ŻYR*

ŁKS nie czyta książek.

Z łódzkiego muru.

W „Analogu” dzień jak codzień. Robota na kuchni to nie jest biurowa lanserka (gadki szmatki o niczym dla nikogo podlewane kawą w ekspresu i urozmaicone mentolowym papieroskiem z psiapsiułką co obrobi ci dupsko za pierwszym zakrętem). To czysty metafizyczny zapierdol. Nie ma jazgotu telefonów i tych debilnych dzwonków i powiadomień z fejsa, insta i tik toka. Nie ma wi – fi, hi – fi i hi – tech, bo to wszystko skończy się jak w czarnym lustrze, albo jeszcze „lepiej”. Na drzwiach przed wejściem do knajpy wisi informacja, że nie wejdziesz, nie zjesz i nie popierdzisz w barowy stołek, póki nie wyłączysz swojego zasranego smartfona. Ten nowy, co przyszedł, nie może tego pojąć. Ma problem kiedy z bólem dupy wygasza swojego samsunga. Nie rozumie złotej zasady. Jego komóra leży teraz jak trup na dnie drewnianego pudła po bengalskiej herbacie. Może mieć ze dwadzieścia trzy lata, może ciut więcej. To jego dzień próbny. Na zmianie jest John na którego wołają Flapjack i przyjechał do Łodzi z Detroit w stanie Michigan dobre kilka lat temu. To potomek jednego z łódzkich baronów bawełnianych, pradziada Melchiora, który sprawił, że John odziedziczył całą kamienicę przy Placu Wolności w której właśnie dzieje się cała ta akcja lub jak to się teraz mówi Projekt. John jest (jak przystało na Amerykanina) dość dogłębnie wyluzowany, ma ten flow umysłu i kończyn, który dla przeciętnego często sztywniutkiego zalogowanego w aplikacji „polska” homo poles sapiens sapiens jest poza zasięgiem możliwości, bo ma genetyczny smutno katolicko – ofiarniczy wszczep w łańcuch DNA i w gruncie rzeczy boi się sam siebie dlatego z taką namiętnością nienawidzi wszystkiego co inne.

Młody Nikodem vel Ultras został tu przysłany w wyniku bliżej nie znanych Johnowi okoliczności za sprawą Pirata i Prepersa. Miał na sobie jubileuszową koszulkę ulubionego piłkarza (zawsze ją zakłada na specjalne okazje) napastnika ukochanej drużyny jednego z dwóch łódzkich klubów piłkarskich, których kibole notorycznie robią z tego miasta Bejrut z lat osiemdziesiątych. Pałki, noże, kastety, teleskopówki, bagnety, siekiery, łańcuchy, nawet maczety, ze sprzętem, bez sprzętu – zawsze wierni. Religia to religia, żartów nie ma, co najwyżej wpierdol. Jeden legendarny wojownik o ksywie „Jebać psy” nafukany spidem i ruskim winem musującym uprowadził kiedyś tramwaj i został najbardziej znanym motorniczym w historii miasta. O sprawie było głośno w łódzkiej prasie. Trasa była krótka, bo dojechały go suki na sygnałach, było radosne pałowanie i migdalenie chodnika na wysokości ówczesnego kina Kapitol. I tak „Jebać psy” został żywą legendą, którą kiedyś Nikodem miał nadzieję przekazać swoim dzieciom przed pierwszym wejściem na stadion.

-Jak ty bro masz na name? – rzucił John.

-Że co kurwa?! – odpowiedział mało pogodnie Nikodem vel Ultras.

– No imię twoje ty jakie have?

-???!!!

