PREPERS

Serce. Ten bijący światłem neon, który całymi godzinami tworzył i własnoręcznie umocował nad „Analogiem”. Prepers. Człowiek widmo, industrialny książę ciemności z rewolucyjno – reakcyjnego kolektywu jednoosobowej ulicznej walki i dywersji „Czarny Kogut”, który rozsiewał po mieście zarazki uzdrawiającej choroby, nowego wirusa radykalnego przebudzenia. Był artystą bezpośredniej akcji, tego co bywa gorące i parzy jak ugotowane jajko niespodzianka z zabawką, którą nie wiadomo jak się bawić. Akcja, której kompletnie byś się nie spodziewał i nie przyszłoby ci do kwadratowej głowy robota bez reszty wgranego w program, że jakiś człowiek ma czas i energię „na takie głupoty”. Jednak to nie są głupoty. Jest w tym coś co dociera do ciebie dopiero wtedy, kiedy przychodzi ku temu odpowiedni czas. Kiedy już jesteś wystarczająco przytomny i wystarczająco wolny.

Nie mogę ci ukazać jego twarzy, bo wolałby pozostać anonimowy, jak ostry cień rzucany przez te wszystkie sztuczne światła kiedy nadchodzi noc. Zatem możesz go sobie wyobrazić jak chcesz. Jest ubrany w to co ci przychodzi do głowy, co ci pasuje w czym widzisz ulicznego partyzanta na tej wojnie o ludzkie umysły i serca. Powiem ci zamiast tego, co on czuje, kim jest w samym rdzeniu. Tam w środku jest wrażliwy i delikatny jak małe leśne zwierzątko żyjące wśród bestii, które ciągle polują, nieustannie czegoś szukają, za czymś gonią, coś prześladują. Każdego dnia i każdej nocy węszą z pyskami przy samej ziemi i próbują wyczuć strach i wykorzystać słabość. To są drapieżniki, wyselekcjonowany egoizmem mały procent tak zwanej populacji zarządzanej Mózgogłowiem. Ludzie bez duszy, biologiczne portale. Maszyny zaprogramowane na podział łupów, które sprowadziły ten cudowny świat do magazynu towarów, którym zarządzają z bezwzględnym okrucieństwem. Ich towarem jest wszystko; ziemia, woda, ogień i powietrze, człowiek, zwierzę, twoje uczucia, obawy i nadzieje. Ometkowany wszechświat, czarny piątek permanentnej wyprzedaży, kupowanie „szczęścia” z krótkim terminem przydatności do spożycia. Produkty, które się rozpadają już podczas pierwszego użycia. Tandeta, która zawładnęła tym chciwym aspektem ludzkiego umysłu. Wymiar głodnych duchów, których nic tak naprawdę nie może zaspokoić, ponieważ ten głód stał się potwierdzeniem ich urojonej tożsamości, to posiadanie dowodem na to, że istnieją.

Prepers siedział w tej modnej galerii handlowej i planował następną akcję. Popijał ze smakiem waniliową latte z tej ordynarnie modnej kafejki, gdzie tłumy młodzieży ulegały orgii hipnozy wpatrzone w te swoje jebane telefony. Jak zombie w postapokaliptycznym serialu tasiemcu, który wciąż nie może się skończyć, choć wszyscy podświadomie czekają na ostatni rozstrzygający akapit. Jednak ów upragniony koniec nie nadchodzi, rak toczy wnętrzności i przerzuca się z miejsca na miejsce z krajów rozwiniętych do tych wyplutych od niechcenia na ostatnie miejsca w rankingach PKB, gdzie nikt nigdy nie dociera, bo nikogo to przecież najzwyczajniej w świecie nie interesuje. Jak wczorajsze gówno, które spuściłeś w kiblu i nie masz bladego pojęcia dokąd tak naprawdę ostatecznie dopłynęło. Jednak mój drogi przyjacielu czy przyjaciółko w tej kwadratowej niedoli takie gówno może być przecież nawozem dla czegoś pachnącego i pięknego lub czegoś co możesz nawet zjeść jak owoc lub warzywo. I to w tym wszystkim jest najlepsze.

Galeria Łódzka pachniała tanią chemią z Niemiec, perfumą zombiaków, wymiętolonymi banknotami przekazywanymi jak listy miłosne pełnych banałów i dość przewidywalnych wzruszeń, którymi płacono za broszki, grzebienie, bajgle z kolorową posypką, chińskie klawiatury podświetlane w kolorze tęczy i lody ekipy z internetu. Płacono też próżnią zapisaną na plastikowych kartach czy naklejkach by trwał nieprzerwanie szał zakupowanych zakupów zapakowanych w pakunkach i noszonych jak krzyże od jednej promocyjnej stacji do drugiej by mogła dopełnić się tajemnica zbawienia już w domu w szarym bloku na Retkini czy Polesiu. Przychodziła ta mistyczna krótka chwila wniebowstąpienia w objęciach małego Zakupowego Bożka, który błogosławił nas profilowaną reklamą i strategią zindywidualizowanej marki, która podbija twój umysł jak konkwista dzikie plemiona i nawraca na religię świętych paragonów. Nowej Ewangelii pełnej seksu, seksu i seksu. Analne zbawienie. Polska rzeczy pospolita awansowała w wielkim wyśnionym rankingu świetlanej przyszłości, achami i ochami telewizyjnego bełkotu, klątw i czarów rzucanych w telewizji śniadaniowej przez pięknie ubrane demony z zębami bielszymi niż skrzydła aniołów.

