TRUPIZM

Świat skurczony do rozmiaru zaciskającej się pięści. Polityka, kultura, religia, nauka, technologia ubrane w gumową rękawiczkę, na jednej zimnej mechanicznej dłoni, która próbuje wycisnąć wszystko co jeszcze w nas zostało. Staliśmy się ofiarami swojego własnego systemu Abstrakcji, ofiarami samych siebie. Pozbawiona ducha maszyna. Filozofia Trupizmu. Kult destrukcji. Mordowanie życia. Może nasze narastające cierpienie wyrwie nas z tej hipnozy Ignorancji i pozwoli zrozumieć, że nie jesteśmy szczytem ewolucji, a jedynie zagubionymi w swoich urojeniach i megalomanii produktami Mózgogłowia.

To nie jest zrodzone z ciała. To konstrukcja. Jest w tym sterylna precyzja. Pewna paraliżująca bezwysiłkowość, coś nieludzkiego. Ten czynnik w istocie przeraża nas najbardziej. Jest spoza naszego cielesnego niedoskonałego świata. Jest obcy naszej wiotkiej i miękkiej naturze zwątpienia. Nie potrafimy zobaczyć twarzy oprawcy, nie mamy czasu, aby się odwrócić i analizować jak do tego doszło. Musimy przecież przeżyć. Do tego obecnie sprowadza się nasze życie. Pewnym jest, że morderca nie ma jednej twarzy. To system w jakim żyjemy o miliardach twarzy podległych mu istnień czyli nas wszystkich jest naszym bezwzględnym oprawcą, przygotowaliśmy swoją własną egzekucję ulegając, ignorując, popadając w wygodę współudziału, czerpiąc przywileje i zyski, zaspokajając potrzeby. Przymykając oczy i uciszając bezpośrednią mądrość serca na korzyść kalkulacji Mózgogłowia. Wygoda okazała się naszą zgubą, ślepą pogonią w przepaść.

MECHANICZNY SYNDYKAT ZBRODNI

W tej chwili liczą się fakty. Następujące po sobie ledwo dostrzegalne przez nas zajętych lękiem i obawą migawki brutalnej transformacji naszego świata pod przykrywką dramatycznych wyzwań na tak wielu poziomach, że nasza jednostkowość w obliczu tego wszystkiego ulega jeszcze większej defragmentacji, jeszcze głębszemu wycofaniu w głąb własnego zagubienia. Dramatyczne próby kreślenia map orientacyjnych w takim chaosie kształtują masową konfuzję i to właśnie ona staje się torowiskiem wprowadzanych zmian. Różnica polega na tym, że ten zimny precyzyjny „progress” najlepiej rozwija się właśnie w takim zdezorientowanym i opartym na desperacji strachu otoczeniu w istocie to jego środowisko naturalne. Odżywcza flora bakteryjna dla mutującego wirusa autodestrukcji.

Zglobalizowany postmodernistyczny syndykat zorganizowanej maszynowej zbrodni. Rozplanowanego na przestrzeni skompresowanego czasu życiobójstwa na wszelkie możliwe sposoby. Nasza nieświadomość, niezdolność nadążania za tymi procesami w ich niewiarygodnym porażającym układ nerwowy i wydolność umysłu przyspieszeniu staje się zarazem gwarancją ich powodzenia. Globalizacja na poziomie kondensacji kapitału, tej spektakularnej transfuzji krwi zasobów, technologii, systemów bankowości, podaży pieniądza i sposobów zarządzania globalną społecznością istot beznadziejnie uzależnionych od wzajemnie podpiętych pod siebie protez w postaci jałmużny świadczeń socjalnych, wszelkich wyborczych kiełbas grilowanych na coraz cieplejszych rosnących wykładniczo deficytach i astronomicznych długach, całego przemysłu zajmowania i kanalizowania uwagi w postaci popkultury i całego obezwładniającego trywializmu – debilizmu, który ona tworzy. Media stały się naszym środowiskiem naturalnym, kompulsywna konsumpcja oparta na głębokim uzależnieniu od ciągłego zagłuszania się treścią, wypełniania każdej szczeliny dźwiękiem, obrazem, wymyślonym światem, spreparowaną fabułą. Twórcy tak zwanych „nowych mediów” to skomercjalizowane postludzkie twory – marki, pokolenie piksela – cyfry, które tworzą monady podpiętych pod swój przekaz biernych odbiorców idących już w miliony. Technologia stała się nowym Bogiem – Demiurgiem tworzącym utopijny świat hipnotycznego transu i pozorów niczym nieskrępowanej wolności.

