PRZECZUCIE

dogs

Nazywam to Kolektywną Ignorancją – nie diabłem, nie demonem, nie szatanem. Pradawna sztuczka uosobienia i odseparowania naszego ciągłego współudziału w absurdalną postać z rogami ukrytą w głębinach piekła staje się zwykłym odpustowym pośmiewiskiem. Religijny dogmatyzm, ciężkie psychologiczne koło zębate traci impet, ponieważ rzeczywistość jest coraz mniej ułożona, coraz mniej przewidywalna.

Wszystko wychodzi na jaw – przewlekła choroba wchodzi w stadium nagłego i brutalnego ujawnienia. Świat staje się lustrzaną salą intensywnej terapii – oddziałem zamkniętym dusznym i śmierdzącym. Wszyscy są znieczuleni, nieobecni – pogrążeni w hipnozie. Na wpół martwi. Kiedy nadchodzi ten moment zazwyczaj kończą się leki – zaczyna się samoistne wybudzenie. Pierwsza faza to moment paraliżującego szoku. Inicjacja uśpionej świadomości w stan nagłej przytomności – jednak z powodu tak długiego i nieświadomego snu – umysł nie jest w stanie tego zaakceptować – chce spać, chce się znów otępić. Ucieka w każdą możliwą formę kolejnego upojenia i urojenia za wszelką cenę – nawyk śnienia jest tak obezwładniający, że przez długi czas funkcjonuje pomiędzy jawą i snem – na granicy swoich urojeń i coraz bardziej natarczywej prawdy. Śpiący umysł nie chce się budzić, nie che tracić swojej iluzji ulepionego z cierpienia szczęścia. Nie chce widzieć jednak przede wszystkim nie chce czuć.

Chcemy być kimś, znaczyć coś w naszej społeczności, w naszych relacjach z ludźmi. Takie myślenie niesie z sobą pewne niebezpieczeństwo. Lina zaciska się ciasno na szyi, kiedy drugi jej koniec włożymy w nieodpowiednie ręce. Pragnienie, aby być kimś ważnym dla innych jest bardzo silne. Chcemy być kimś ważnym dla ludzi, z którymi jesteśmy związani. Oczywiście jeśli działamy motywowani współczuciem, jest to dobre. Jeżeli jednak pragnienie to wynika z poczucia mentalnego ubóstwa, która zaczyna coraz bardziej przysłaniać nasze działania, jeżeli nasze przywiązanie do „ja” i własnych dokonań umacnia się, chęć stania się szanowaną osobą bierze górę nad altruizmem. Tak oto pozbywamy się osobistej wolności i poczucia szlachetności. Podążając dalej tym tropem, zaczniemy tańczyć jak tresowana małpka.

Dzigar Kongtrul Rinpoche

Współodczuwanie jest esencją tego wymiaru współzależnego cierpienia, które stwarzamy bez końca – dlatego robimy wszystko by nie czuć. Uczucia, odczucia – przenikające nas bez końca sieci emocjonalnego wysokiego napięcia jakie generuje stworzony przez nas wszystkich okrutny system wzajemnego używania – to właśnie stan wybudzenia ze snu, z otępienia. Pamiętam swój moment kiedy – poczułem To – na zwykłej ulicy, w samym środku zwykłego dnia, w otoczeniu zwykłych ludzi, hałasu, samochodów, tego szumu i zgiełku – pozornej normalności – coś do mnie dotarło. Zobaczyłem To. Samoistna inicjacja w prawdę. Cały czas próbujemy oszukać samych siebie i innych. Chcemy udawać, grać, uciekać bez końca, trzymać się kurczowo tej choroby szukania szczęścia przy ciągłym i nieustannym tworzeniu przyczyn cierpienia. Prawo przyczyny i skutku jest prawem fundamentalnym. Bezwzględnym. Nie ma osobowego boga z którym możemy kupczyć i negocjować – oczarować go pozorami i duchową gadką szmatką, wypachnionymi intelektualnymi pomyjami.

Wielki podświadomy serwer bez ustanku generujący kod symulacji – kolektywne pole spłacania zaciągniętych długów. Bank wrażeń. Mówimy, że ten świat jest zadłużony – to prawda, jednak nie chodzi o sztuczny pieniądz, cyferki na wyświetlaczu amerykańsko – chińskiego kalkulatora ciągłego „wzrostu” – to spłata długu stworzonego cierpienia dla siebie i innych, który próbujemy spłacić kolejnym długiem, bo wciąż uciekamy przed prawdą, że jedyną możliwością spłaty jest Praca. Świadoma praca dla wszystkich istot, które są tutaj wraz z nami na tej planecie. Urojony bóg nie przeprowadzi wielkiego resetu długów, nie wymaże ksiąg rachunkowych, bowiem kolejnym szokującym odkryciem jest fakt, że to my jesteśmy Zapisem. Jak już przejdziemy fazę wybudzenia, otępienia i wzrastającej przytomności – pojawi się kolejna – faza gniewu. Moment obwiniania. Szukania na zewnątrz przyczyn naszego stanu, naszego nieszczęścia. To stan wojny, rewolucji, rozlewu krwi – podawanej z ust do ust gorliwej żółci, która zabija miliony i tworzy jeszcze bardziej okrutną wersję tej samej gry.