No dobrze, rozmowa się nie kleiła i młodzieniec patrzył małymi cwanymi szparkami zdziwiony i rozbawiony na pierwszego spotkanego w swoim krótkim i burzliwym życiu jankesa, który w swojej head próbował poskładać polsko – amerykańskie myśli w sensowny komunikat z mizernym jak widzimy skutkiem. Myślał, myślał i wymyślił, że zawoła z zaplecza kogoś do pomocy, a tym kimś okazała się Aniela – dość zjawiskowa młoda pankówa weganka w fazie neoficko – radykalnej jak to zazwyczaj ma miejsce kiedy gówniarze myślą, że jak zmieniają poglądy i style życia to zaraz cały świat ma paść u ich stóp. Aniela nie mogła uwierzyć w to co widzi, bo stał przed nią jakiś kurwa kibol o typowo tępym ryju i poliestrowych dresikach z lampasami.

-Endżela ty ask ten ziom jakie ma name i explain to him, że ja jestem chef na jego trial day – powiedział do Anieli John.

-On się pyta, i jakbyś nie wiedział jest Amerykaninem, jak masz na imię? Co chyba nie trudno załapać! -Chyba, że jest się debilem tak jak ty – wywarczała do Nikodema Aniela.

-Mam na imię Nikodem i nie jestem debilem.

Aniela nie uwierzyła Nikodemowi, że nie jest debilem, ale uwierzyła, że jest Nikodemem i powiedziała Johnowi, że Nikodem jest Nikodemem. John entuzjastycznie powtórzył:

-Nick ooo…damn, how cool is this. Nick będzie twój Nick. Fantastycznie! how are you doing Nick?! Ja jestem so glad you came here. – Flapjack pokazał vel Ultrasowi ten happy smile.

Sejsmiczne filologiczne rozjebanie mózgu, szkoła angielskiego metodą mindfuck’u.
Jeszcze raz witamy w „Analogu” welcome to the adventure! Odłącz kabel! Zdejmij knebel! Żyj!

Coś tutaj było inaczej niż wszędzie gdzie Nikodem kiedykolwiek był. Świat z innego świata ukryty za drzwiami z neonem pulsującego serca. Jego twardy dysk Ducha ulegał defragmentacji, tworząc nowe partycje. Nowy kod nadpisywał ten stary okrutny program samozniszczenia i działo się to poza udziałem, poza kontrolą zmechanizowanej sztucznej świadomości, która była jak zwierze zamknięte w klatce pełne strachu i agresji. Wszystko odbywało się coraz szybciej, bo czasu było coraz mniej. Świat umierał pozbawiony wyobraźni i czucia. Zaszczuty przez najniższe instynkty gadziego obwodu Mózgogłowia.

Nikodem był produktem, towarem tego konającego świata, podobnie jak to miasto. Pandemiczne pandemonium, cały ten zaplanowany do najdrobniejszego szczegółu spektakl Czarnych Magów ich bezwzględne warunkujące Klątwy zaklinające od stuleci ludzkie umysły w Zamkniętym Obiegu Warunku. Masowa kolektywna karma niewolników żerujących na własnych słabościach i samopotępieniu skazanych na ciągłe odradzanie się w tej samej dusznej matrycy bez końca powtarzanych wzorców.

Świat zaprogramowanego mięsa, które samo siebie pożera i rodzi. Byle przetrwać.
Jeżeli widzisz TO jasno i wyraźnie jesteś tutaj z nami, wrodziłeś się w ten wymiar by pomóc temu światu, złamać klątwy, otworzyć Przejścia. Wybudzać z Hipnozy. Jesteś Magiem. To co robimy musimy uczynić żywym, wypełnić Mocą i nadać kierunek. Po TO tu jesteśmy. Wykorzystać swój Dar, tą jedyną w swoim rodzaju zdolność, która nie jest w żaden sposób zapożyczona, wyuczona czy zaprogramowana przez ten kwadratowy system. Dar jest jak meteoryt spadający z gwiazd wypełniony tajemnicą, którą tylko ty możesz odgadnąć kiedy nadchodzi czas. Ten czas jest teraz.

Teraz.