CZYM JEST ZACIŚNIĘTA PIĘŚĆ ?

Impuls przebudzenia rodzi się w Sercu i jest poza okablowaniem Mózgogłowia, które nie potrafi go kontrolować, nie potrafi go dekodować i nie potrafi go namierzać. Mózgogłowie jest mechaniczne i ślepe na ruch który nie bazuje na algorytmach wgranych programów takich jak uwarunkowanie mechaniczną religijnością, smutną nauką, komiksową absurdalną polityką, jałową i dekadencką popkulturą oraz arogancką technologią.

Mechaniczna religijność to najstarszy program tworzący mentalność niewolnika zakodowany w naszym mózgu. To jest poziom naszej nieświadomości. Głęboko ukryty rdzeń nawigujący bez udziału naszej „nowoczesnej i wyzwolonej świadomości”. Najlepiej obrazuje to religia ateistyczna, religia naukowa, religia technologiczna, religia rozsądku. Ten sam mechanizm udający coś innego. My po prostu wierzymy w rzeczy i zjawiska, my chcemy by miały określony kształt i tworzymy systemy, które mają nam to udowodnić. Bazujemy na z góry przyjętych założeniach, których celem jest podtrzymanie ciągłości narracji o sobie jako realnie istniejącym bycie, który na wszelkie najbardziej wyrafinowane sposoby udowadnia sobie, że „Jest”. To przekonanie stało Prawdziwym Bogiem pod maskami wszystkich innych bogów. Nauką tworzącą naukę. Religią tworzącą religię. Wyczarowaliśmy z niebytu pojęcia tworząc abstrakcyjny wszechświat w naszej świadomości i od tego czasu żyjemy w nim. W nim umieramy. To jest pierwotna technologia cyfrowa. Prawdziwy Internet poprzedzający jego technologiczną nieudolną protezę. Technologia jest wtórna. Jałowa w porównaniu z nieskończoną przestrzenią świadomości, bo jest niczym innym jak jej ułomnym dzieckiem, któremu wydaje się, że jest geniuszem. Nie jest. Technologia naszego ciała przerasta w swoim wyrafinowaniu wszystko co możemy stworzyć. Internet naszej pierwotnej świadomości to moc obliczeniowa i kreacyjna wszechświata.

My nie wiemy kim jesteśmy. Nie znamy swoich możliwości i ograniczeń, ponieważ utknęliśmy na poziomie dziecięcej zabawy, na poziomie narcystycznej megalomanii. Bawimy się rzeczywistością, bawimy się sami sobą uwiedzieni impulsami złudzeń: formą, fakturą, zapachem, smakiem i projekcjami umysłu.

Smutna nauka, to brak sensu. Brak zdolności widzenia połączeń we współzależnej rzeczywistości. Wszystko jest oderwane. Warto pamiętać, że to krótki nowy moment w ciągłości strumienia świadomości, nauka chodzenia, mówienia, nauka przekraczania granic. Brak ducha w maszynie. Świadomość, która nie rozumie samej siebie i zaczyna projektować fragmentaryczną rzeczywistość do nie mającego końca badania. Badający, który nigdy nie bada sam siebie i nie zdaje sobie sprawy z oczywistej manipulacji wynikami badań. Nie bierzemy pod uwagę zaburzenia złudzeniami. Zakładamy poczytalność i świadomość. A co jeśli tak naprawdę w głównej mierze jesteśmy nieświadomi i niepoczytalni. Czym jest wtedy nasza smutna nauka. Jak możemy być świadomi swojej nieświadomości i jej skali. To jest tak jakbyś operował mózg, który w tym samym czasie operuje sam siebie. Kto trzyma skalpel? To jest w pełni świadome? Nie sądzę. Dlatego nauka też jest religią. Systemem wierzeń, który funkcjonuje w mroku nieświadomości, jednak jest dużo bardziej logiczny niż poprzedzające go systemy magiczne. Dlatego przeżywa swój złoty wiek i przyzwyczaja nas do ciągłego szoku dezaktualizacji wierzeń. Nieskończonej rotacji swoich bogów i kultów, bo w istocie jest pewnego rodzaju błądzeniem zdezorientowanego umysłu. Jest też ambicją, szukaniem uznania, jest desperacją szukania sensu i jednoczesnym bezsensem, który z tego wynika. Jest rozwojem i ciągłą próbą ucieczki, odraczaniem wyczuwalnego wyroku, wypieraniem pierwotnego przeczucia, że ostateczna diagnoza, wniosek po prostu nie istnieje. Podróż nie ma celu. Nic tam nie ma co wskażesz i opiszesz zamykając badanie przypisami, ukazując prostą drogę wnioskowania i potwierdzając powtarzalność eksperymentu, bo już za chwilę masz do czynienia z czymś czego w ogóle nie wziąłeś pod uwagę, bo najzwyczajniej nie przyszło ci do głowy. Nie było tego w systemie. To jest właśnie nieświadomość. Jest w nas niezbadany potencjał wiedzy pozazmysłowej, tego wszystkiego co poprzez nasz logiczny i racjonalny umysł tak wyśmiewamy. Coś co było z nami od zawsze. Coś co zagłuszyliśmy na potrzeby filozofowania Trupizmem w naszym Abstrakcyjnym Królestwie potwierdzania swoich założeń. Prawdziwy problem polega na tym, że w wyniku eksperymentu zniszczysz obiekt tego eksperymentu, w wyniku szukania sensu życia zniszczysz samo życie. To jest prawda tej sytuacji. Nie potrafimy widzieć rzeczy wprost. Bezpośrednio. Zamiast tego tworzymy opis, który dla nas staje się ważniejszy o tego, co próbuje nieudolnie opisać. Dlatego to jest smutne i kończy się tragicznie.

