Świadomość to koszmarny sen natury.
David Foster Wallace
Dziś myślałem jak to będzie, kiedy to wyłączą, albo po prostu przestanie działać. Cała nasza tożsamość jest na Tym zbudowana, jesteśmy tym okablowani jak w klatce. Bondage – naga bezbronna kobieta na zimnej połyskującej postmodernistycznej podłodze nowoczesnego biura – pragnąca poczuć więcej, oddać się bardziej. Wiązanie atomów rozkoszy, które tak szybko rozpuszczają się w pustce i osamotnieniu – te wszystkie obietnice, kłamstewka, cały ten migający neon iskrzący miliardami oszustw, byśmy byli w stanie znieść tą żmudną i w gruncie rzeczy bolesną drogę od pierwszego dokumentu aktu urodzenia po ten ostatni akt zgonu. Jak osuszone bagno pełne trupów okryte sztuczną murawą byśmy mogli rozegrać partyjkę niezobowiązującego golfa, popijając lemoniadę z płatkami limonki i czterolistną koniczyną w przejrzystym szkle z uderzającymi górami lodowymi, które od naszego gęstego oddechu topnieją w mgnieniu oka i poziom źle ukrywanej żenady wzrasta.
Prąd.
Impuls elektryczny.
Iskrzenie cybernetycznego świata.
Rozrusznik sztucznego serca.
Jezu jak my jesteśmy od tego uzależnieni. Prawda jest tak, że nie muszę konstruować tych wszystkich postaci – hybrydy prawdy i fikcji, by powiedzieć to co chcę powiedzieć, bowiem wbrew pozorom nie mam aż tyle do powiedzenia. Jednak nagość i bezpośredniość jest zbyt okrutna dla naszych skomplikowanych jaźni. Wyobrażałem sobie nabrzmiałe i rozjuszone niebo gotowe otworzyć się jak ciało pod gwałtownym uderzeniem noża, rozkołysane burzą drzewa i wielkie obezwładniające słońce, które wbrew wszystkiemu rozprasza smutek, gniew i zwątpienie. Później widzę tęczową sferę w której lśni i ogrzewa nasze wymarzłe serca. W każdej kropli deszczu widzisz ten sam obraz – to odbicie, jakby wszystko nagle okazało się jedynie złudzeniem, mirażem, bajką na dobranoc. Ta niewinna dziecięcość odchodzi od nas z czasem i przestajemy śnić, marzyć i pozwalać na te cudowne momenty zachwytu nad wszystkim – nawet tym co złe i bolesne. Kuchnia ma w sobie tą wielowymiarowość światów łączących się bez przerwy jak mozaiki fraktali w kosmicznym mikroskopie, jak twarze demonów wirujące w paleniskach piekieł, jak kompulsywne i neurotyczne ciała rzucane niekontrolowaną namiętnością przez szyderczy – dar natury. Zwierzęcy instynkt przetrwania, żerowanie, znaczenie bezkresnych dziewiczych krajobrazów swoją testosteronową szczyną. Prawdziwy zapach kiedy perfuma przestaje działać. Rozszarpaliśmy to wszystko na kawałki – na państwa, miasta, stadiony i oczyszczalnie ścieków. Ludzie, zwierzęta – wszyscy zamknięci, zalogowani do systemu. Uprawa roli, która przypada ci w udziale. Kiedy jesz w tym samym czasie jesteś jedzony – jak mityczny wąż.
Lśniąca powłoka.
