Zachodni system dietetyczny jest uderzająco kolektywny, opracowany z poziomu ludzkich mas nastawiony na zbiorową abstrakcyjną formułę – wykresy, tabelki i ankiety – co z punktu widzenia tradycyjnych systemów dietetyki i wiedzy z zakresu żywienia jest bardzo mało precyzyjne. Sugerowanie się ogólnymi wytycznymi różnorakich organizacji, które w coraz większym stopniu zależne są od finansowania przemysłu spożywczego i jego aktualnych interesów oraz specyficzne w tym wypadku programowanie przy użyciu mass mediów – produkuje dość średnią informację z punktu widzenia indywidualnego człowieka i jego specyficznego organizmu.
Warto zastanowić się nad samą relacją w jakiej w tym systemie tkwimy. Naszą główną rolą jest bycie pacjentem, petentem, konsumentem, klientem – konsumujemy różnorakie produkty i wierzymy w przypisane im zapewnienia i otoczkę reklamy. Cywilizacja panaceum. Moloch zarządzania na poziomie globalnym operuje w skali populacji w uśrednianiu wyników i informacji opierając się na szybko dezaktualizujących się badaniach i pomiarach. Skutkiem tzw. wolnego rynku i całej współczesnej ekonomii jest dewastacja na poziomie jednostki jak i planety. Profit – złoty cielec współczesnej religii konsumpcji.
Żywienie stało się doskonałym przykładem, podobnie jak służba zdrowia. Kreowanie problemów – pozwala na produkowanie rozwiązań – panaceum. To jest serce tego globalnego biznesu. Służba zdrowia już dawno przestała być służbą, a zamiast tego stała się przemysłem zdrowia. Problemem jest skala, zakres – ilość ludzi, danych, zmiennych. Ilość wszystkiego. Pogrążeni w cybernetycznej otchłani, dryfujący bezwiednie co chwila uderzamy w kolejny kierunkowskaz, który okazuje się następnym nic nie znaczącym trendem, chwilowym impulsem pozbawionym kierunku. Kolorowa podrasowana na krzywych korelacji scenografia jest bez ustanku nakładana na prawdziwy duszny obraz. Ludzie, którzy starają się go odsłaniać nie mają łatwego życia. Tego rodzaju uczciwość jest najmniej opłacalnym deal – em w tej umownej rzeczywistości 3D. Tak naprawdę łatwo nas kupić i uczynić sprzedawcami iluzji, kuglarzami pocieszycielami z zapałem tworzących kolejne makiety i banery reklamowe. Kręgosłup świadomości można złamać odłożoną w czasie obietnicą i złudną sztucznie wygenerowaną uwagą stworzoną algorytmem social media.
Ludzka populacja zdewastowana trywialnymi trendami pakuje manatki i emigruje w sieć. Jest to sieć niebywałej iluzji, kiedy wspomagana całą maszynerią taniej rozrywki i gloryfikowania łatwo strawnych modeli osacza swoim głupkowatym nadmiarem nic nie znaczącej treści i zasysa niczym muł. Kultura dryfujących odpadków połączonych w grupy aktualnych „wydarzeń” skupiających uwagę i po raz kolejny pozwalających na chwilę złudnego odprężenia na oceanie absurdu w flaczejącej z chwili na chwilę kamizelce ratunkowej pompowanej pocieszną obrazkową papką wysraną z automatu pop kultury i politycznego bełkotu ery Trump Show. Szczytne hasła odbite rykoszetem od kwadratury tego świata trafiają nas jako naiwny i strywializowany bulshit. Sen gęstnieje w monitorach posyłany zimnym kablem z centrali cybernetycznego królestwa. Ssaki ssią. Ssaki śpią. Ssaki są otumanione pokarmem panaceum. Przytomność jest ceną przetrwania Mądrości. Bycie sobą i podążanie za własnym głosem tej mądrości, która jest wynikiem naszych własnych doświadczeń. W lustrze „rzeczywistości” odbija się Legoland wykrzywiając każdą formę w aspekcie pożądania. Striptiz trwa i w stronę rozbawionej widowni lecą coraz bardziej przestarzałe fatałaszki obyczajów i dobrodusznych zachowań – zamiast tego dostajemy plaski bicia żywego mięsa, uciechy ekshibicjonistów. Karuzela zatacza coraz szybszy obieg, tempo zmian kulturowych przyspiesza, a kolejni z nas tracą równowagę i poczucie jakiegokolwiek sensu. Pozostaje nadzieja na odbicie się od dna, taniec z gwiazdami na ostrzu.