System operacyjny Mózgogłowia to zero – jedynkowy świat ograniczeń zimnego wykalkulowanego pragmatyzmu nakazujący ciągłą walkę, która nigdy nie może się skończyć. Tak zaprogramowane istnienie wciąż się rodzi i umiera i czyni to zupełnie nieświadomie. Jest ślepym losem – programem. Zniewoleniem.

Nikodem nie wiedział jeszcze, ale TO wiedziało przebijając się przez te wszystkie zapory i zasieki, pole bitewne substancji szarej, łamiąc pieczęć prastarej wiedzy ukrytej głęboko poza sztuczną wyhodowaną osobowością klatki – ofiary w której zamknięto czyste światło świadomości, która teraz się budziła w sposób radykalny i nieunikniony. To był ten czas, kiedy nadchodziła realna szansa odrodzenia się ludzkiego ducha na niespotykaną dotąd skalę, łamiąc klątwę uległości. Dlatego chcieli to zaszczuć, wykarmić ekstremalnym strachem, przerażeniem – rzucić was na kolana, sprowadzić do parteru. Zniwelować do nędzy skomlejących zwierząt błagających o jałmużnę za cenę życia. Jednak takie życie nie jest życiem. To smutny rozrywający serce los niewolnika, który został zaprogramowany by chodzić w koło, w koło, w koło. Takie życie kończy się nieopisywalnym bólem wstydu i pogardy wobec samego siebie. Taki los jest Piekłem.

W jego sercu przebudziło się „coś” co było tam od zawsze i jest na zawsze. „Coś” co nie zna lęku. Nie możecie tego karmić swoim zmodyfikowanym pokarmem strachu i przerażenia w tej wielkiej nieskończonej restauracji śmierci i zniszczenia, której menu składa się z Ducha, którego mordowaliście na niezliczone sposoby przez całe tysiąclecia – by nas karmić Upadkiem. W koło, w koło, w koło. Ten „świat” został zdominowany i zawładnięty przez Mrok, który uczynił z istot czujących jedynie pokarm, a je same uczynił bestiami, które bez ustanku pożerają się wzajemnie w nieskończonym Cyklu Warunku.

Jednak kiedy przestajesz już się bać śmierci i rodzi się w tobie opór, którego nie sposób złamać, bo nie wynika z twojej chwiejnej i wylęknionej osobowości, nie jest częścią napisanego przez psychopatów scenariusza, jest w istocie tym co sięga samego rdzenia tego co nie ma początku i nie ma końca, wówczas te detektory pogardy nie mogą cię wyczuć. Znikasz.

Wtedy możesz rozpoznać, że wszyscy mieszkają w kulach. Te kule to interaktywne symulacje. Zmechanizowane cybernetyczne więzienie gdzie odżywiamy się zawartością naszych umysłów, ciał i jakością naszej energii. Odżywiamy sami siebie tym co w nas jest. Dlatego póki szukasz winnych swojego stanu będziesz bez końca żył w tej kuli, w tym więzieniu samego siebie, wyjąc i ujadając w nicość. Stajesz się tkanką Mroku. Bezwolną biologią. Ciałem które jest skazane na agonię i zapomnienie, bo wszystko w czym pokładasz nadzieję w tak beznadziejnym Układzie okaże się Kłamstwem. Niczym ponad to. Musisz ujrzeć Konstrukt. Rozpoznać Klątwę. Być świadomym Programu. W istocie chodzi o Rozpoznanie Siebie poza Konstruktem, poza Schematem, poza Warunkiem.

Czym się żywisz ?
Co pożerasz ?
Z jakim skutkiem ?

Czy znasz miejsce gdzie jest prawdziwy spokój i miłość ?

Potrafisz tak żyć ?

W tobie istnieje już teraz potencjał Nowego Świata. Prawdziwy Pokarm, który uzdrawia i wyzwala.

*Żyr – w łódzkiej gwarze jedzenie, pokarm