PRZEBUDZENIE JANUSZA

Zombie nie mają czucia w sensie dosłownym, nie odczuwają bodźców zewnętrznych. Wszystkie zakończenia nerwowe po reanimacji pozostają martwe. Na tym zasadza się ich największa i najbardziej przerażająca przewaga nad żywymi. My, ludzie, rozwinęliśmy zdolność odczuwania bólu jako oznaki uszkodzenia ciała. Nasz mózg odbiera takie sygnały z receptorów, łączy skutek z przyczyną, która je wywołała, a następnie zapamiętuje jako przestrogę na przyszłość. To właśnie dzięki tej właściwości naszej fizjologii zdołaliśmy do tej pory przetrwać jako gatunek. To dlatego cenimy takie cechy, jak odwaga, która inspiruje ludzi do dokonywania czynów wbrew biegnącym zewsząd ostrzeżeniom o niebezpieczeństwie. Brak wrażliwości na ból i konieczności unikania go sprawia, że zombie są przeciwnikiem bardzo trudnym do zwalczenia. Zombie po prostu nie zauważa, że odniósł rany, nie kojarzy ich z zagrożeniem dla życia i zdrowia, nie odstraszą go zatem od ponownego ataku. Będzie walczyć nadal, nawet jeśli odniósł poważne uszkodzenie ciała – do momentu, w którym nic z niego nie zostanie.

Max Brooks – Zombie Survival

Przyśnił mi się władca świata doczesnego. Gruby, pucołowaty Janusz z mózgiem o mocy obliczeniowej kalkulatora, który wszystko całe życie dobrze obliczał i ostatecznie dorobił się wszystkiego na handlu żywym i martwym towarem. Sprzedał po okazyjnej cenie ropę, diamenty i lasy deszczowe. Dorobił się na niezliczonych wojnach zbrojąc po spróchniałe zęby każdą z waśnionych stron, sponsorował rewolucje – dewolucje w odmęty jeszcze większego zdziczenia, które wydaje się dość powszechnym zjawiskiem o niewyczerpanym niestety potencjale – szale. Janusz puchł jak nienażarty insekt z każdym kęsem, z każdym zwielokrotnieniem ilorazu z minimalnym iloczynem, pił krew ziemi, pożerał ciało istnienia. Był coraz grubszy i grubszy, o coraz większej masie podporządkowanych sobie żywicieli, którzy szli już w miliardy i świadomie lub nie uczestniczyli w tej bezwstydnej libacji, pobierając wypłaty, benefity i premie. Stali się małymi Januszami. Januszami w skali mikro, którzy sumując swoje wysiłki w skali global zdołali pożreć już prawie wszystko, bo mało przecież zostało. Czyż nie? Wypasione Janusze, współczesne roboty od bezużytecznej roboty abstrakcyjnych posad w branżach tak zwanych miękkich wciąż głodne i spragnione lepszego lajfu bez ustanku dostają miliardy mejli od Głównego Janusza z nakazem egzekucji wyroku na Istnieniu.

Żrą. Połykają w całości te znikające ostatki, z każda wycieczką, wizytą na siłowni, zestawem odchudzającym fit w tak zwanych pudełkach, z każdym nowym komórkowcem, płaskim tiwisetem, nowym plejstejszon, kreską do nosa, ładunkiem zmrożonej wódy podczas pląsów na egzotycznych wyspach, które stają się coraz mniej cudowne i szarzeją, blakną z dnia na dzień wyssane soczewkami smartfonów. Cudowność świata pożera cyfra tworząc miliardy kopii, a z każdym kolejnym zdjęciem i video to wszystko wygląda coraz gorzej i gorzej, bo tego czego nam nie trzeba jest coraz więcej i więcej, a wcale nie jest przecież lepiej i lepiej. Jednak może wbrew pozorom, co jest idealnym określeniem odpowiedniej postawy na te czasy, jest właśnie tak jak ma być, bowiem Janusze zaczynają się rozładowywać jak baterie djurasela, jak króliki zmęczone kopulacją, zaczynają chorować od nadmiarów, udarów i politycznych sucharów, które udają kawior, bo są moczone w medialnym gnoju. Janusze słabną, tracą orientację w swoim własnym planie biznesowym, który nigdy przecież nie był planem, był zwykłym napadem rabunkowym chronionym wymyślonym przez Januszy prawem. I teraz mają rozstroje żołądka, leci paw za pawiem, ulewa za ulewą, burza za burzą i zmywa z planszy całą tą ustawioną grę. Bóg sprawdza karty, przestawia pionki, osusza bagno. Kończy się januszowe szoł. Wygaszają reflektory, wyciemniają ekrany, ściągają dekoracje z uśmiechniętymi cynicznymi mordami wypchanymi wszelkiego rodzaju frazesami – religia, polityka monetarna, teorie bogobojnej supremacji, prawa zdehumanizowanego człowieka, opieka social – medialna algorytmów, januszowa cywilizacja tępej dzidy dobiega pokracznego końca na miarę swojego twórcy.