Cywilizacja Panaceum – to medialny zastrzyk przeciwbólowy wstrzykiwany ostrą igłą nowych mediów, bardziej subtelną i delikatną i nie tak gruboskórną jak przestarzałe propagandowe zakusy kwadratowych telewizorów i głów programowych złotej ery telewizji i zimnowojennego podziału na Wschód i Zachód. Królestwo smartphone jest zdecydowanie bardziej przebiegłe, ponieważ bazuje na pożądaniu i głupocie, a nie na strachu, jak było wcześniej. To otwiera teoretycznie nieograniczony potencjał eksploatacji w formie, bowiem treść stała się niepotrzebnym balastem. Pustka jest formą jak mawiają. Nie pustka w sensie metafizycznym czy mistycznym, a pustka braku treści – wydmuszka polukrowana w tłusty giełdowy czwartek. Dla ludzi wiernych sobie odpornych na zauroczenie „wesołym miasteczkiem” pozostaje rola autsajdera – powolne i konsekwentne oddalanie od „jądra ciemności” w stronę światła świadomości za wysoką cenę wykluczenia w tej imprezie. Łatwość, przystępność i wygoda na karuzeli do popicia napoje gazowane i łódka z sosem tysiąca wysp archipelagu połykania i trawienia. Siła odśrodkowa staje się tak ogromna, że odpala stan hipnozy i zauroczenia zmieniającymi się bez przerwy obrazkami dekoracji.
Jaka jest alternatywa? Nie ma. To kolejna iluzja wyboru, rodzaj przekierowania na ubrany w inny strój ten sam mechanizm. Alternatywne media, alternatywna medycyna, sztuka, religia – cokolwiek, to produkt w akcie sprzedaży opierający się na potrzebach kolejnej nadziei. Ta podstawowa i fundamentalna dychotomia utrzymuje całe to wahadło w ciągłym ruchu. To tylko jeden z wielu wieczystych podziałów, który generuje stan zogniskowania świadomości na zewnątrz w poszukiwaniu tzw. szczęścia. Szczęściem może być zamaskowana pycha, autoerotyczny i autokratyczny element domniemania o swojej wyjątkowej roli – ukrywany tak by nie mógł być zdemaskowany. Można wyjść z tym na światło dzienne w roli cocha lub trenera, bowiem mało jest tych ludzi, którzy naprawdę chcą pomóc – to punkt pierwszy, a drugi – to fakt, że mało kto potrafi to zrobić, dlatego szybko okazuje się, że po wyczerpaniu energii podniecenia nowym „rozwiązaniem” znów wracamy do punktu wyjścia. To jest problem samej natury egzystencji w obecnej formie, a każda inna jest jedynie wyobrażeniem, spekulacją umysłu. Nadzieja to niewiedza, to oczekiwanie, to obraz z rzutnika świadomości na ścianę przyszłości wykalibrowany ostrością życzeń.
Na tym zarabia się najlepiej. Ponieważ czas potrzebny na gloryfikację i eksplorację tej nowej odkrytej „drogi”. „prawdy”, „sposobu” gwarantuje konkretny okres „zabawy w nowe” które nieubłaganie zacznie znów odkrywać swoje stare źródło – rozczarowanie. Chodzi tylko o to by rozczarowanie nie trwało zbyt długo i zostało zagłuszone nową iluzją. Rozczarowanie to moment nagości. Punkt, który odsłania sam mechanizm. Dlatego każde tzw. „negatywne” ma w sobie coś świętego tak naprawdę poprzez sam prosty fakt wypierania, unikania czy ignorowania, a zintegrowanie tej energii jest Mądrością. Cień wskazuje na kierunek i intensywność światła. Mały cień – mało światła.
Wracając do dietetyki do nauki o żywieniu. Z jednej strony mamy konglomerat nauki o człowieku – jako mięsie rzuconym w bezsensowna otchłań Przypadku. Chemia. Fizyka. Biologia. Matematyka. Zachowaj balans pierwiastków, użyj suplementów i skoryguj niedobory. Alternatywa wydaje się bardziej złożona – to nauka wpływów. Planety, uwarunkowania, energie, żywioły. Jednak czego byś nie zrobił nie odwrócisz kierunku koła, nie zmienisz natury egzystencji. Nie unikniesz rozpadu kolejnych iluzji i marzeń. Jakbyś się nie odżywiał nie unikniesz rozpadu ciała. To jest Mądrość Cienia. Powstaje dystans i przestrzeń. W ten sam sposób witasz dobre i złe.
Jest teoria różnorakich mistrzów i jest praktyka naszego własnego życia. Doświadczenie jest najwyższą nauką. Prawdziwą ziemią dotkniętą palcami.