Komiksowa polityka. W skali przemian ostatnich dziesięcioleci to komiks katastroficzny w którym głównymi bohaterami są czarne charaktery. Zaburzone psychopatyczne jednostki kreujące świat pozbawiony jakiejkolwiek prawdziwej moralności. To upudrowane piekło. Więzienie udające park rozrywki pełne pociesznych komunałów, udawanej absurdalnej troski i bezwzględnej wojny z ludzkim odruchem, sprowadzanie całej gry do poziomu okrutnej walki o wpływy. Kult Mrocznych Sił. Świat korporacyjnego okultyzmu udającego społeczną odpowiedzialność. Największe urojenie w ludzkiej historii. Masowa Hipnoza. Złudzenie wyboru, który jest brakiem wyboru. Szczury w zaprojektowanym labiryncie. Pokarm, kopulacja, funkcja społeczna. Uśpienie przez zaspokajanie podstawowych potrzeb. Mały uregulowany system chowu klatkowego. Uśpiona, apatyczna tkanka społeczna tworząca strukturę wzajemnego nieświadomego pożerania. Ciągłe życie czyimś kosztem. Generowanie moralnego usprawiedliwienia w postaci mechanicznej religii, która stawia nasze potrzeby na samym szczycie tej okrutnej piramidy. Ubóstwianie poprzez mordowanie. Nadawanie praw uprzywilejowanym i sankcjonowanie upokorzenia tych, którzy są niewierni, gorszego sortu, możemy ich używać jak maszyny do sprzątania naszego gówna, bo są niczym. To śmieci. Czym dla istot ludzkich są zwierzęta. To mięso. Pokarm. Wartości odżywcze. Białko, witaminy, minerały, enzymy. Czym dla istot ludzkich jest środowisko naturalne. To surowiec. Pole do zaorania. Ziemia do sprzedania. Ropa do wyssania. Łup do podziału.

Czym dla istot ludzkich są istoty ludzkie?
Kim jesteśmy dla samych siebie?
Czy traktujemy inne istoty tak jakbyśmy chcieli sami być traktowani?

Nie robimy tego. Nie dbamy o to. Chcemy walczyć i zdobywać lepsze życie dla nas i dla naszych dzieci. Dla obcych już nie. Bo z nimi nie łączy nas biologia, naród, religia. Są twarzami spoza zbioru. Mogą cierpieć i zdychać. Czy dieta wegańska jest zdrowa? A jak nie jest? To co? Możemy być chorzy kosztem nie odbierania życia innej istoty?

To wielkie fundamentalne pytanie. Dietetyka Serca.