Zapadają się spasione świnie w fotelach podczas porannych brifów, mają coraz dłuższe czkawki podczas chrumkania raportów o stanie korporacyjnego świata wpiętego w światłowód biegnącym pod murami więzienia, gdzie zostały resztki niejanuszów, którzy każdego dnia nie mogą dojść jak to w ogóle wszystko było jest i będzie możliwe. Niejanusze mają ciężko w januszowym świecie. Pod górę. Pod prąd. Pod napięciem. Ciągle próbują złapać oddech w tej januszowej klaustrofobii, w tym rozgorączkowanym piekle suchych komend, pragmatycznej agendy Nowego Januszowego Świata, który okazał się zwykłym Bąblem spekulacyjnym, bublem konsumenckim, chujnią na resorach z trapowego wieśniackiego teledysku. Niejanusze przestają już żyć w świecie z płyty gipsowej, w państwach miastach z kartonu, przestają śledzić postępy w podstępie. Niejanusze szykują się do drogi do innego wymiaru podczas kolejnego wymierania. Świat się rozjebał w wyniku permanentnego krasz testu, ciągłych manewrów wojsk, detonacji głupoty, zaminowaniu absurdem, który ci już wybucha nawet w płatkach śniadaniowych z nagrodami.

Niejanusze przyszli tu na chwilę z misją przebudzenia Januszy. Od pokoleń próbują się przebić przez ten pancerz, tą świńską skórę, przebić się przez czachę i mózg do martwego serca, umocować rozrusznik wrażliwości. Cokolwiek kurwa. Wszystko jak krew w piach przez milenia. Nic. Nul. Zero, Zero, Zero. Albo na stos, do więzienia, do wyśmiania, do zniszczenia, obalenia jak kolejna zimna żytnia. Przez przełyk do jelita, na śmietnik historii – wielkiego butwiejącego pobojowiska, ruchomej wyspy odpadów z układów dryfującej po tym oceanie absurdu. Niejanusze mają przejebane w januszowym świecie stali się pośmiewiskiem z doklejonymi foliami, z wmontowaną konspirą, z brakiem bezgranicznej wiary w świętość nauki i postępu, z wątpliwością w sprawie najnowszej pandemii, bo Niejanusze od dziecka postrzegają to upudrowane pandemonium, ten postępujący rozkład ukryty w coraz bardziej komfortowych warunkach, bo nie o komfort tutaj chodzi – w tym cała rzecz, szkopuł cały jest w tym, że świat zaludniły januszowe maszyny, chodzące na januszowych programach i zmieniają ten świat w jakieś chińskie plastikowe gówno w którym nie chce się już żyć. W tej wygodzie, nowomowie, w tym uśmiechniętym niczym udającym wszystko, w tych remiksach starych hitów odwiecznej kontroli i władzy puszczanych do naspawanych tłumów podczas masowych rytuałów nadawanych non stop przez wszystkie kable wpięte w Mózgogłowie. Te sympozja, gale nagród, całe samostanowienie o swojej domniemanej potędze, te ryje szczekające w wiadomościach z krainy czarów o tym, że w Januszowie jest coraz gorzej, coraz straszniej, topnieją lodowce i tańczą biurowce w wyniku niekontrolowanych zmian, że są krwawe rewolucje, wojny domowe o chleb i igrzyska, ludzie umierają w samotności na zimnych bezludzkich oddziałach nie mogąc do końca uwierzyć, że ten wielki cud życia przerobiono w tej fabryce na zwykły tandetny produkt do kupna i sprzedaży, na niepoczytalny wyścig za garścią bezwartościowych miedziaków, które w swojej istocie są niczym.