corpo

Pożądanie władzy, znaczenia, statusu – ciągłe obsesyjne budowanie siebie – psychopatyczna nagroda – być, znaczyć więcej, decydować. Narzucić swoją wizję, swoje urojenie – stworzyć własny sygnał hipnozy – podłączyć fanów, wyznawców, oddanych sługusów. Pamiętam jak na studiach z zakresu tak zwanego dziennikarstwa do uczelnianej gazetki napisałem tekst: „Nikt nie pyta zwycięzców dlaczego przegrali”. Zmienili tytuł, ponieważ wszystkie te szkoły uczą nas jak iść do przodu, jak walczyć, jak rywalizować, jak kąsać, jak uderzyć skutecznie, jak tworzyć to pobojowisko pod napięciem, ten zakład karny – jak być dobrym sługusem w tym dziele zniszczenia. Globalna korporacja podrabianego szczęścia, siedzące na obrotowych fotelach metalowe szczury – Nowy bardzo długi chiński rok – kolejny huk bomb – fajerwerków na Bliskim Wschodzie – przywykliśmy do tego hipnotycznego transu.

Zjedli małe grzyby z fasolą, wypili herbatę, a na deser otworzyli puszkę gruszek. Ognisko ułożył przy pokładzie skały, gdzie usypał gałęzie, a po drugiej stronie rozpiął plandekę, by odbijała ciepło. Siedzieli rozgrzani w swoim schronieniu, a mężczyzna opowiadał chłopcu historie. Były to stare historie o odwadze i sprawiedliwości, które zapamiętał. Wreszcie chłopiec zasnął w kocach, a wtedy dorzucił do ognia, położył się najedzony i słuchał cichego grzmotu wodospadu w ciemnym przerzedzonym lesie.

Cormac McCarthy. „Droga”.

Jednak wystarczy Krótkie Spięcie. Chwilowe odcięcie dopływu leków uśmierzających na masową skalę, brak zasilania dla dopływu fejkowych newsów, wygaszenie głównej tablicy narcystycznego pocieszenia pełnych wypiętych dup i krzywych uśmiechów – byśmy dotarli do rdzenia programu, do szpiku mechanicznych kości całej tej konstrukcji. Do własnego pomieszania do własnej Ignorancji – pojedynczej domeny w globalnej sieci domen. Domena kojarzy się z domem i dominacją – zatem mamy adres własnej witryny – ekshibicjonistyczny kiosk ciągłego ruchu, narcystyczno – depresyjny modlitewnik. Nasze pole działania. Nasze zasilanie. Nasz wkład. Nasz udział. Ten arkusz na początku jest pusty. Biała strona edytora. Jest myśl z kolektywnego snu, ta myśl rośnie, pęcznieje, rozrasta się – tworzy ciągi – mutuje w nowe znaczenia. Tworzy dziwną symbolikę, nowe ścieżki, skojarzenia – znajduje formę – słowa – umowne znaczenia wgrane w kolektywne pole rozumienia – rzucam tym jak kośćmi przepowiedni. Tak naprawdę tego nie da się zaplanować, tego nie da się przewidzieć – to jak chwilowy wzór, coś jak przeczucie. Dlatego pisanie mnie fascynuje, za każdym razem jest niewiadomą – momentem przebłysku. Trzeba wiedzieć kiedy skończyć. Trzeba wiedzieć kiedy zacząć. Trzeba zaufać.

Tak naprawdę chciałem wam powiedzieć, że mamy w sobie coś doprawdy nieskończonego – jesteśmy czymś znacznie większym niż długi, które musimy spłacić. Ta Troska jest spoza Układu – nie może zostać uwarunkowana, zmanipulowana. Jest nieustraszona. Ta Troska – jest Czuciem – żywą pozbawioną barier Obecnością, która jest we wszystkim. Można nazwać ją Mocą. Nie lgnąć do odbić, do słów. Dać temu być tym czym jest – bez ograniczeń. Tak rozumiem Mądrość, która jest dopełniona, aktywna, współczująca. To jest w nas, w każdej komórce. Nie polega na logice, która ma to wyjaśnić i na wierze, która ślepo i desperacko pragnie by była. Jest czymś żywym, iskrzącym – spajającym wszystko jak światło i przestrzeń. Nie sposób jej widzieć, bo jest pusta.

Po prostu ją Czuć.