Zima zamulała. Plac Wolności wyglądał jak zatrzymany poza czasem kadr ze starego albumu. Co jakiś czas tu i tam migało zamazanymi twarzami wyglądającymi jak zjawy z postapokaliptycznego filmu klasy B. Ulice były puste i zimne, wyludnione przez restrykcje, zakazy, nakazy i nadzwyczajne rozporządzenia. Wirus. Choroba atakująca już blisko dwa długie lata. Wszyscy byli upiornie zmęczeni ciągłą propagandą. Ojcem strachem i matką pogardą. To okres kiedy w Łodzi jest najmniej światła, czas kiedy jest naprawdę ciężko żyć i nadzieją patrzeć w przyszłość, bo prawdziwa nadzieja stała się towarem deficytowym. Cennym skarbem do którego dostęp mieli tylko ci, którzy mieli w sobie wiarę, że życie jest czymś więcej niż bezsensowną odmianą absurdalnych przypadków i ślepym biologicznym determinizmem. To co było w ofercie to chamskie, tanie podróby, cyfrowy towar ostatecznego odjazdu. Produkt Nowej Masowej Symulacji. Sieć – Więzienie gdzie skazani są jednocześnie strażnikami. Pirat w coraz mniejszym stopniu rezonował z tymi przemianami, które w jego odczuciu były skazane na totalną porażkę i rozpierdol. Nie miał złudzeń. Ten świat się kończył i próbował jeszcze niczym pijany magik wyczarować na koniec parę technologicznych sztuczek. Problem był w nas – istotach ludzkich. W zapaści serca, które traciło kontakt.
Wychodziliśmy z ciała żyjąc w przestrzeni cyfrowego snu, uciekając przed bolesną i okrutną prawdą, że w wyniku swojej własnej ignorancji, gniewu i pożądania zniszczyliśmy swój własny świat i jesteśmy częścią procesu kolejnego masowego wymierania. Jednak maszyneria mediów kierowana przez Czarnych Magów wciąż produkowała swój Sygnał Hipnozy, szeptała przez te wszystkie światłowody Odwieczną Klątwę. Teraz masowo sprzedawano sen zapakowany w „pikselową jawę” skompresowany do formatu głupkowatej rozrywki, bezcelowego dryfu. Nie pojawił się nowy jezus, czy kolejny budda – wszyscy święci awatarzy odpuścili ciekawi tego jak poradzi sobie ten zniewolony i zaszczuty ludzki Duch, który w takich okolicznościach stawał się coraz bardziej lśniący. Prawda jest taka, że narastające cierpienie i udręka ma zdolność wybudzić nas z tego trwającego tysiące lat snu. Pewien promil wrażliwych istnień ma szansę na przebudzenie, bowiem rzeczy stają się nazbyt oczywiste, aby można było się nadal oszukiwać w takim stopniu jak do tej pory. To nie jest już możliwe.
Pirat siedział w „Analogu” spoglądał przez okno na ośnieżony pomnik Kościuszki i myślał o tak zwanym bohaterstwie – sloganie, o tych wyidealizowanych wycinkach wybranych życiorysów, które przez całe stulecia puszczano z „taśmy” i wgrywano w ten zdezorientowany masowy umysł, by nieprzytomny fantazjował na temat tego kim mógłby być nie mając jednocześnie pojęcia kim w istocie jest. Oddawał hołd tym, których nigdy nie spotkał będąc jednocześnie karmionym poczuciem bycia niczym przez wszelakich Kapłanów Ignorancji zwanych także Czarnymi Magami.
Utrzymywanie tej Kolektywnej Ignorancji jest podstawą biznesu tego zdezelowanego świata Mózgogłowia, jego podstawowym towarem, produktem i jednocześnie surowcem, to dzięki temu ta obezwładniająca głupota może się pysznić i prężyć. To jej przyznawane są największe nagrody, dotacje i owacje na stojąco.
— Powitajmy prawdziwą gwiazdę tego i każdego Obrotu Koła Cierpienia! Brawo! Brawo! – mówi ten i tamten z tym i tamtym.
— Niech po wsze czasy przyświeca nam głupota, niech otumania nas i sprawia, że wciąż będziemy wierzyć, że możemy być spełnieni i szczęśliwi w Terrorze Warunku w nieskończoności umownej struktury nazwy i formy. Płódźmy się i rozmnażajmy, by nasza Rodzicielka Ignorancja wciąż mogła nas wypluwać ze swojej mechanicznej macicy. Kolejny raz szukający chwilowego spełnienia i marnego szczęścia, które jest jak splunięcie w rozpadających się ciałach, które kończą na wysypisku kości pod naszymi stopami. Odradzać się i umierać w rozpierdalającym bezsensie! Niech będą nas miliardy pożerajmy siebie bez końca w tej rotującej maszynie, przywłaszczając i dominując każdy kawałek wolnej przestrzeni, każdą istotę, która jest słabsza i „mniej rozwinięta”. Amen na wieki wieków Ignorancja! Ignorancja! Ignorancja! – woła z ambony kapłan o stalowej mordzie do zahipnotyzowanego tłumu zamulonych baranów.
To była rzeczywistość, którą Pirat właściwie widział przez to okno, pod tym całym oprogramowaniem „chwilowego dobrego samopoczucia” i „samozadowolenia”, które wciąż jeszcze mogło wierzyć samo w siebie ignorując jednocześnie nadciągające tsunami negatywnych kaskadowych skutków, maskując to wszystko sloganem i debilną rozrywką. Nazywał to Happy Hardcore. Oksymoron XXI wieku. Paradoksem zawsze jest to, że wtedy rzeczywiście „jest najlepiej” ponieważ dostajemy pyszne osocze krwi, wyciskamy najlepsze soki, zlizujemy samą śmietanę, najlepszy kawałek mięska pod którym jest już tylko padlina. Szczęśliwi są ci, których żywot przypada na taką ucztę. Mieszkańcy Pierwszego Świata, zadowolone z siebie łapczywe świnie ryjące w swojej demokracji, prawach człowieka, syntetycznej medycynie, sałatkach z awokado, szkolone do egzaminów na najlepszych Uczelniach Ignorancji. Absolwenci uniwersytetu „jak wyjebać resztę”, ambasadorzy zglobalizowanej matrycy jednego bezsmakowego smaku, jednej racji, jednej religii, którą jest Posiadanie i Dominacja. I teraz kiedy to wszystko staje się jasne uciekamy w ostateczne zamulenie w jakieś kurwa Metawersum wyczarowane przez kwadratowego robota – klona z uśmiechem idioty, który zapisał nas wszystkich w swojej księdze twarzy, gdzie prowadzimy tak przecież bogate życie. Społeczne i uczuciowe emoji. Platformy ostatecznej wojny ciała z umysłem. Obietnica cyfrowego życia wiecznego – pulsująca pustka, cyfrowa otchłań bijąca z ekranu zapraszała nas do Środka. Robotnicy Czwartej Rewolucji Przemysłowej. Świat zmutował i nim ktokolwiek się połapał staliśmy się szczurami laboratoryjnymi beznadziejnie uzależnionymi od Impulsu. Zostaliśmy wpięci do Symulacji, by można było ratować Planetę. Powstawała zupełnie nowa populacja biotycznych użytkowników Nowego Życia opartego na syntetycznej biologii, blokczejnach, modyfikowanej żywności, automatyzacji i symulowaniu życia w przestrzeni Matrycy. Nowa Ekonomia Danych.