Kiedy otwieram te ciała widzę wszechświat. Galaktyki gasnących oddechów, czarne dziury żołądków i pierścienie kamieni nerkowych. Skamieliny koncepcji i wiary, bezkresne cmentarzyska idei. J – elita już dawno przestały nam służyć, teraz trawią nas i wydalają, wysrywają cię późnym wieczorem na kuchenną betonową posadzkę – ołtarz ofiarny i zarzynają przed zmrokiem, by za kilka godzin wskrzesić respiratorem i zaprogramować na nowo, byś mógł znów tańczyć w pętli. Ubój rytualny. To jest ciało i krew moja, które będzie wam sprzedane, schrupane, strawione i wydalone. Jednak kiedy przekroczymy mechaniczny świat – program wzajemnego pożerania – ujrzymy poziom gdzie energia jest zupełnie innej natury – ma znamiona mądrości, która postrzega wzorce i kolektywne prądy świadomości. Z tego poziomu „pokarm” ma zupełnie inną formę i funkcję – ten pokarm to trawienie i przeżuwanie świata by wydobyć unikalny smak indywidualnego poziomu wrażliwości i wyobraźni – to pierwotna zdolność tworzenia, która nie podlega mechanicznym prawidłom przyczyny i skutku, a tym samym daje możliwość zasiewania nasion nowej innej rzeczywistości – jak świadomy sen. To jest Magia.
Czy ten sen o tej kuchni – wspólnej przestrzeni naszych doświadczeń jest świadomy? Kto jest zdolny przekraczać jego prawidła, naginać prawa, nie podlegać ograniczeniom? Każdego dnia kiedy spojrzysz na nas z perspektywy Obserwatora przypominamy kolejny zaprogramowany mechanizm, który służy jedynie zaspokajaniu potrzeb, pragnień i fanaberii kosztem koszmarnego cierpienia, strachu, przerażenia – warto w z tą świadomością zastanowić się o wspomnianej energii, którą was zasilamy. Śmierć żywi Życie swoimi brunatnymi sokami zasila jego korzenie w mechanicznym ogrodzie Edenu, gdzie ubrani wytwornie Adamy i Ewy przy suto zastawionym nowoczesnym konsumpcyjnym stole łapczywie pożerają wytwory raju przemieniając wszystko w jałową pustynię. Tam nad naszym planem Gry tak to właśnie wygląda, bowiem znana wam z obrazów 4K piękna, dostojna Ziemia o gęstwinie grubych zielonych włosów, krwiobiegu kryształowych rzek, dudniących tętnicach wulkanów, głębinach niezbadanych i dziewiczych oceanów pełnych bogactwa i życia miliardów istnień – jest już jedynie interaktywną Symulacją rozgrywającą się w przestrzeni zhakowanych umysłów – wstrzykiwaną jak halucynogenny płyn w układ nerwowy.
Sztuczny otępiały spokój opanował nas wszystkich. Uspokoił sumienia i nerwy, pozwolił z bezduszną obojętnością przyjmować i akceptować zasady tej Gry Gastropolis. Rzeźnicy stali się dla nas bożyszczami, a ich „kariery” wzorami do naśladowania, nikt nawet nie wspominał o kosztach, prawdziwej cenie tego szału. Od góry do dołu – Program. Interaktywny kolektywistyczny Układ Scalony w jedną pozbawioną sensu iluzję całości, której rolą jest bez końca tkwić w wytwarzaniu tej Gry, zasilaniu jej, w razie potrzeby modyfikowaniu, kiedy pojawiają się Szczeliny zdradzające Zapis. Te szczeliny to prawdziwy ból dupy dla Programistów.
Programiści operują z poziomu Kodu Ignorancji, na którym bazuje cały Zapis, kodują to w każdej linijce w każdym atomie pozornej trwałości Materii, jednak najważniejsze jest prawo Przyciągania, które każe nam Lgnąć – szukać Wyjścia, Szczęścia, Spełnienia, Satysfakcji, Miłości, Zrozumienia i ich trwałości w modelu, który ze swej natury jest nietrwały – efektem jest Cierpienie.
Nie to nie jest pierwsza „nasza” planeta. Zjedliśmy już kilka, tłusta hałaśliwa szarańcza rozkochana w apokaliptycznych imprezach, jak to mówią, po raz kolejny poszło nam jak kurwie w deszcz.