistość w określony sposób, ponieważ próbujemy sobie pomóc, ulżyć w cierpieniu braku prawdziwego kontaktu. Pancerne szyby chroniące fałszywe skarby, te pielęgnowane sztuczne diamenty – „prestiżu” tego Upadłego Królestwa, które umiera w agonii. Niczego nie zabierzemy w dalszą podróż, zostaniemy z niczym, a naszą „duszę” oczyszczą demony. I tak ma być. Burzenie świątyń, demaskowanie autorytetów, niekończący się lament rozczarowania w „miłości”, w „przyjaźni”, w „pracy”, w „polityce”, w „sztuce” – ten czarny punkt śmierci na drodze, to w istocie kaplica pełna blasku i prawdziwej modlitwy. To miejsce prawdziwego zrozumienia, wglądu w istotę rzeczy. W prawdę.

W tej gorączkowej desperacji szukasz pocieszenia, wsparcia w tych protezach, w pustych deklaracjach; że jest bóg, inkarnacja, anioły oplatające nieboskłon, bo jest tam dojmujący strach, tak potężny, że doprawdy nic nie może się z nim równać. Strach przed Nicością. Ostatecznym Bezsensem. Daremnością. To jest właśnie Demon Abstrakcji. Byt z Niebytu, który jest choć go nie ma, który pożera nasze umysły i trawi nas przez całe życie w tych najmroczniejszych chwilach, w których myślimy żeby się zabić, bo myślimy, że dalej już nie damy rady. Czasem nie dajemy i wszystko odpada. Jednak kiedy wytrzymujemy okazuje się, że to przychodzi i odchodzi jeżeli pozwalamy temu przychodzić i odchodzić. Tutaj tkwi prawdziwy sekret. Prawo Odpuszczania. Prawo nie zaciśniętej pięści. Otwartej w przestrzeni dłoni, która niczego nie trzyma i pozwala wszystkiemu przychodzić i odchodzić. Pozwalasz przejść wszystkiemu przez samego siebie, nie chcesz być już dobry czy zły, taki, sraki czy owaki. Stajesz się przestrzenią pozbawioną zakotwiczenia, punktów granicznych, straży dobrego samopoczucia. Przestajesz udawać, prężyć się, przebierać do zdjęcia. Chodzisz na ślubach i pogrzebach w dresach, biegasz w garniturze. Mówią to, mówią tamto, lubią nie lubią. Wszystko jedno. Traktujemy to wszystko śmiertelnie poważnie, a to nie jest poważne, ponieważ niczego tak naprawdę nie sposób tu znaleźć. Niczego. Wszystko się rozpada jak już chcesz to określić, dotknąć, nazwać ostatecznie. Zamknąć w więzieniu umysłu i dokarmiać przywiązaniem. Rodzimy się sami i sami umieramy. Nikt nie wie co tam jest. Może jest może nie ma. Wszystko jedno. Minął już czas tajemnych ścieżek, hermetycznych doktryn. Teraz wszystko to leży jak perły wprost przed naszym ryjem. Możemy się bawić. Przeżuwać, trawić i wydalać. Taplać do woli w tym gnoju duchowości. Jeden wielki tęczowy festiwal, który kiedy dobiegnie końca zostaną jak zwykle śmieci i rozczarowanie. Nie przepłyniesz tego oceanu na macie do jogi. Nie przekroczysz go w lotosie czy obracaniu paciorków, bo wciąż wołasz o pomoc. Pomoc nie nadejdzie. Twój guru splunie na ciebie, bo wciąż nie rozumiesz. Zostawi cię samego na pastwę losu w najgorszym – najlepszym z tak zwanych momentów. Wtedy coś Odkryjesz, być może nawet wszystkie znaczone karty. Całe to Święte Oszustwo. Trzody się rozpierzchną na cztery strony świata, a pasterze zbankrutują. Obrócą się w proch wszystkie świątynie. Jak zawsze zacznie się kolejny długi obrót Koła. Nic nowego.

Kilku rzeczy się nauczyłem. Pozwalać odchodzić i przychodzić. Nie poprawiać. Nie szukać zbawienia w myśli. Czasami naprawdę jestem szczęśliwy, szczęściem które nie potrzebuje sprawdzenia, czasami naprawdę jestem nieszczęśliwy, nieszczęściem, które nie potrzebuje kontroli. Puszczam kierownicę przy dużej prędkości na autostradzie poglądów i choć wciąż dochodzi do kolizji, jakimś cudem jadę dalej. To jest tajemnica, której nie sposób odgadnąć.
Nie wiem jak to się wszystko dzieje. Nie znam praw absolutu, nie jestem oświecony, wyzwolony, lepszy od kogokolwiek i czegokolwiek. Nie chce mi się już niczego osiągać i udowadniać. Podpisywać pod żadnym papierem i świadectwem. Po prostu żyję i staram się szukać tej przestrzeni we wszystkim i wszędzie. To mi naprawdę pomaga jak nic innego.

I jeszcze jedno:

Nie mogę znaleźć swojego prawdziwego „Ja”.