
Jest poza tą umowną strukturą, tym „bezpiecznym urojeniem” w jakim żyjemy – Otchłań – nieświadomość, niewiedza, totalny brak jakiegokolwiek bezpieczeństwa. Przestrzeń w której nie obowiązują prawa logiki, a nasze psychologiczne mechanizmy oswajania – zawodzą i ten wymiar coraz bardziej „wodzi nas na pokuszenie” używając terminologii judeochrześcijańskiej, czyli tej kalki operacyjnej dla systemu zero jedynkowego dobra i zła. Mrożony Absolut ściekający do dwóch kielichów na ołtarzu Absurdu.
Tak wielu rzeczy już nie ma. Nie ma wielkich przedsiębiorstw naftowych i gąszczu wież wiertniczych, które znikały wraz z wyczerpywaniem się złóż ropy. Nie ma Wiązu Miliona Dolarów. Nie ma tras kolejowych, w tym również tej, na której Al Spencer i jego gang dokonali ostatniego napadu na pociąg w Oklahomie w 1923 roku. Nie ma również wyjętych spod prawa ‒ wielu z nich zginęło równie spektakularnie, jak żyło. I nie ma prawie żadnych miasteczek, które powstały w czasach boomu. W zabitych deskami budynkach zadomowiły się nietoperze, gryzonie, gołębie i pająki, a z Whizbang zostały jedynie ruiny porośnięte trawą. Kilkadziesiąt lat temu wieloletni mieszkaniec jednego z takich miasteczek lamentował: „Nie ma sklepów, nie ma poczty, nie ma pociągów, nie ma szkoły, nie ma ropy, nie ma chłopaków ani dziewczyn; jedyne, co zostało, to cmentarz – tylko on się powiększa.
David Grann „Czas krwawego księżyca. Zabójstwa Indian Osagów i narodziny FBI.”
Dziki nieokiełznany bezwład, bezwstyd – pierwotne niezamaskowane instynkty, które przez setki lat tworzenia mozolnie – „człowieka i społeczności cywilizowanej”, „automatycznej religijności” i „mechanicznego obrządku” były wypierane i maskowane. Cywilizacyjna betoniarka przez ostatnie trzysta lat ubiła solidny „beton mas” – fundament pod szczytowanie Piramidy w postaci Globalizacji Ludzi i Kapitału albo co bardziej prawdopodobne Wielkiego Niespłacalnego Długu wobec Życia. Piętnowanie „dzikości” jako synonimu czegoś poniżej poziomu „wzrostu”, sterylnej drobnomieszczańskiej „ewolucji” – stworzenia świata – pudełka, gry planszowej turbo – kapitalizmu ze sztucznie stworzonymi drukowanymi pieniędzmi i kulturą planety – hotelu okablowanego światłowodami tonącego w powodzi informacyjnej, gdzie poziom zamulenia obradza milionami ludzkich odpadków na psychotropach wyrzuconych za burtę w otchłań szaleństwa, gdzie pożary, tornada i powodzie inicjują proces bolesnego Przebudzenia. Odgrodzone pozornym dystansem jednak coraz bliżej i bliżej tworzą Inicjację – Śmierci. Dwa zero. Dwa zero. Odbiór.
Jest taki film „Władcy Chaosu”, który oglądałem w sylwestrową noc 2019 roku i opowiada o istotach ludzkich, które za wszelką cenę chcą kimś być. Tworzą siebie ze śmierci i zniszczenia. Sprzedają upiorny wizerunek przekraczając kolejne granice. Płonie Kościół, Zwierze, Człowiek. Płonie Świat. Black metalowy koncert – świńskie łby wbite na pal. Podróż w Noc. W Otchłań. To film o świecie ludzi – algorytmów – o uprawie człowieka, który staje się świadomy, że jest jednym z miliardów, że jest produktem warunków, udomowionym zwierzątkiem ze spiłowanymi kłami i coś pod tym zaczyna pękać, gnić. Zaczyna śmierdzieć. Kiełkuje szaleństwo – wyparte zaczyna się uosabiać, krystalizować – ubierać formę – czcić samo siebie, wychodzić z ukrycia, zarażać. Nie oszukujmy się wszyscy to mamy – tam w tych ukrytych wilgotnych miejscach. Uciekanie w Mrok. Uciekanie w Światło. Co za różnica? Rozwój wsteczny – Aspołeczność, Izolacja. Karabiny – broszki – ciemne lustro ciemnego internetu. Kask na głowie. Odjazd ostatnim pociągiem póki nie wyłączą zasilania i nie zapłonie czerwona syrena na świątecznej choince oświetlając ponure twarze Trzech Króli: Ignorancji, Gniewu i Pożądania. Zdalne sterowanie szwankuje, przechodzimy na ręczne – lądowanie w stylu spektakularnego crash – testu ludzkiej „inteligencji”.