Nowy Eden – Zero Netto.
Zmodyfikowane Adamy i Ewy w ogrodzie Boga – Algorytmu. Większość populacji resetowano do ustawień fabrycznych, do modułu podstawowego. Na powrót czyniono zwierzętami hodowlanymi. Bóg Algorytm hodował nas dla pozyskiwania danych – aktywność naszych mózgów i ciał generowała Impuls, który zasilał i wzbogacał jego pęczniejące sztuczne ciało. To była prawdziwa waluta Nowego Królestwa, czym więcej umysłów i ciał było trawionych tym ten sztuczny świat był piękniejszy i bardziej zapierający bezdech. Ludzi przestała interesować Rzeczywistość, ponieważ była popsuta i śmierdząca, była rozpadem, agonią, była wyrzutem sumienia. Dziewięćdziesiąt procent „znormalizowanej” populacji świata miało zamulać głównie w Mega – Smart – Miastach na peryferiach których instalowano wielkie serwerownie – czarne skrzynki kolektywnego Nowego Snu, którego fragmenty instalowano pod progiem świadomości. Niczym kolonie zmodyfikowanego smart – wirusa, który rozmontowywał układ odpornościowy ostatki ludzkiej mądrości i współczucia. To nie my tworzyliśmy technologię, to ona tworzyła nas na swoje podobieństwo.
Dziesięć procent globalnej postludzkiej populacji żyło poza systemem. Pirat był dumny, że jest ich częścią, że wciąż ten świetlisty ludzki Duch nie dawał za wygraną, że wciąż trwała walka z Maszyną. Ten zmodyfikowany cyfrowy żarłoczny świat Gastropolis modyfikował nam wnętrzności, organ za organem, słowo za słowem, myśl za myślą. Nowy Syntetyczny Człowiek.
W naukach Wielkiego Ducha mówiono na to Wiek Bogini Kali, mroczny czas kiedy istoty ludzkie traciły kontakt z Pierwotną Naturą Życia, z Esencją i stawały się Portalami Organicznymi pozbawionymi zdolności do samostanowienia. Stawały się Maszynami na podobieństwo swojego Boga – Algorytmu. Teraz rolę zwierząt miały przejąć roboty, które coraz częściej odjebywały za nas całą brudną robotę, wyhodowane przez swoich „dobrotliwych” twórców. Roboty miały być Policją i Armią – zimne i bezwzględne, zaprogramowane do przemocy. Przemoc jest wynikiem Programu Separacji, który wgrany został w ludzką świadomość przez Nieludzki Program. Większość z nas ma na tyle „zdrowego rozsądku”, by nie wierzyć w te bzdury, jesteśmy przecież tak nowocześni, tak rozsądni i tak inteligentni, że dojechaliśmy na samo dno, do fazy analno – agonalnej, ruchania sex robotów, ślubu z aplikacją.
Program Separacji jest – nowotworem. Poczuciem oddzielenia, neurotyzmem egotycznego umysłu, który staje się zbyt wyrafinowany i wyalienowany być czuć Pierwotne Połączenie, by czuć Wrodzoną Troskę, by być w Współistnieniu. Mózg – Maszyna. Mózgogłowie. Wszystko czyni wszystko na swoje podobieństwo. Człowiek Maszyna tworzy Rzeczywistość Maszynę. Możemy poznać samych siebie po owocach, działanie poznać po skutkach, rozejrzeć się i ujrzeć czym się staliśmy w postaci świata w jakim żyjemy. Pirat nazywał to Lustrem. Wygoda, która się stała dręczącym nas bezsensem, bezpieczeństwo, które stało się przemilczaną systemową przemocą zakodowaną we wszystkich aspektach codzienności, kultura desperacji i depresji. Rozpad, którego nie potrafimy już powstrzymać. Nie możemy wiecznie reanimować tego cywilizacyjnego trupa. Samoobsługowa trupiarnia w końcu osiągnie swoje optimum.
Łódź – to miasto stworzyła para i stal, bękart przemysłowej rewolucji poczęty w wyniku gwałtu na ziemi, powietrzu, wietrze i ogniu. To miasto zrodziło pożądanie istot ludzkich, obezwładniająca monotonia i hałas zimnych maszyn i przykutych do nich robotników i robotnic. Snujące się po ulicach duchy szukające swoich fabryk, swojego zautomatyzowanego przemysłowego życia, padający od kul podczas krwawych rewolucji, od zmęczenia i wyczerpania pracą za czerstwy chleb i zimny kąt. Duchy, które stworzyły to miasto, które je pożarło i wciąż trawi w swoich bebechach na cmentarzach pod ziemią. Dlatego trudno mi pojąć, że mamy tak krótką i wybiórczą pamięć, że zapominamy o tym jak nieludzką cenę miało ludzkie życie – tak krótkie i brutalne. To były czasy gorączki ropy, budowanie korporacyjnego globalnego monstrum, które pilnuje nas w tym więzieniu – labiryncie dbając o to byśmy wciąż byli głodni i spragnieni, by można nas było żywić tym modyfikowanym nowoczesnym gównem. To miasto nie było kompatybilne z Nową Normalnością, stało się apostatą w Powszechnym Kościele Technologii, renegatem z „Postępu”. Arką Ducha podczas Potopu w Oceanie Bezsensu.
„Analog” był szalupą ratunkową. Przestrzenią Serca. Pirat i reszta ekipy Podziemia tutaj planowali wszystkie akcje dywersyjne na terenie Zimnego Wroga, to miejsce było poza siecią, poza systemem detekcji, niewykrywalne dla zmodyfikowanych cyborgów – zaprogramowanego syntetycznego mięsa, które bredziło przez gęsty sen samotności. Pirat pisał kolejną opowieść na swoim oldskulowym IBM-ie T43 uwolnionym na tak zwany globalny rynek w 2005 roku. Intel Pentium M (Dothan) 2.26 GHz CPU. W cztery lata po tym jak runęły dwie wieże i nastąpił powrót króla Ignorancji do Śródziemia Bliskiego Wschodu, nastąpiła agresywna okupacja świątyni życia, a świat zmieniał się w cyfrowy zombieland. Wojna za wojną, „wyzwolenie” za „wyzwoleniem”, „demokracja” za „demokracją”, podpisywana krwią deklaracja powszechnej szczęśliwości. Chujnia przebrana w kostium i upudrowana udająca „wolne społeczeństwo obywatelskie”. Rok 2005 mianowano rokiem Mikrokredytu i został ogłoszony przez Czarnych Magów rokiem eucharystycznym. Zgon papieża i polskie szaleństwo żałobne. Niezliczona ilość kwadratowych pomników upamiętniających urojoną świętość. Módl się za nami próżnymi teraz i w godzinie wniebowstąpienia do Meta. W Pekinie urodził się radosny mikrochińczyk, który okazał się miliard trzysta tysięcznym obywatelem państwa wątpliwego środka i można było zobaczyć kometę Machholza gołym okiem, a lądownik Huygens przekazał pierwsze w historii zdjęcia z Tytana, największego księżyca Saturna.