Możemy być mniej szczęśliwi, mniej zadowoleni, mniej zdrowi? Możemy pozwolić sobie na mniej komfortu i tego krótkotrwałego szczęścia, tylko dlatego, że to kreuje cierpienie dla innych istot. Po prostu. Na tej ziemi żyje nieskończona ilość istnień. Nie jesteśmy tutaj sami i ten świat nie został stworzony dla nas, choć możemy mieć takie przekonanie. To jest wgrany w naszą świadomość meta program. Algorytm dominacji. Nasza polityka jest ustawicznym i „prawomocnym” usprawiedliwianiem tego. Myślimy, że to jest nasza planeta, nasza ziemia. Nie jest nasza. Jesteśmy epizodem w procesie ewolucji. Kolejnym mutującym gatunkiem, któremu uroiła się rola Boga Istnienia. Ostatecznego Arbitra kto ma prawo żyć i w jaki sposób. Nie mamy do tego prawa. Uroiliśmy je sobie sami. I teraz moim zdaniem przychodzi czas doświadczania skutków naszej ludzkiej megalomanii, które się multiplikują i uderzają w nas lawinowo jako chaos polityczny, ekologiczny, ekonomiczny, obyczajowy i etyczny oraz jako wewnętrzny zamęt wypartych wyrzutów sumienia, egoistycznego konformizmu, kombinacji lęku i gniewu. Teraz szukamy winnych najczęściej pomijając samych siebie. Ten cały wymiar codziennych wyborów, małych „nieistotnych spraw”. To jest fundament całej struktury. Dlatego żyjemy w czasach teorii spisków, fake newsów, tych pogłębiających się antagonizmów, my – oni, dobrzy – źli, mądrzy – głupi, bóg – diabeł. Narracja jest apokaliptyczna, bo doszło do bankructwa moralnego – do progu świadomości, która w wyniku wstrząsu staje się bardziej świadoma i nie chce przyznać się do swojej niepoczytalności. Nie chce widzieć swojego współudziału. Chce karać i rzucać kamieniami. Jednak…

Czy sama jest bez winy?

Istnieją konkretni ludzie, którzy doprowadzili do tej sytuacji. To ich polityczne i „biznesowe” decyzje, ich porażająca chciwość i nieposkromione pożądanie ukształtowały te reakcje łańcuchowe postępującej destrukcji od której świadomości za wszelką cenę próbujemy uciec w jałową dekadencką popkulturę. My byliśmy współtwórcami, beneficjentami na końcu tej kolejki – prawo skapywania. Mało, ale zawsze. Dla nas są substytuty luksusu, podrobione dobra „prawie ekskluzywne” namiastki sukcesu jednak wzajemne zagryzanie jest to samo podobnie jak bezwzględność w torowaniu sobie drogi do szczęścia. Mało kto nie ma w sobie przekonania, że mu się należy widząc w telewizji czy internecie tą sadystyczną wręcz opowieść o bogaczach super bohaterach naszych czasów. Maskach, Gejtsach, Bezosach. Niczego tak nie szanujemy jak bogactwa. Niczemu się tak nie kłaniamy nawet samemu Bogu. Szukamy bogactwa, sławy i uznania, ponieważ jesteśmy przekonani, że to daje szczęście. W istocie jest odwrotnie. Produkt nie jest wart ceny. Antidotum ma nieskończoną ilość skutków ubocznych, które zabijają powoli bólem nie do zniesienia.

KONTRAKT STATYSTY

Prawdziwy rachunek za tą imprezę zawsze płacą ci, którzy mają najmniej do gadania. Masy bezimiennych konsumentów, płatnicy wszelkiej maści abonamentów, biorcy kredytów, epizodyczni uczestnicy politycznej farsy w postaci wyborów, które wydają się tylko pierwszym nieistotnym rzędem prowincjonalnych aktorów, a w razie czego mięsem do pożarcia przez rozwścieczony tłum, kiedy kolejne sfermentowane rozlane mleko zacznie śmierdzieć. Jakiś krach, zamach stanu, nowy nienowy ustrój polityczny okupiony tysiącami koniecznych ofiar, szatkująca papier maszynka wypluwa bez ustanku jeszcze ciepły kapitał stworzony z samego powietrza niczym jakiś alchemiczny Cud. Prawdziwa, najprawdziwsza czarna magia nie jakieś bajkowe farmazony, hokus pokus – my rodzimy dukaty z Nicości – kupujemy za nie drapacze chmur i parki krajobrazowe, całe strategiczne gałęzie gospodarki, prywatyzujemy za nie wasze szpitale, więzienia i szkoły. Rodzimy swoje własne dobro. To jest prawdziwy poziom samowystarczalności. Geniusz, który sam sobie przyznaje pokojową nagrodę Goebbelsa za bezbłędny pakiet czystej mistrzowskiej propagandy, który zamulił całe miliardy i gotował na wolnym ogniu w zupie złożonej ze strachu, pogardy, dezinformacji, pół prawd, siekanej medialnej kapusty i to wszystko w kilka bogatych w wydarzenia i wrzenia dekad. Dwie duże wojny i naród spokojny. Po nich w euforii tego światowego „pokoju” i tak zwanych zachodnich boomów gospodarczych, kiedy żreć można było w pełni otwartą mordą ruszyliśmy do przodu jak neoliberalna wojna błyskawiczna. Podstawą nowoczesnych stosunków międzynarodowych są międzynarodowe instytucje polityczno – finansowe co doprawdy trudno rozróżnić, najpewniej to zawsze jedno w drugim i dwa w jednym. Jednak nie chodziło nam o ułamki, a całości, tak zwane całki. Całe kontynenty, całe systemy. Teraz mamy jeden wielki dom. Globalny szpital psychiatryczny. Jest kasta kapłanów – lekarzy i masa chorych, którzy całe dnie oglądają telewizję, grają w gry nafaszerowani psychotropami, roześmiani niczym kukły z telewizji.