Kadr z filmu „Władcy Chaosu”
Zapory systemowe: hospitalizacja, więziennictwo, religijne pranie mózgu, new age’ owe mamrotanie absurdalnych afirmacji, konsumpcjonizm i wielowymiarowa pornografia – jako wygodne skanalizowanie i sprzedawanie „brudu”. Medytacja, modlitwa, spakowane duchowe mambo dżambo w pakietach promocyjnych, psychodeliki – „dobro” na sprzedaż po przystępnej cenie. Redukcja Stresu na Tonącym Titanicu w osiem tygodni, którego hymnem jest „How dare you!” w wersji black metalowej z Gretą na wokalu – wejdziemy w nowy wymiar Obojętności. Będziemy jak Rośliny. Jak rajskie drzewa – żywopłot oddzielający butwiejące mięso od zrozpaczonego ducha. Wreszcie cybernetyczna Utopia przez duże „U” niczym u bot zanurzony w głębinach wygenerowanego sztucznie wszechświata – aplikacji i maszynowego człowieka – algorytmu, który swoim zachowaniem i przystosowaniem jest jak smartfon, który wydaje się widzieć wszystko prócz samego siebie. Staliśmy się hodowlą robotów – sztucznym nowotworem – pandemią szarańczy zrzuconą z kosmosu na ziemię by zeżreć Życie i wyczarować Symulację – Matrix dla zaburzonych potomków z zhakowanymi genetycznymi kodami – kwitnących niczym plantacja narcystycznych chwastów na Pustyni Wirtualnej Rzeczywistości.
Może jednak dla odmiany spojrzymy na to nieco inaczej – droga człowieka – może być drogą ku zrozumieniu, ku przemianie, ku mądrości. Wygodne kalki i uogólnienia są nośne medialnie wystarczająco proste i „soczyste” by wzbudzić emocje i wstrząsnąć otępiały od nadmiarów bodźców umysł ssako – robota 3.0. Pogląd, lub też postrzeganie – matryca jaką nakładamy na rzeczywistość ma w sobie potencjał samo – spełniającej się przepowiedni. Nasza drobnomieszczańska, wygodna zachodnia kultura jest przesiąknięta negatywizmem, który pełni rolę „pobudzającej rozrywki”. Jeżeli policzylibyśmy ilość trupów i skalę przemocy jakie wchłonęliśmy we własną świadomość niczym śmiercionośny program, w postaci tak zwanej kultury masowej myślę, że dosłownie utopiliśmy się w śmierci i zniszczeniu. Jednak mimo tego wciąż jest w nas ogrom pozytywnych właściwości, dobra, współczucia i życzliwości. Widzę to i podziwiam. Leczenie siebie z negatywizmu jest trudnym i wymagającym procesem, tym bardziej, że coraz ciężej udawać, że żyjemy w świecie o którym opowiadają nam komercyjne reklamy z ekranów telewizorów i komputerów, a zamiast tego odkrywamy, że świat został przez nas zdewastowany do tego stopnia, że zbliżamy się do najbardziej krytycznego i dramatycznego punktu w naszej historii. Jednak mam poczucie, że jest to zarazem Przełom Świadomości, rodzaj bardzo trudnego Przebudzenia ze snu Ignorancji przez duże „I”. Odkryciem, że za naszym „rozwojem” stoi sztuczna inteligencja w postaci tego, że brak nam doprawdy Mądrości a zamiast niej posługujemy się czymś co tylko pozornie wydaje się inteligentne a w istocie jest rodzajem porażającej tępoty, której skutkiem jest samozniszczenie. Doświadczamy skutków własnych działań w postaci zwielokrotnionej i zmutowanej, ponieważ stworzyliśmy okoliczności, które na to pozwalają innymi słowy dochodzimy do punktu w którym niemożliwym staje się wypieranie Choroby ponieważ mówiąc wprost Umieramy. Duszą nas konsekwencje. Spłata długu. Sprawiedliwość.
Jest jak jest – kropka.