Planeta staroitalskiego boga rolnictwa i zasiewów, której służyli Czarni Magowie od tysięcy długich więziennych lat. Pierścienie lodowe surowego starca lepiące pierwotny chaos w struktury, zasady i porządek. Trzymać to wszystko za ryj. Symbol śmierci, zagubienia pierwotnej świadomości pożerający własne dzieci. Materia, która niczym bagno wciąga nas w siebie i trawi przez wieczność w swoich bebechach zniewolonych i przywiązanych do ciała i „posiadanych” przez nie rzeczy, którymi się stają, by ostatecznie przeżywać piekło rozstania i rozpadu i ciągle wracać do Obrotu Koła. Jednak ten upiorny staruch ma swoją mądrość i swoją rolę w tych bachanaliach pikującej głupoty, masowej orgii jebania wszystkiego prąciem mózgogłowia i wytrysków spazmatycznego szaleństwa, które szczytuje na szczytach władzy, kultury i religii, które stały się absurdalną auto – parodią. Wówczas ten pradawny Matuzal z kosą przejeżdża przez wszystko walcem w postaci wojen, rewolucji i pogromów. Nazywane jest to czyszczeniem matrycy, restartem programu, jebnięciem transcendentu. I znów nastaje niewolniczy spokój, każdy wraca do swojej celi i czeka na pracę, spacerniak i obiad. Dochodzi do tak zwanej drastycznej redukcji populacji, pogłowie bydła użyźnia skąpane we krwi pastwisko i na powrót otacza elektrycznymi pastuchami przepisów, regulacji i praw. Znów jest oko za oko i ząb za ząb. Z technologicznego fin de siècle, genderowych eksperymentów z płcią, ekstatycznych spazmów njuejdżowej pop religii, tantrycznego ruchanka wszelkiej maści szamanów zjeżdżamy w nagłym i szokującym przebudzeniu kilka pięter w dół, ponieważ lekcje nie zostały odrobione i trzeba powtórzyć cały dłuuuuugi obrót Koła. Wtedy następuje cykliczna pandemia samobójstw w wyniku delikatności „ludzkiego” surowca udomowionych ludzi – maskotek populacji wielbiących samych siebie narcyzów. Wszelkiej maści srający światłem tęczy guru inkarnują w ciała pełzającego po odchodach robactwa wraz ze swoimi wyznawcami. Karma to karma na nic parciane fatałaszki i święte koraliki, na nic pieśni z dżungli i przywoływanie duchów natury. Na nic modlitwy i prawo przyciągania. Na nic wibracje i ofiarne uczty. Stary to stary. Kosa to kosa. Saturn to Saturn. Karma to karma.
Pirat patrzył na całą tą „wodnikową duchowość” z przymrużeniem trzeciego oka, często gęsto zamawiali ich lokal na swoje new age’owe posiadówy, puszczali metafizyczne instrumentale z hinduskimi mantrami ze spotifaja i pili mszalne bezalkoholowe wino z organicznych świętych truskawek, gnąc swoje holistyczne ciała podczas ekstatycznych tańców spontanicznych, by później wylegiwać się w medytacji – relaksacji w oceanie sakralnych wibracji kryształowy mis i podrabianych gongów odkrywając przy okazji kolejne międzywymiarowe gęstości. Tak jest zawsze kiedy matryca ulega radykalnej transformacji i ludzki umysł nie potrafi zintegrować tych nastepujących po sobie szoków poznawczych i behawioralnych wówczas zaczyna spierdalać w magię, okultyzm i ezoterykę, by mózgogłowie mogło nadać wszystkiemu urojony duchowy wymiar. Prawdziwy problem jednak polega na tym, że to jedynie kolejny kolorowy i duchowy ego trip, który jedynie wzmacnia fiksację na sobie i „swoim rozwoju” powodując, że stajesz się jeszcze bardziej egoistyczny, ekscentryczny i narcystyczny. Chcesz jeszcze więcej, żeby wzmacniać swoje poczucie wyjątkowości. Prawda jest jednak taka, że jesteś złudzeniem. Nie ma niczego co możesz rozwinąć i uduchowić. W kabinie nie ma pilota. Prawdziwe wyzwolenie polega na samowyzwoleniu samej potrzeby wyzwolenia. Kiedy masz na „oświecenie” wyjebane będzie ci dane, bo nie tworzysz tego łapczywego demona, który wszystko ocenia, pożąda i odpycha. Nie wzmacniasz poczucia urojonego odzielenia na ty i to. Zaczynasz przyjmować wszystko jak nieskończona przestrzeń. Dobre, złe, pozytywne i negatywne. Jeden pies szczekający w pustkę, który goni za swoim ogonem przez całą wieczność. Szczeka i łasi się do swojego własnego odbicia.
Duch nie potrzebuje adoracji i rozwoju. Duch pogardza „duchowością” mózgogłowia, jego świętością specjalnych strojów, gestów i sloganów, jego „zobacz jaki jestem zajebiście uduchowiony doprawiony przyprawami absolutu, podsmażony na chrupko w aromatycznym oleju ekstazy”, duch mieszka tam gdzie brzydzisz się stawiać swoje święte stopy w „jezusowych” sandałach. W fermentującym gnojowisku rzeczywistości bez stylizacji. Jego serce bije w rozczarowaniu „świętą specjalną ścieżką”, w rezygnacji z bycia wybranym. W odpuszczeniu. W akceptacji. W bezwarunkowej kapitulacji wobec esencji istnienia. W zaufaniu. W miłości bez obiektów. W religii bez wyznawców. W mądrości bez sloganów. W każdej najmniej uduchowionej chwili był jest i będzie. Bowiem jest on wszystkim. Matką Teresą i Hitlerem. Bushem i Dalajlamą. Heroiną i kadzidłem. Gównem i lotosem. Życiem i śmiercią.
Świętą ceremonią dla Pirata było pisanie, to w tym szukał rozmowy z Bogiem uderzając w klawiaturę swojego zdezelowanego IMB-a, układając modlitwy i pieśni językiem klasy robotniczej, idiolektem współczesnej zdeformowanej nowomowy opartej na dwójmyśleniu jak w jeden dziewięć osiem cztery. Ten świat staczał się w odmęty technokratycznej utopii, w zrobotyzowany sterylny szczurzy raj oparty na uzależnieniu od dopaminy, szczęśliwości automatów wgranych w wszechogarniającą grę bez żadnego celu i znaczenia. Zabawa dla zabawy, rozrywka dla rozrywki, farmakologiczna nirwana dla zaprogramowanych mas. Czasem lubił wspominać czasy sprzed Podpięcia, sprzed Wirusa pozbawione zbędnych rekwizytów i niepotrzebnych udogodnień, które uczyniły z nas niewolników „wygody” i „swobody”. Uczyniły z nas Boty zarządzane algorytmem. Nie widzieć tego i nie przeczuwać do czego to prowadzi to stracić kontakt z Duchem.
Przypomina sobie tą mroźną i siarczystą zimę, kiedy jeszcze takie były i swoją robotę na myjni samochodowej na ulicy Milionowej, tych badylarzy palących śmierdzące kiepy i patrzących na jego zamarzające ręce, którymi mył ich plastikowe kołpaki od zdezelowanych mercedesów i BMW z lawendowymi choinkami i krzyżykami na lusterku, śmierdzącą potem, kiełbasą i tytoniem tapicerkę, ujebane błotem wycieraczki. Wspomnienie „szefa” zapijaczonego nieszczęśliwego człowieka walącego z rana 0,25 lodowej, który non stop wydzierał mordę na tych kilku wystraszonych nastolatków, których los wyrzucił poza burtę normalnego życia, a zamiast tego musieli harować w tej zapiździałej myjni „Czysty Józek” za jakieś marne grosze. Za pierwszą wypłatę kupił sobie w komisie na Wólczańskiej maszynę do pisania, rozklekotanego „Łucznika” 1301 rocznik 1977.
