
Kto nie może znaleźć świątyni w swoim sercu, ten sam nigdy nie znajdzie swojego serca w żadnej świątyni.
Mikhail Naimy*
Życie poniżej życia. Drapanie nowych murów, oddzielających stworzenie od samego siebie. Jeszcze więcej wszystkiego, które jest niczym i wciąż się rozmnaża i replikuje jak mutujący bez końca wirus z którym masz walczyć. Ta jałowa wojna, okrutna rzeź ignorancji trwająca tutaj od zawsze z premedytacją dąży do ostatecznego samowyzwolenia do ukazania sobie swojej własnej natury. Do rozpoznania. To jest bolesny i okrutny proces. Wszyscy bierzemy w tym mimowolny udział, wszyscy jesteśmy zmuszeni uczestniczyć w tym spektaklu szaleństwa, patrzeć na twarze politycznych klakierów, coraz mniej oburzeni ich populistycznym szczekaniem wśród bezmyślnych tłumów. Umundurowane istoty ludzkie pielęgnujące ten aparat przymusu, tą maszynę przemocy tresowane jak mechaniczne zwierzęta. Słowa które nic już nie znaczą, są jedynie rozkazami, komendami dla Programu. Wszystko działa na autopilocie. Polityka, kultura, religia, sztuka. Jak zapętlony nadpisujący się slogan który wciąż karze nam spać i śnić.
W tym śnie jesteśmy przebudzeni. Zaczynamy rozumieć, że coś jest nie tak. Czujemy smród tej czarnej smolistej substancji, która wypełnia nasze mózgi i serca i rozlewa się już dosłownie na wszystko i wszystko pochłania. „Rzeczywistość” sprowadzono do retoryki, do „dobre” i „złe” do „ja” i „ty”, mało jest tu ciszy i tajemnicy, czegoś co na powrót uczyniłoby nas dziećmi, tymi, którzy z radością i ufnością patrzą w słońce. Mało mamy wdzięczności za tak niezwykły Dar, który gdzieś zgubiliśmy w całym tym bałaganie i nawet nie pamiętamy o jego istnieniu przytłoczeni Sygnałem Natarczywej Hipnozy.
W tym śnie widzimy tych którzy krzyczą najgłośniej o potrzebie przebudzenia. Zawsze tak jest. Zwracamy uwagę na to co najbardziej hałaśliwe, na to co musi wciąż być w centrum uwagi, bo wciąż jest głodne, wciąż nie wie kim jest i chce potwierdzenia. Energia uwagi to pokarm Symulacji, to karmienie Kolektywego Snu. Ten konstrukt „ego” jest głodem, potrzebą, brakiem. Musimy wszyscy siebie pożerać bez końca by ten sen mógł trwać. Musimy mieć to napięcie, ten ciągły i nieprzerwany stan konfliktu terroru „dobra” i „zła” musimy to karmić wiarą i przekonaniem przekonani o urojonym istnieniu rzeczy ostatecznych. Jednak być może to właśnie to co nie jest w centrum, co nie krzyczy i nie deklaruje ma prawdziwe znaczenie i wartość. Wszyscy potrzebujemy tej uwagi, tego pokarmu i paliwa by utrzymywać się przy życiu. Potrzebujemy czuć, że nasze istnienie ma wartość, że jest ważne i potrzebne, że komuś na nas zależy. Kiedy tego nie mamy zaczynamy umierać, gasnąć jak spadająca gwiazda.
Miłość jest nieprzerwaną uwagą i zainteresowaniem Wszystkim Co Jest. Dlatego jest Mocą i Energią. Nie karmi niczego „szczególnego”, na nic nie zwraca specjalnej uwagi, nie jest uduchowiona, wyjątkowa, specjalna. To Troska – Wielka Matka Istnienia. Jej współczucie jest spontaniczne i nie ma żadnych ograniczeń, nie pisze pięknych wierszy i ckliwych modlitw – lamentów. Jest pełna radości i prostoty, pełna humoru i przede wszystkim jest lekka, niewidoczna, pozbawiona tej lepkiej i dusznej potrzeby adoracji i namiętności. Nie znosi deklaracji i zapewnień, gorliwych rzeczników, walecznych bohaterów, sztandarów, pomników całego tego szajsu. Ponieważ to wszystko w swojej esencji jest desperacją. Jest błaganiem o energię. Dlatego trzeba uważać na tych, którzy wciąż szukają uwagi, wciąż walczą, bo ich walka jest przegrana. Ich walka jest więzieniem. Wieczystą egzekucją na Golgocie. Zapętleniem Programu.
Zostawić to. Otworzyć dłonie ku pustej nieskończonej przestrzeni, ujrzeć te wszystkie linie, korytarze żył, tętno płynącej rzeki. Poczuć, że należymy do tego świata, który pod tym całym zgiełkiem i szaleństwem wciąż ma w sobie niezniszczalne dobro, które jest nieskończenie cierpliwe. Czym więcej spazmu lęku, tym więcej niewzruszonej ciszy i delikatności. Ten świat nas Otwiera. Budzi. Uczy jak przekroczyć Otchłań, na powrót uwierzyć, że żyje w nas Bóg, oddycha nami i przez nas dociera do samego siebie. Kiedy wysiłek miłości się kończy zaczyna się miłość. Kiedy wysiłek wyzwolenia się kończy zaczyna się wolność.
Przyjdzie czas kiedy nie będzie w tym wymiarze Strachu, nie będzie Rozpaczy, nie będzie Głodu. Przyjdzie czas kiedy wszyscy zrozumiemy, że naszą naturą jest Miłość bez obiektu miłości. Dobro bez obiektu dobroci. Mądrość. Jednak potrzebujemy jeszcze doświadczenia. Potrzebujemy żywej wiedzy. Każdy musi przebyć swoją drogę, odbyć własną podróż. Nikt nie może nikogo zbawić, uwolnić, wykonać pracy zamiast niego. Wolność i Miłość nie jest wynikiem wysiłku. Jest rozpoznaniem natury rzeczywistości w samej esencji.
*Mikha’il Nu’ayma, lepiej znany w języku angielskim pod pseudonimem Mikhail Naimy (17 października 1889 – 28 lutego 1988), był libańsko greckim poetą, powieściopisarzem i filozofem, znanym ze swoich duchowych pism, zwłaszcza The Book of Mirdad. Jest powszechnie uznawany za jedną z najważniejszych postaci współczesnej literatury arabskiej i jednego z najważniejszych pisarzy duchowych XX wieku.