Mają swoje kółka dyskusyjne, krótkoterminowe lokaty dużego ryzyka, bony zakupowe, karty lojalnościowe, supermarkety, muzea, kina i potańcówki i zajęcia jogi. Mają wszystko czego trzeba do bezmyślności, do przehandlowania swojego cennego życia za garść środków uśmierzających grozę istnienia w wymyślonym przez nas świecie Abstrakcji.

Sami lekarze – kapłani: – Nie śpimy snem sprawiedliwych, bo cierpimy na chroniczną bezsenność w świecie powszechnej śpiączki to nam daje druzgocącą przewagę taktyczną. Mnóstwo czasu na badania i szeroko zakrojone eksperymenty. Na badania procesów adaptacyjnych w ekstremalnych warunkach braku stabilizacji i wdrażania nowych konfiguracji w tak zwanym układzie społecznym przy obniżonej odporności na wstrząsy. Pozornie każdy ordynator wdraża inny program jednak w istocie wdraża jego inny wariant. Po prostu badamy. Zbieramy dane. Zawsze chodzi o jak najlepszy efekt i minimalne zużycie energii.

Optymalizacja – to jest to słowo.

Staliśmy się statystami. Nowym rodzajem bydła. Mięsem wyborczym. Zawartością tabelek, statystyk i wykresów. Gdzie jest świadomość ludzka, która tworzy określenia „zasoby ludzkie” – coś tu poszło tak źle, że nawet nie potrafimy tego zobaczyć. Przyzwyczailiśmy się do czegoś co jest po prostu, najzwyczajniej w świecie okrutne i nieludzkie. Wydaje mi się, że jesteśmy czymś więcej niż bezimienną masą pozbawioną godności i miejsca. Być może zwierzęta mają swoją kulturę i religię, swoje obyczaje, swoje języki. Tak naprawdę nie wiemy tego, mierzymy wszystko swoją miarą. Jak traktujesz tak jesteś traktowany. Wykorzystywanie słabszych i bezbronnych to nasza codzienna praktyka do której wysługujemy się innymi, którzy zostali wypozycjonowani tak nisko w tej okrutnej strukturze, że muszą zabijać żeby żyć, kraść żeby przetrwać. Muszą żebrać o miłość i współczucie. Żyć w ubóstwie w świecie smartfonów i starterów w restauracji za tysiąc euro. Zimne nóżki, kawior, polędwiczka. Zegarek na przegubie wart więcej niż milion żyć, niż ocean bólu i cierpienia. Obrońcy uciśnionych w brokatach na tronach w świątyniach Abstrakcji – Buddowie, Jezusowie, Apostołowie, Wszyscy Milczący Święci. Flagi, Pomniki, Ojcowie Narodów. Nasze Abstrakcyjne wzory. Martwe wypchane kukły. Slogany. Stragany pełne obrazków, figurek – cały ten przemysł świętości. To dno. Złoty cielec na odpuście grzechów za pieniądze, ziemie, posiadłości. To musi się rozpaść. Umrzeć w agonii czystego prostego serca.

To nie będzie New age’owe wznoszenie się po wymiarach. Spektakularne bicie gromów i zjazd aniołów ruchomymi schodami z nieba. To będzie narastający z godziny na godzinę niepokój, wybudzanie ze snu, bo w tej fazie twój sen stanie się koszmarem. To się nazywa w naukach – brakiem zasługi. Wyczerpaniem dobra. Nieobecnością zasobów do dyspozycji. Bankructwem.

Sen był długi, przebudzenie będzie krótkie i totalne.