Prepers wyjebał telewizor przez okno kamienicy na Kilińskiego dawno, dawno temu, kiedy jeszcze nadawali czasem naprawdę coś sensownego. I wycelował tym pudłem prosto do śmietnika, bo prawdę mówiąc kosz był pod samym oknem. Na wypadek jakbyście pomyśleli, że przecież „coś mogło się komuś stać” – nie stało się. Wszystko było jak w najlepszym porządku i wtedy przyszła mu do głowy idea bardziej śmiała. Jest taka ulica w Łodzi co się nazywa Narutowicza, co ma rzecz jasna bogatą historię, jednak to co nas interesuje to budynek łódzkiej telewizji, który na tej ulicy właśnie się znajduje pisząc w trybie biernym, bo inaczej w wypadku telewizji się nie da rzecz to oczywista. Telewizja, która nadaje te wszystkie chujowe sztuczne programy o tak zwanym zwyczajnym życiu miasta i regionu. Tam w tym budynku na parterze nocą ciemną i złowrogą siedział cieć i pilnował, żeby przypadkiem nikt nie ukradł nagranych programów sponsorowanych przez konsorcjum zakładów pogrzebowych znanych przecież w całej Łodzi. Pan Zdzisław toczył swój żywot jarając tanie kiepy i popijając herbatę minutka z prądem i chodził podczas nocnej zmiany trzy razy na obchód po tych wszystkich montażowniach, studiach i salach konferencyjnych. Kończył o piątej rano, bo do roboty przychodzili tak zwani reporterzy, inżynierzy, prezenterzy i riserczerzy jak mrówki do mrowiska gotowe służyć Królowej Rozpowszechniania Debilizmu i w pocie zwapnionego mózgu produkować „informację”, „rozrywkę”, a nawet „sport” . I „chuj” i „cześć” i „czołem”.

I tego poranka działając pod wpływem jakiegoś szatańskiego impulsu przy pomocy znalezionego na śmietniku dziecięcego wózka zajechał z tym nieco zdezelowanym już odbiornikiem sygnału hipnozy pod same szacowne schody wspomnianej instytucji rzekomej kultury. Dowiózł temat i czekał, kiedy reporterzy będę ruszać do swoich wozów bojowych z napisem TVP3 taszcząc na plecach ciężkie kamery i statywy szukając jak hieny smakowitej padliny, najlepiej fotogenicznej śmierci i ludzkiego nieszczęścia, bo jak mawiał klasyk nic tak nie rusza jak zgwałcony spalony trup. I tak się złożyło, że jakiś tucznik z zarządu samorządu chrumkał na konferencji prasowej jakieś wyssane z racicy banialuki na jakiś zupełnie nieistotny temat związany z trakcją na jakimś tam odcinku i słusznym gniewie tramwajarzy, którzy darli zapijaczone mordy i skandowali, żeby wypierdalał. Moment dla Prepersa był idealny, bo się zrobił zamęt i rozgardiasz i prawie już dochodziło do rękoczynów.

Prepers postawił telewizor przed głównym wejściem do Telewizji. Oblał ten telewizor zakupionym spirytusem i podpalił. Tak po prostu, bez przysłowiowego pierdolenia. Telewizor płonął i nim się kto połapał siedział sobie na pobliskiej ławce i palił szluga jak gdyby nigdy nic, a wokół tego zrobił się cyrk. Jednak co najważniejsze było kręcone i pokazywane później w wieczornym wydaniu wiadomości łódzkich i mówione, że nie wiadomo jak, ale ktoś jakiś wandal, przestępca czy nawet terrorysta (tak padło to słowo) dokonał niebywałego aktu wandalizmu czy terroru obrażając uczucia niemalże religijne wiernych widzów kanału trzeciego. I tym oto sposobem w telewizji pokazali palący się telewizor, co jednak mało kto naprawdę zrozumiał. Przez chwilę było głośno i wszczęto odpowiednie śledztwo jednak tak naprawdę policjantowi podobała się ta dość jak sam przyznał brawurowa akcja i sam sobie utrudniał śledztwo, które ostatecznie umorzono. I tak Prepers dokonał swojej pierwszej akcji. A zrobił ich przez te lata bardzo dużo i nigdy go nie złapali.

Teraz siedząc w Galerii i pijąc wspomniany napój za osiem i pół pln’a obmyślał jak zrobić to, co chciał zrobić, bo był to naprawdę gruby przelot. Dlatego kiedy następnym razem twoją rozproszoną uwagę przyciągnie ten nasprejowany z szablonu czarny kogut będziesz już wiedzieć, że gdzieś tam w przepastnych bebechach miasta spiskuje on człowiek bez twarzy.

Prepers.