Świat przybiera prawdziwą formę tracąc niepotrzebną scenografię – to surowy i bezlitosny proces. Nirwana Zakupów traci swoje uśmierzające właściwości, kiedy Hipermarket stoi w płomieniach. Duch wyrzuca Chorobę na zewnątrz w obszar zmysłów i manifestacji. Śmiertelne ciało świata nakazuje klęknąć, nakazuje bezruch, spoczynek – bardzo długą i nużącą minutę ciszy podczas której odwiedzimy Otchłań poznamy wypartą część Siebie. Przypomina mi się moja pierwsza wstrząsająca ceremonia w objęciach tak zwanego „pnącza umarłych”, kiedy runęły granice chroniące mój umysł przed Otchłanią Nieświadomości. To było przerażające doświadczenie, które przeprowadziło mnie przez proces umierania na tyle głęboko, bym uświadomił sobie jak krucha jest konstrukcja, którą za wszelką cenę próbujemy utrzymać – to „ja” – koncepcja – pozorny punkt w nieskończoności. Umysł nie ma granic. Życie nie ma granic. Energia nie ma granic. Wizja nie ma granic. Manifestacja nie ma granic. Śmierć nie istnieje. Nicość to jedynie nazwa dla Nieświadomego, intelektualne etykietka zdesperowanego umysłu, który odkrywa, że jest sam w sobie nieskończony jak głębia spirali, która nie ma końca. Możesz iść na zewnątrz – dalej i dalej, poszerzać pole Gry, możesz jednak wrócić do Środka do Siebie i zacząć dekodować Zasady Gry. Poznawać siebie. Tu jest decydujący Moment. Prawdziwa Decyzja.
Proces umierania to rozpad struktury. Rozpad umowy. Wygaśnięcie Warunków i podczas tej wspomnianej ceremonii cierpienie trwało tak długo póki istniał opór przez zmianą. Kiedy się poddajesz temu co jest i zaczynasz być uważny i świadomy – nie istnieje już strach, bowiem przestajesz być soczewką, która wszystko skupia i intensyfikuje, a zamiast tego przejawiasz funkcję zwierciadła, które pozwala rzeczom być – odzwierciedla. Odpuszczasz. Uwalniasz napięcie – ja, mnie, moje. Wychodzisz z Pola Walki. Kiedy tracisz zmysły i twój umysł ogarnia niewysłowione szaleństwo i paraliż niewyobrażalnego strachu otwiera się coś wewnątrz ciebie – co ma w sobie nieskończony spokój, nieskończoną dobroć. Odkrywasz, że „to” było, jest i będzie w tobie zawsze. Samouzdrawianie. Samowyzwolenie. To jest nasz prawdziwy potencjał. Pierwotna Przytomność – Władca Chaosu.
Kiedy przechodzisz przez to wszystko – doświadczając skutków każdej swojej myśli, każdego słowa i działania i skutków tych skutków, których suma tworzy wymiar w którym żyjesz – to przede wszystkim uświadamiasz sobie jedną najważniejszą rzecz – ty to tworzysz w każdej chwili poprzez to co robisz i to czego nie robisz, nikt nie rozpisał tego za twoimi plecami, wbrew tobie, nikt nie jest prócz nas odpowiedzialny za to co nas spotyka za te „straszne” rzeczy za oknem, pod skórą, wewnątrz narastającego strachu i pytania „co dalej?”, „co ze mną będzie?”. To my ludzie – stworzyliśmy ten nieludzki system wyzysku i obojętności, turbo kapitalistyczną pustyni, to my ludzie biorąc udział w tym wszystkim dajemy temu siłę i póki nie dojdzie w nas do przebudzenia z tej hipnozy materializmu po prostu bez końca będziemy doświadczać skutków tego co myślimy, co mówimy co robimy i czego nie robimy. To nasz wybór. Każdy z nas jest potencjalną wrodzoną Przytomnością i Troską w otchłani Chaosu, Zdrową Komórką w chorym organizmie. Decyzją. Ta ceremonia była dla mnie zarazem najgorszym koszmarem i najgłębszym uzdrowieniem, Otchłanią Śmierci i Nieskończonym Życiem. Początkiem i Końcem. Czasem o tym pamiętam, czasem nie – jednak nie da się tego cofnąć – kiedy już zaczynasz lepiej skończyć. Musimy przez to przejść. Nie ma innej drogi.
Zdjęcia: Kristi McCluer