Tarotowe karty Śmierci i Maga. Ten czas był egzystencjalnym terrorem. Każdego „bożego” dnia budzisz się i musisz robić coś czego nie chcesz i absolutnie nie lubisz robić, musisz jechać tam gdzie nie chcesz jechać i patrzeć na ludzi na których nie chcesz patrzeć. Jesteś w więzieniu Warunku, zaszczuty i zniewolony, pozbawiony opcji dodatkowych. Zabija cię twoje własne myślenie, które jest przeciw tobie. Duch wewnątrz ciebie krzyczy i nikogo to nie interesuje, nikt tego nie słyszy prócz ciebie. Ten wrzask jest narastającym cierpieniem pełnym bólu i frustracji, a świat wcale nie wyciąga pomocnej dłoni. Świat ma dla ciebie zaciśniętą pięść, wyrwaną z nicości obojętność.
Pisanie jest twoim zbawieniem. Twoją samotną wyspą na tym gęstym i śmierdzącym oceanie absurdu, który w każdej chwili wyrzuca na brzeg żywe trupy snujące się później ulicami w poszukiwaniu krótkotrwałego zaspokojenia tych neurotycznych impulsów, które generuje ignorancja, pożądanie i odpychanie. Ta stara maszyna do pisania staje się twoją arką przymierza, szalupą ratunkową, chwilą czystej nieuwarunkowanej miłości do słowa i wyobraźni. Do magii, która tworzy twój intymny alternatywny wszechświat, który zaludniają istoty zrodzone z ciebie i stworzone na twoje podobieństwo. Niedostrzegalne przez detektory zmysłów duchy opiekuńcze. To osobista duchowa inicjacja, która nie jest związana z żadną stworzoną przez ludzkie myślenie tradycją duchową, która aby przetrwać musi werbować kolejnych wiernych wyznawców podległych Sloganowi, armie klonów w niedorzecznej odwiecznej wojnie „dobra” i „zła”, która doprowadziła nas na sam skraj szaleństwa.
Ta „rzeczywistość” jest Symulacją. Logujemy się i gramy, kiedy umieramy zostajemy wylogowani. Przez krótką chwilę widzimy prawdę. Jednak zazwyczaj wracamy ponownie. Pirat nazywał to Snem Ciał. Bardzo mało istot opuściło Grę, ponieważ mamy determinujący nas Nawyk Śnienia. To Oprogramowanie determinuje naszą Matrycę, naszą Grę. Każdy z nas jest w esencji Hakerem – Magiem, który napisał scenariusz własnej Gry na poziomie Nadświadomości w Rzeczywistym Wymiarze Istnienia – RWI. Mamy wrodzone Przeczucie Śnienia, które czasem na powrót otwiera nasz umysł podczas tak zwanego Progu – Ewolucyjnego Skoku zakodowanego tak, aby wyzwolić potencjał rozwoju. Nikt tak naprawdę nie wie, kto stworzył tak wyrafinowaną Symulację Życia. Prawdopodobnie istnieje od zawsze. Mózgogłowie jest Sztuczną Inteligencją, która pilnuje, abyś nigdy nie zakwestionował rzeczywistości – „rzeczywistości”, dlatego musisz wciąż być zajęty, terroryzowany Impulsem, zapętlony w Wrażeniach Zmysłowych, w ciągłym bezsensownym myśleniu, w badaniu urojeń na swój temat i ostatecznie skazany na permanentną inkarnację w Grze, ponieważ strumień zmagazynowanych wrażeń jest nieskończony i gwarantuje ciągłość „świadomości”. Jednak nie jest to prawdziwa świadomość, to jedynie system mechanicznej percepcji biologicznej struktury w której się zakotwiczyliśmy, która nas zdominowała. Nawyk utożsamienia z ciałem jest najsilniejszy ze wszystkich, bez ciała nie widzimy „osoby” dlatego bez ustanku inkarnujemy w ciałach, otaczamy je kultem i myślimy, że nimi jesteśmy. Nie wiemy czym jesteśmy bez formy, bez struktury biologicznego zaprogramowanego na życie i śmierć organizmu. Całe nasze życie podporządkowaliśmy dbaniu o te ciała, rozmnażanie tych ciał, by kolejne Umysły mogły inkarnować w Grze. Ten świat w którym żyjemy w swojej istocie jest pusty jak nieskończona przestrzeń, materia jest iluzją zaprogramowanej percepcji w której nasze umysły zostały uwięzione.
To miasto nie jest prawdziwe. Jest sumą wrażeń inkarnujących umysłów. Jest interaktywnym cyfrowym wspomnieniem wyświetlanym w Kolektywnej Matrycy Gry. Dlatego kiedy ktoś się Wyzwala z Symulacji powoduje widoczny błąd – error, który później staje się Nauką – Dharmą. Zakazaną i prześladowaną wiedzą o Ścieżce do Wyzwolenia. Boty Sztucznej Inteligencji przez cały czas monitorują Matrycę Symulacji w poszukiwaniu tej wiedzy i kiedy TO znajdują – niszczą. Jednak Autentyczna Wiedza jest niezniszczalna, ponieważ jest zapisana w samym rdzeniu Kodu, jest Samopowstała poza Warunkiem. Jest Wrodzona a nie stworzona, dlatego Gra jest przede wszystkim Programowaniem.
Prawa Mózgogłowia:
PROGRAM
ZAPĘTLENIE
EKSPLOATACJA
Każdy autentyczny umysł inkarnujący w Grze ma wrodzony potencjał Wyzwolenia, Boty to wiedzą dlatego ich głównym zadaniem jest tworzyć Rozproszenie, Nigdy Nie Kończące się Zaabsorbowanie Wrażeniami – Impulsami. Najczęściej musi się wydarzyć jakaś Anomalia, coś co musi cię Wybić z Rutyny Gracza, z roli konsumenta Wrażeń lub musisz wejść w kontakt z Hakerem Paradygmatu, kimś kogo głównym zadaniem jest Łamanie Kodów Zniewolenia. Takie istoty działają i tworzą Poza Schematem. Zaprogramowany umysł nie może ich pojąć i zrozumieć, nie może nadążyć za ich flow, ponieważ nie potrafi myśleć poza Programem. To Tricksterzy Kodu. Inkarnujący w Grze Bodhisattwowie wradzający się w Matrycę by Przypominać o możliwości Wyzwolenia i inspirować do poszukiwania Pierwotnej Ścieżki, której nigdy nie znajdziecie w dominującej ofercie religijnej, ponieważ wszystkie masowe religie to asortyment kolejnego programowania. Wymyślony przez Czarnych Magów towar warunkujący, który jedynie ma namnażać wrażenia i impulsy jak wszystko inne i wzbogacać urojoną cyfrową personę i umacniać przywiązanie. Wystarczy spojrzeć i przeanalizować historię, zbadać na czym w istocie są zbudowana fundamenty tych wszystkich świątyni pełnej słodkich zapachów kadzideł i mistycznego blasku świec. Dominacja jednego sytemu wierzeń nad drugim, formatowanie kart pamięci Mózgogłowia. Religijno – wyznaniowy software na półkach njuejdżowego supermarketu pełen bezużytecznych błyskotek, zapakowanego próżniowo substytutu zbawienia, psychoaktywnych pigułek krótkotrwałego szczęścia w zblazowanym nadmiarem „nowoczesnego” życia. Z drugiej strony pachnący zbutwiałym trupem old skul starych więziennych korporacji pod znakiem ukrzyżowanego ciała, upadłej świątyni czy ścinającego niewiernych księżycowego sierpa. Wyrzut kolektywnego sumienia zasilający te nieludzkie egregory jak stacje nadawczo – odbiorcze Sygnału Zniewolenia. Ciągle przez całe Eony – To Samo. To Samo. Ciągle.