Staliśmy się ofiarami nie swojego planu na życie, na bezwolny udział w wyborach bez wyboru, w ciągłym udawaniu kogoś kim nie jesteśmy otumanieni tą gęstniejącą halucynacją, która jest agresywna i ciągle czegoś od nas chce do czegoś zaprasza, czymś zajmuje. Janusz się nie obudzi, do końca będzie spał i bredził, robił to wszystko tym wszystkim bezwolnym kopiom samego siebie, bo taka jest natura Janusza i pozwólmy Januszowi otworzyć tunel, zobaczyć światło na końcu tej drogi w którym zobaczy swój własny film puszczony do tyłu. Janusz będzie płakał, będzie błagał i przepraszał, bo taka jest kolej tych rzeczy. Przebudzenie Janusza nastąpi w wyniku wstrząśnienia mózgu w wyniku uderzenia w ten najgorszy mur nie do przebicia, który zawsze tam jest na końcu i żaden Janusz przed tym Januszem nie zdołał go przebić. Ujrzy cmentarzysko pełne kości Januszów w tumanach zimnego stalowego wiatru, który opowie mu prawdziwą historię światów Januszy. Nieskończony długi czas na refleksję w niebycie, w urodzonym z samego siebie jałowym apokaliptycznym zniszczonym świecie, będzie się żywił papierem, popijał rozpuszczonym w ropie kredytem, mieszkał w biurze na siódmej alej z oknami na cmentarz pełen Januszy.

Jednak, jednak pewnego słonecznego dnia jak już się wyczerpie karma nieszczęścia zacznie się na podobieństwo motyla rodzić z larwy Janusza – Niejanusz. Odrodzi się w kolejnym januszowym świecie i zostanie heretykiem, buntownikiem drzazgą w oku Janusza. Będą go palić na stosach, mordować, leczyć z herezji okrucieństwem, nawracać na januszową religię, urabiać na januszową modłę. Jednak nie zdołają go złamać, bo był kiedyś przecież sam Januszem w januszowym świecie i wie dobrze czym się kończy januszowanie i będzie nieustannie przez całą wieczność głosił prawdę o Januszach, będzie zmęczony, zniechęcony, bliski obłędu. Jednak to jest jedyna droga by spłacić januszowe długi w tym więzieniu nie ma kary śmierci jest kara życia i pracy. Za każdą minutę życia na czyjś koszt, za każdego niewolnika, za każdy okrutny rozkaz, bo to nie bóg a Janusz tak naprawdę sądzi sam siebie i odkrywa Prawo Zadośćuczynienia.

Zatem wiem, że ci trudno To Wszystko czasem wytrzymać, jednak nie trać ducha i zacznij się śmiać, to absurd jest tym co wyzwala z absurdu. Nadawaj swój piracki sygnał do tych wszystkich, którzy jeszcze zostali, dryfują tak jak ty, czasem toną w bezsensie z martwymi oczyma zapatrzonymi w dno, innym razem ledwo łapią oddech uderzani z każdej możliwej strony zaszczuci jak dzikie zwierzęta w tym cyrku, który żyje z niewoli i cierpienia. Zamknięci w klatkach i wyprowadzani kiedy zejdzie się odpowiednia ilość widowni martwych ludzi – zombie, a w „nagrodę” dostaniesz głuche oklaski kiedy tańczysz dla nich i robisz te wszystkie nieziemskie numery. Zbieraj siły i w skrytości szkicuj plan. Przyjdzie bowiem taki moment nieuwagi, kiedy zobaczysz szczelinę w tym wszystkim i poczujesz, że TO JEST TO.

Poprowadzi cię twoja własna wrodzona natura, pierwotny instynkt.