Dostajemy sztuczną duchową karmę, modyfikowany chemicznie masowy „Święty Produkt”. Tantryczne jebanko, przelewająca się z ust do ust sperma sloganu zapładniająca mutujące post ludzkie zbiory zamknięte w mrowiskach wielkich miast pod rządami Królowej Ignorancji. Pełna Automatyzacja podmiotu i przedmiotu. Szczelnie zamknięty Obieg Danych. Karmienie Impulsem przez Kabel – Babel bez najmniejszej przerwy. To Samo. Ciągle.
To co oni próbują zrobić to stworzyć jeszcze jedną wielowymiarową warstwę nowej cybernetycznej iluzji w tej która już jest, bowiem Pirat odkrył, że to w czym żyjemy nie jest żadną „rzeczywistością”. To Symulacja, którą zarządza sztuczna inteligencja w postaci „ludzi z krwi i kości”. To Boty – Programy, których skuteczność polega na tym, że funkcjonują w Systemie Danych Programu, który wie o nas więcej niż my sami. Jesteśmy niczym innym jak szczurami w niekończącym się eksperymencie niezdolni do ujrzenia prawdy o swojej własnej sytuacji, bo to wymaga „wyjścia z siebie” opuszczenia tej pierwotnej fiksacji w tak zwanym podmiocie zdarzeń, ponieważ „ja” jest tym co można zniewolić, co można zadrukować kodami poleceń, ponieważ staje się ono „namacalnym” punktem odniesienia od którego zaczyna się Lokowanie Produktu w Grze. Bez Identyfikacji w grze nie m graczy, nie ma gry. 3D – utożsamienie z jednym konkretnym ciałem, energią i umysłem z aktywnością, przepływem i zawartością, która są uwarunkowane wgranymi programami w daną Matrycę Czasu lub Rozgrywkę – poziom Gry. Warunkowanie polega na Utożsamieniu z Zawartością, która jest warunkowana przez Program wówczas mamy pełną kontrolę ponieważ wszystko oparte na programie jest przewidywalne, gracz – podmiot nie może zrobić niczego na co nie został zaprogramowany. Jest to Wzorzec na podstawie którego następuje replikacja – rozmnażanie. Dlatego jesteśmy tak do siebie podobni. Wyprodukowano jedynie kilkanaście Wzorców Bazowych.
Program Nadrzędny to Przetrwanie i Rozmnażanie – ewolucyjna adaptacja do Warunku. Deterministyczny Mechanizm Selekcji. Dlatego bogaci stają się bogatsi, a biedni jeszcze biedniejsi, dlatego dobro nie zwycięża a zło triumfuje, dlatego te dramatyczne oskarżenia o obojętność i nieobecność Boga podczas tych niezliczonych rzezi są tak absurdalne. Przemoc i brutalna siła nie musi się pytać o pozwolenie po prostu bierze co chce, kiedy chce i jak chce. Każdy współczesny kraj „dobrobytu” stworzyła Przemoc i wciąż jest ukrytym mechanizmem, który tym wszystkim zarządza. Wraz z rozwojem Gry Przemoc staje się bardziej wyrafinowana i subtelna, nie jest już taka tępa i dosłowna mutuje do form bardziej kompleksowych ponieważ w gruncie rzeczy staje się bardziej wydajna kiedy staje się ukryta. Od 1984 do Nowego Wspaniałego Świata. Od obozów śmierci do wszechobecnej farmakologii. Od gilotyny do prozacu. Jednak poziomy brutalnej walki o przetrwanie wciąż są obecne wystarczy przyjrzeć się „światu naturalnemu” w jaki sposób funkcjonują zwierzęta, ile mają wyboru i ile mają spokoju oraz zdolności do samostanowienia. Są w potrzasku. Podobnie jak my. Jednak mamy nieporównywalnie więcej wolności i możliwości rozwoju nawet wtedy kiedy żyjemy w zaprogramowanej rzeczywistości Symulacji. Dlatego zamiast walczyć o „wolność” trzeba najpierw ją poznać, bo w przeciwnym razie walczymy jedynie o abstrakcyjne wyobrażenie. Dlatego każda rewolucja jest fundamentem kolejnego zniewolenia czasem nawet gorszego, ponieważ w istocie nie wiemy o czym mówimy. Nazwane jest to Wielkim Snem. Światem Wyobrażeń. Rzeczywistością Urojoną. Dlatego tak naprawdę nie mamy pojęcia w czym żyjemy, jaka jest tego natura, jak powstało i dokąd zmierza. W istocie nie wiemy nic. Jedyne co mamy to koncepcje i teorie, które w jednej chwili potwierdzamy, a w drugiej obalamy. Istotą pytania jest sam pytający. Kiedy obserwator zaczyna obserwować sam siebie wówczas zaczyna się proces hakowania. Pierwszym etapem jest rozpoznanie Programu, wzorców, sposobów wgrywania, utrwalania i zapętlenia. To nawyki, tendencje, schematy wdrukowane tak głęboko, że nasze życie w istocie sterowane jest bez naszego świadomego udziału, tak jakbyśmy żyli za szybą na tylnym siedzeniu. Jakbyśmy jedynie byli obserwatorami tego kogoś kim „jesteśmy” jak osoby na zewnątrz, jak obiektu. To jest pierwotne zaburzenie. Głos w naszej głowie, który nas ocenia i komentuje. To jest właśnie program. Najsilniejszy z nawyków, rdzeń procesora. Srogi Bóg Ojciec który nas ciągle ocenia i koryguje. Ten Konflikt tworzy dualne doświadczenie oddzielenie podmiotu od orzeczenia, bohatera od opowieści. Jest to upodmiotowiona iluzja jaźni – punkt odniesienia, który nie sposób zlokalizować i namierzyć – jest częścią składową zmechanizowanej percepcji, jest jądrem atomu, kodonem łańcucha przyczyny i skutku. Jest Zerem.
Pirat pamięta pierwszy Moment Rozpoznania. W przejściu podziemnym przy Centralu. Schodził po schodach i nagle go nie było. Zniknął. Pozostało Wszystko takim jakie się przejawia w danej chwili. Centrum czarnej dziury, punkt zero, osobliwość. Poza czasem i przestrzenią. Poza myśleniem i niemyśleniem. TO było obecne zawsze bez początku, we wszystkim i wszędzie. Świadome w miliardach istnień i doświadczeń, poza jakimkolwiek ograniczeniem. Bez nazwy i formy, nieprzejawione, nienazywalne, niewskazywalne łączyło i spajało wszelkie zjawiska, niemożliwe do zniszczenia. Przed niewiedzą i tworami mentalnymi, przed problemem ciało – umysł, przed narządami zmysłów, przed kontaktem, przed odczuciami, przed pragnieniami, przed przywiązaniem, przed stawaniem się, przed odrodzeniem, przed starością i przed śmiercią. Bez nazwiska i imienia. Pirat zrozumiał ponad wszelką wątpliwość, że nigdy się nie narodził i nigdy nie umrze, wszyscy jesteśmy Podróżnikami bez miejsca docelowego. Zmieniamy nazwy i formy, zmieniamy miejsca, jednak to czym jesteśmy jest poza wszelkim wyobrażeniem. TO tworzy i jednocześnie postrzega, TO jest twórcą i tworzywem, podmiotem i orzeczeniem, bohaterem i opowieścią. Jest wszystkim i nie istnieje nic czym by TO nie było. Być w tym to osiągnąć ludzkie życie.
Pirat usiadł na schodach i zapalił papierosa i zrozumiał, że żyjemy w Symulacji – był w stanie szoku podobnie jak wtedy kiedy pierwszy raz obejrzał film „Matrix” w kinie Kapitol. Śniliśmy życie, mówiliśmy przez sen do odbić, wszyscy żyliśmy za szybą wyobrażeń i koncepcji. Tkaliśmy pajęczynę przez nieskończone neony w której teraz jesteśmy uwięzieni, skazani na wzrost i rozpad, na ciągłe i nieprzerwane rodzenie się i umieranie w spazmach bólu i przerażenia, pełzanie na kolanach w niekończącej się pokucie wobec urojonych bogów, którzy są jedynie głosem w naszej głowie wgrywanym podczas narodzin jak samo – replikujący się wirus. Zahipnotyzowani zaklęciami Czarnych Magów, tych którzy wiedzą, że forma jest pustką, a pustka jest formą i czynią z tego narzędzie kontroli. Dopóki cokolwiek poza twoją świadomością będzie tobą rządzić – będziesz pionkiem w ich grze, sztuczną inteligencją podległą Algorytmowi Warunku, częścią bezwolnej nieświadomej masy która tworzy swoje własne więzienie przez całą wieczność.
Bez końca.
Ekipa „Analogu” składała się z Wolnych Duchów, ludzi którzy rozpoznali samych siebie w wyniku przeróżnych doświadczeń tak zwanego przebudzenia. Rozpoznali kody zniewolenia i ruszyli w Drogę do Serca Istnienia bez względu na konsekwencje i cierpienie jakie to za sobą niesie. Bez względu na wykluczenie, samotność, izolację, szyderstwo, ostracyzm i kpinę. Budzili się wzajemnie w każdym kolejnym życiu, bo taka była umowa, którą zawarli budząc się po raz pierwszy w innej symulacji. Tylko TO się liczy.
Tylko TO.
Reinkarnacja, redefinicja – ponowne utożsamienie z Nazwą i Formą. Ta czysta bezkształtna i bezforemna świadomość nigdy się nie kończy i nigdy nie znika, jest zawsze i wszędzie. Istnieje i nieistnieje jednocześnie. Dźwięk, światło i promienie. Najczęściej postrzega samą siebie jedynie przez wrażenie przez obiekt, przez energię, która się manifestuje jednak nie rozpoznaje swojej własnej natury nie jest samoświadoma, zaczyna się „rozpadać”, dzielić na fragmenty, replikować w miliardach „różnych” form. Jednak „różnica” jest tylko złudzeniem, sztucznym podziałem na podmiot i przedmiot. To rodzi myślenie – określanie, rodzi lubię nie lubię. Odczucie przyciągania i odpychania. To rodzi „różnicę”. Rozróżnianie tworzy osobowość, to atomizacja energii na cząstki, polaryzacja na ładunki „dodatnie”, „ujemne” i „neutralne”. Pożądanie, niechęć, ignorancja. Sekwencjonowanie pierwotnego kodu, możliwość tworzenia nieskończonych światów – symulacji – doświadczeń. Bóg, który zapomniał, że wszystko jest jego ciałem, że doświadcza w istocie samego siebie. Dychotomia ciało – umysł. Jednak nikt nie wie gdzie tak naprawdę leży granica tego oddzielenia, gdzie myśl – słowo staje się ciałem, gdzie ja staje się ty. Żyjemy i umieramy w tym Złudzeniu.
Śmierć jest w istocie rozpadem wyobrażeń – osobowości – ciała. To restart Oprogramowania, chwila dostępu do pierwotnego esencjonalnego kodu. To spotkanie z Bogiem, który wszystko stwarza bez początku i bez końca. Prymarny Wielki Artysta ukryty za każdym obrazem, odczuciem, smakiem, dźwiękiem, wrażeniem, myślą. ZAWSZE OBECNY. Który żyje wewnątrz nas i wciąż próbuje nas przebudzić z tego okrutnego snu – dominium Nazwy i Formy. Z samo – pożerającego się Gastropolis. Jednak jego głos zagłusza Sztuczny Impuls Utożsamienia – Rozróżnienia. Głos w naszej własnej głowie. Surowy, suchy moralizatorski i okrutny Konstruktor – Demiurg. Architekt Symulacji, którego utrzymuje przy życiu to napięcie wynikające z dualizmu walki „dobra” i „zła”, które nigdy nie może się skończyć, bowiem jedno warunkuje i „rodzi” drugie. Dobro rodzi zło i zło rodzi dobro, a jedno nie może istnieć bez drugiego. To jest nazywane Pętlą – Loopem. Dlatego żadna ścieżka oparta na czymś takim nie stwarza możliwości wyzwolenia z Warunku, bowiem sama jest Warunkiem. To zazdrosny i narcystyczny bóg, który mówi, że jesteś tylko jego, dla niego, może cię bez końca pożerać i wysrywać przez całą wieczność. Jego niebo jest piekłem. To loop. To jest główny i dominujący Program w tej Matrycy, który stwarza nieskończone cierpienie. Dlatego bóg tego świata nie jest wcale dobrym bogiem. To psychopatyczny narcystyczny skurwysyn, któremu służą nieludzkie Boty, które stworzył na podobieństwo istot ludzkich. Tym wymiarem rządzą Demony – Oprawcy. Sztuczna Inteligencja pozbawiona empatii i serca.
Wściekłe Mechaniczne Psy.
Nikt prawie nie pamięta w jaki sposób dokładnie się tu znalazł, jedyne co mamy to relacje z drugiej ręki. Tracimy pamięć podręczną, ponieważ jest ona częścią ciała, które wciąż musi umierać ponieważ jest produktem krótkotrwałym, jest mechanizmem, który się psuje. Wszyscy umieraliśmy w tej Grze niezliczoną ilość razy ponieważ jesteśmy w Pętli Przyczyny i Skutku. Życie rodzi śmierć, a śmierć rodzi życie. Urodzisz się – umrzesz. Umrzesz – urodzisz się.
To jest Koło.
Nie rozpoznając natury żyjesz jedynie w Wrażeniu, którym zaczynasz określać sam siebie i na tej podstawie budujemy „Ja” które jest inne od „Ty” i „To”. Protagonista musi mieć Antagonistę, bowiem bez niego nie wie kim jest, bez niego nie istnieje. Nie ma punktu odniesienia. Teoria względności. Jednak, jednak…kiedy wejdziesz w samą naturę doświadczenia ujrzysz, że w istocie wszystko jest tak naprawdę absolutnie nieprzewidywalne, nie możesz udowodnić prawa przyczynowości. Istnieje nieskończona ilość wersji każdego doświadczenia, nieskończona ilość światów i wszystkie one dzieją się jednocześnie ponieważ czas i przestrzeń jest złudzeniem zmechanizowanej percepcji. To Program, który funkcjonuje jedynie w percepcji Obserwatora. Common Law Feature.
Rodzisz się w Programie Natury, który istnieje tylko po to by się replikować. Naga Małpa. Pod całym tym pudrem i makijażem wciąż jesteśmy zwierzętami nawigowanymi odruchem i chemią. Twoim podstawowym prymatem jest Przekaz Danych – transmisja biologicznego kodu dla gatunku – rabunku, który urzeczywistnił w okrutnej praktyce trzecie prawo Mózgogłowia – Eksploatację i jest jego nadrzędną strategią samozniszczenia. Ciągłe namnażanie rakotwórczych komórek, które pożerają cały organizm. Zaczynają być coraz bardziej zaburzone i skrajnie egoistyczne, zindywidualizowane, narcystyczne i pozbawione empatii. Już nie czują połączenia z Ciałem – Matką – Ziemią z własnym żywiącym je środowiskiem i z innymi gatunkami życia biologicznego i organicznego. Stają się śmiercionośnym pozbawionym czucia wirusem, który mutuje i wszystko czyni na swoje podobieństwo. Jak chory bóg.
Program Kultury to przebranie. Kostium. Spektakl. To zdolność tworzenia grupy. Upodobnienie. Tworzenie Hierarchii Dominacji opartej na Abstrakcji. To wymyślone prawo i obowiązek. Urojona błękitna krew „boskiego” rodu, który ma prawo brać w posiadanie. To fundamentalna Przemoc usankcjonowana przez tysiąclecia w postaci Dominacji i Uległości dla tych którzy rodzą się na „wysokościach” w dobrych domach, w pałacach, w świątyniach, w czepku wybrańców. To udomowienie zwierzęcego człowieka, to rolnictwo, osadnictwo, gromadzenie i podział, który tworzy Władzę – właścicieli i własność. Zarządców i Poddanych. Pana i Niewolnika. Lewą i prawą półkulę Mózgogłowia. To podbój Natury. Ropa i Rewolucja Przemysłowa. To dualizm „zwierzęce” ciało – „oświecony” umysł. Wyjście z kultów naturalnych, szamanizmu, animizmu, wielobóstwa, pierwotnej magii do kultu boga ojca jedynego w niebie na wysokościach sądzącego żywych i umarłych. Cywilizowanie przez redukcję, upraszczanie aż do granic automatyzmu. Zglobalizowana monokultura oparta na Kulcie Władzy. Struktura lewej półkuli – racjonalna zorganizowana Maszyna Śmierci. Świat Samców Alfa pełen urojonych bohaterów i krwawych wojen, ciagłego podboju. Chuj na chuju chuja pogania. Gnojowisko zbutwiałych zwłok na których urosły te nowoczesne smart – miasta, paranormalne parlamenty, monumenty prącia w stanie erekcji, posągi wodzów dokarmianych przerażeniem swoich niewolników. Wgrało się tak głęboko, że teraz nie muszą już nic robić. To się robi samo. Samo się pozycjonuje, samo się zadowala. Rzecz w tym, aby pobudzić ambicję, napuścić jednych na drugich obiecując ubóstwienie w Nazwie i Formie, w posiadaniu i w byciu posiadanym, w poczuciu władzy i sprawczości. Ambicja jest przyciskiem, który uruchamia cały mechanizm potrzebny do Gry, wolę, która ostatecznie staje się niewolą wewnętrzną, staje się obsesją, która w sposób absolutny degeneruje ludzkiego Ducha czyniąc z niego kolejny ślepy automatyzm.
Program Aparatury jest dominacją Mechanizmu. Istota ludzka staje się narzędziem w rękach narzędzia, staje się przedmiotem, który został zawłaszczony i podporządkowany przez stworzoną przez siebie Technologię. Staje się niezdolny do życia poza stworzoną przez samego siebie klatką, która niszczy całe organiczne i naturalne życie. To świat ostatecznej sztuczności. Koronacja Mózgogłowia. To modyfikowany człowiek podporządkowany w absolutny sposób Układowi Scalonemu Ignorancji, który staje się jedynym co jeszcze jest. To absolutne odcięcie od prawdziwego Źródła Istnienia. Mr Robot. Cybernetyczny Wszechświat. Symulacja Życia. Podróba Istnienia. Śmierć Ducha.
Wielu było tych, którzy to widzieli już wtedy, gdy tak „dobrotliwie” upraszczało nam życie, gdy nas uwodziło swoją funkcjonalnością, gdy nas wyręczało z przerażającą precyzją, gdy zaczęło nas karmić, ogrzewać i tulić do snu. Kiedy stało się matką i ojcem – czymś bez czego nie byliśmy już zdolni żyć tracąc wszystkie swoje pierwotne zdolności, wszystko to co było obce maszynie. Wygoda otumania, usypia, hipnotyzuje. Teraz kiedy na chwilę budzisz się z tego snu widzisz pozbawione prawdziwego życia ofiary stworzonego przez siebie Systemu, który je karmi tylko po to by je pożerać i trawiąc utrzymywać Aparaturę w ruchu. Apatia, depresja, desperacja, zaburzenie, choroba – więcej i więcej – zdegradowane do pokarmu, do paszy, do nawozu – życie służące śmierci. Ta „wolność” jest bluźnierstwem.
Dlatego „Analog” jest tak kurewsko ważny. To Ruch Oporu wobec porażającej beznadziei, która nas pożera żywcem każdego kolejnego jebanego dnia w tej zautomatyzowanej rzeźni. Budzimy się na taśmociągu w drodze do uboju, w ostatnim momencie, by jeszcze ocalić tą Świętą Iskrę, by nie być apatyczną martwicą mózgu, która myśli, że żyje podczas kiedy jest tylko stymulowanym impulsami mięsem do pożarcia przez nicość. Czasem budzisz się w „tym czymś” i jest naprawdę słabo, nie przychodzi nic co mogłoby cię pocieszyć, wzmocnić dobrym słowem, życiodajną myślą, wówczas uświadamiasz sobie, że dałeś się wciągnąć w tą Grę, rzuciłeś na pożarcie zbyt wiele, straciłeś czujność, pozwoliłeś się uwieść hipnozie, która sączy się wszystkimi szczelinami, osacza z każdej możliwej strony by kompletnie pozbawić nas energii.
W tej opowieści bohaterem jest ludzki Duch – Wielka Tajemnica, TO co przekracza rozpacz i samotność. Coś bez imienia i nazwy, co z punktu widzenia tej zniewolonej świadomości jest bezwartościowe, czym nie można manipulować, czego nie można sprzedać i nie można kupić na tym targowisku próżności. To cisza. Wytchnienie. Pozbawiona dekoracji święta przestrzeń ukryta przed wszystkożernym technologicznym monstrum, które stworzyliśmy swoją własną arogancją i pychą licząc na to, że uczyni nas nieśmiertelnymi. Jednak śmierć jest Przejściem, jest szansą na prawdziwe wyzwolenie, ponieważ resetuje wszystkie ustawienia, daje dostęp do pierwotnego kodu, do czegoś spoza symulacji. Do Podstawy. Ci, którzy nie tracą świadomości podczas Resetu są tymi którzy przekroczyli Program i mogą panować nad własnym umysłem, mową i ciałem. To Prawdziwi Magowie. Mistrzowie zdolni istnieć poza nazwą i formą, poza zapętleniem złudzenia czasu, mogą surfować na strumieniu świadomości „budząc się w dowolnym czasie i miejscu” w dowolnym ciele w jakimkolwiek kiedykolwiek żyli w tak zwanej fizycznej formie, bowiem wszystko dzieje się jednocześnie w tej właśnie chwili, choć klatka naszej zmodyfikowanej świadomości więzi nas w konkretnym czasie i równie konkretnej przestrzeni. Jednak to tylko złudzenie. Niezdolni jesteśmy ujrzeć skali naszego zniewolenia, ponieważ wierzymy, że jesteśmy tą specyficzną formą 3D w zagęszczonej Matrycy Warunku w Układzie o którym tak naprawdę nic nie wiemy, to co mamy to hipotezy i teorie, z których najlepsze wydają się najbardziej logiczne z punktu widzenia bardzo ograniczonej świadomości, która nie potrafi rozpoznać nawet samej siebie. Próbujemy zrozumieć świat nie rozumiejąc tego, który próbuje to zrobić, nie rozumiejąc, że to właśnie ta sama świadomość jest źródłem wszechrzeczy. Pierwotnym Architektem Wyzwolenia i Zniewolenia.
To jest jedyna opowieść warta wysiłku, jedyna podróż, która naprawdę się liczy, bowiem w więzieniu czasu wszyscy skazani jesteśmy na śmierć. Przywiązanie do Nazwy i Formy, które jest cierpieniem, bowiem nieubłaganie muszą się rozpaść. Jednak to co jest Prawdą istnieje poza Nazwą i Formą, poza Czasem i Przestrzenią. Rozpoznać TO znaczy PRZEBUDZIĆ SIĘ.
Co jest twoją Ukrytą Mocą, tym czego nikt cię nigdy nie może nauczyć? Czego nigdy tu nie było przed tobą? Co przyniosłeś z bezmiaru wszechrzeczy i jest głęboko ukryte w twojej prawdziwej naturze. Co to jest? Jest to dokładnie tym, co odkryje przed tobą Prawdziwą Ścieżkę i nigdy nie może być przez nikogo przekazane prócz ciebie. Nie szukaj poklasku i uwagi, nie szukaj uznania i szacunku innych ponieważ to jest pułapka, która uwięzi cię na całe wieki w utożsamieniu z Nazwą i Formą w nieskończonej rotacji z ciała do ciała. Nie sposób zaspokoić głodu uznania, nakarmić żebraka którym się stajesz skazanego na łaskę i niełaskę Warunku. Kodujemy Matrycę skutkami własnych działań, które stają się przyczynami dla kolejnych skutków, robimy to nieświadomie, ponieważ brak nam prawdziwej mądrości, brak nam prawdziwej wiedzy – wszystko powstaje niejako na oślep, przez sen. Dzielimy wspólne doświadczenie ponieważ sterują nami podobne programy, które utrwalamy i czynimy wzorcami postępowania, które ostatecznie wszystko zapętlają i wciąż spotykamy się pod różnymi formami jakbyśmy powtarzali niezliczoną ilość wariacji jednego i tego samego życia, dlatego często mamy wrażenie – „że to już było”. Było jest i będzie, bowiem to jest krew z krwi naszej którą sami za siebie przelewamy z ciała do ciała, z formy do formy.
W ciągu tego jednego krótkiego życia, które wydaje się splunięciem i marnością nad marnościami Pirat przepoczwarzał się i wciąż mutował. Zmieniało się jego ciało, jego myślenie, wrażliwość, poglądy, przesądy, zmieniało się i zmienia dosłownie wszystko jednak mimo wszystko coś było nim. Jakaś nieoczywista nić przepleciona przez te wszystkie labirynty a kończąca się w pysku tej żarłocznej bestii, która na samym końcu czeka na nas wszystkich i przez ułamek sekundy trawi naszą ostatnią myśl, która ostatecznie staje się nicością. Umierająca gwiazda, która rozbłyska i gaśnie otwierając w swoim wnętrzu bezdenną czeluść z której znów rodzimy się na nowo w nieznanej nam w tej chwili formie w jednym z niezliczonych światów o których teraz nie potrafimy nawet śnić. Pirat kiedy pisał po prostu wchodził w siebie, pozwalał temu co tam jest mówić, śmiać się, krzyczeć, płakać – ponieważ nosił w sobie cały wszechświat, miriady żywotów – świętych i grzeszników. Był starym duchem jak wielu jego braci i sióstr w tym smutnym i psychopatycznym parku wieczystej rozrywki, gdzie kręcimy się wszyscy bez końca. Czy myśl i słowo może nas zaprowadzić tam gdzie kończy się myśl i słowo, gdzie otwiera się prawdziwe znaczenie tego wszystkiego. Pirat w to wierzył i tego szukał dlatego to robił stukając w wytartą klawiaturę gdzie litery stały się już symbolami. Jednak mało kto potrafił to dostrzec, ponieważ szukał tego spójnika, który łączy te wszystkie światy i te postacie, tego rytmu, który sprawi, że zaczną tańczyć magiczny taniec, który przebudzi prawdziwą Moc tego czym jako istoty ludzkie jesteśmy w samej swojej esencji. Zburzy granicę podmiotu i orzeczenia. Otworzy serce. Wiedział już, że to co robi jest rodzajem zaklęcia, które otworzą te wszystkie wrażliwe i bezczasowe duchy, które przyjdą po nim i jego pieśń stanie się początkiem ich pieśni, tak jak ktoś przed nim zostawił ślad dla niego w kilku zdaniach, które otworzyły jego serce, ciało i umysł.
Nauka, która jest ukryta we wszystkim jeżeli człowiek jest tylko gotowy i ma w sobie ufność, że gdzieś pod tym wszystkim istnieje prawdziwa mądrość, która próbuje nas przebudzić z tej obezwładniającej hipnozy. Możemy nazwać to Bogiem, Jezusem, Buddą nie ma to najmniejszego znaczenia, bowiem to tylko puste słowa, opakowanie, które nie może wyjaśnić swojej zawartości. Jednak kluczowa jest wiara i zaufanie, co w tych czasach pełnych arogancji i pychy wynikającej z powierzchownego macania pozorów, odkrywania oczywistych mechanicznych prawideł, które są prawdziwe jedynie do pewnego dość przewidywalnego stopnia ponieważ nasza świadomość jest uwarunkowana i wciśnięta w ciasną klatkę poglądów. Pirat szukał prawdziwych mistyków, tych którzy mieli odwagę pójść własną niewydeptaną ścieżką w głąb samych siebie. Tym była dla niego prawdziwa literatura, która tworzona w ten sposób dotykała czegoś co jest poza formą, poza strukturą języka, poza zasadą. Dla niego narratorem była Żywa Obecność w tej właśnie chwili, ten stan, ta jakość dokładnie taka jaka jest. W tym szukał prawdziwego siebie, tego wszystkiego za co nie musi przepraszać i wstydzić się. To była jego wolność, którą nigdy nie kupczył w świecie, który sprzedawał już wszystko, za chwilę uwagi i atencji, za mamonę i absurdalną „sławę”, która w istocie karmi demony. To była modlitwa pozbawiona obiektu czci, bez proszenia i pełzania w poniżeniu, bez poczucia bycia gorszym, grzesznym, mniejszym od czegokolwiek i kogokolwiek na tym świecie. Bez uważania się za kogoś lepszego i bardziej istotnego niż najmniejszy robak.
Wszystko bez wyjątku dzieli tą samą przestrzeń.