BOŻE NARODZENIE

Czy zna pan ten stan, kiedy ktoś ma jakiś sen i wie, że to jest sen, i chce się obudzić, a nie może?

Tomasz Mann „Czarodziejska Góra”

Bimber wypity. Czarny atak odparty. Miejscówka energetycznie rozpieczętowana. Wigilia. Narodziny dzieciątka w dobrych i życzliwych sercach, a musimy wiedzieć, że pod tymi skórami naciągniętymi na kości trzech dopiero co poznanych przez nas bohaterów jest Dobro. Rzadko używane słowo w tej współczesnej nomenklaturze monosylabowej nowomowy, która redukowana jest do komend i emotionków. Buziek ssących palce, jest w tym jakby nie patrzeć jakaś wręcz patologiczna infantylizacja, być może ukazuje ona, że z punktu widzenia ewolucji wciąż jesteśmy pędrakami, które niestety mają do zabawy dość śmiercionośne zabawki a ich „słodkie” baraszkowanie doprowadziło do kolejnego masowego wymierania wszelkiego życia na tej planecie. Zniszczyć bezsensownie tyle piękna, przepierdolić bezceremonialnie taki potencjał – ho ho ho – ho ho ho! Dzisiaj w Betlejem gwiazdki spadają z hukiem, a w wyżłobionych lejach – żłobkach leżą martwe dzieciątka. Setki potencjalnych Jezusów i Jezusek, którzy nigdy nie pouczą nas swoją ewangelią. Kultywować pomniki – mordować w ich imię prawdziwe życie. Abstrakcja ponad wszystko, zaprogramowana maszyna śmierci musi zamordować miliony karpi, ściąć dziesiątki tysięcy drzewek by celebrować narodziny zbawiciela.

Czyż to w pewnym sensie nie jest kurwa śmieszne?

Martwe doktryny zapisane w księgach poruszające śniącymi ciałami, które bez względu na wszystko muszą odprawić swój ceremoniał, a w imię zachowania tych zwyczajów są gotowe mordować, plądrować i gwałcić. To się nazywa brak kontaktu z rzeczywistością. Odjazd. Trzeba nam zrozumieć ponad wszelką wątpliwość, że nie byłoby to możliwe bez tej Hipnozy, która z całą pewnością nie jest Gnozą, a jej dokładnym przeciwieństwem. Zmechanizowana religijność jest Tabletką Gwałtu. Ubój rytualny – powieszone pod sufitem rzeźni charczące w agonii zwierze rozkołysane w stronę Mekki zmaltretowane w imię zbawienia. Obdarta ze skóry koszerna ofiara dla bóstwa – świąteczny prezent przerażenia i agonii. Amok okrucieństwa – idźcie w spokoju ofiara spełniona, zaprogramujcie dzieci i żony, zakażcie tym wirusem tych dzikich, biednych i upośledzonych niech mamroczą do ciała przybitego na krzyżu, z namaszczeniem oddają hołd waszej Księdze i tarzają się na kolanach po tym żerowisku. Czekajcie Objawienia, które przyjdzie niechybnie w postaci następujących po sobie plag, chorób, wojen, klęsk żywiołowych, katastrof naturalnych i głodu, bowiem to jest krew z waszej krwi – dziedzictwo waszej ignorancji. Konsekwencja czczenia Abstrakcji.

Miasto oszalało jak co roku o tej porze. Pomimo wirusa, zapaści gospodarczo – ekonomicznej, skandalicznego dodruku pieniędzy i nie notowanych do tej pory na giełdach zysków sektora z doliny krzemowej, pomimo napięcia pośladków na Atlantyku pomiędzy Wujkiem Supersamem i Chińskim mało bajkowym Smokiem trawiącym w swych trzewiach kapitalizm połączony z komunizmem niczym gówno polane gorzką czekoladą i ziejącym płomieniem nowych technologii i zarażającym świat nową odmianą szaleństwa czyli pajacowaniem dla pieniędzy na Tik Toku – oprócz tych co umarli, tych co stracili wszelką nadzieję, zdrowie, biznes itd. – reszta miała się dobrze. Przystrojono wszystko bombkami, Mikołajami w saniach, gwiazdkami, aniołkami, a z megafonów nadawano zmutowane nowoczesne kolędy wysapane przez jakiś obecnie najmodniejszych celebrytów. Pomimo wszystko było kupowane, galerie handlowe pełne wiecznie głodnych konsumentów mogły choć przez chwilę powrócić do swoich przed pandemicznych utargów, bo gdzieś tam był jednak zwiastowany Cud na który przecież wszyscy czekali. Pojawiła się szczepionka niczym chemicznie sformatowany Mesjasz walczący z Bestią. Opatentowana nowożytna dżuma zrodzona z nietoperza, skatalogizowana w rejestrze, w końcu potencjalnie była w odwrocie. Ludzkość triumfowała, można było pomału ożywić tak zwaną gospodarkę, przywrócić trupa ubrać, upudrować i rozkołysać niczym kukłę. Niech dynda.

Ulica Piotrkowska odzwierciedlała całą prawdę. Co drugi lokal był pusty jak miejska kasa oszczędności, żulerka snuła się niczym świąteczne bałwany ulepione z brudnego i śmierdzącego śniegu neoliberalnego snu, który pomału przeistaczał się w koszmar permanentnej zapaści gospodarczej. Tarcza pomocowa dla tak zwanych przedsiębiorców okazała się plastikową tacą pełną drobnych fałszywych talarów. Żyliśmy w kasynie gangsterów, którzy tłoczyli żetony w swoich własnych bankach i mieli swoje stacje telewizyjne i gazety, swoje partie polityczne i organizacje pozarządowe. Nierząd stał się najbardziej popularną profesją. Kurewstwo normą. Analny konglomerat mający wszystko i wszystkich w dupie. Liczył się Zysk. Złoty cielec. Zostaliśmy skazani na przemiał. Bawełniane Detroit już od dawna było w recesji, a mieszkańcy przyzwyczajeni do niedoborów, niedożywień i taniej ekonomicznej klasy życiowego przelotu od pierwszego do pierwszego z pożyczką podczas alkoholowego międzylądowania. W każdym śmietniku mogłeś wykopać co najmniej tuzin pustych małpek. Królowała wiśniówka i brzoskwiniówka. Zostały monopolowe sklepy – kapselki niczym całodobowe apteki i prawdziwe punkty szczepień i zaraz po zakupie aplikowało się przez główny wlew gębowy. Tanie spożywczaki i salony jednorękich bandytów pełne dymu o zapachu przegranego życia urozmaiconego tanimi dopalaczami z internetu.

Jednak patrząc oczyma Pirata, sprawa się miała zgoła inaczej, jak to zawsze bywa wręcz odwrotnie do pierwszego mylnego wrażenia. Postanowili z Prepersem po pierwsze pójść najzwyczajniej w świecie na spacer, a po drugie zrobić świąteczne zakupy, bowiem już za dwie, trzy godziny miasto zasiądzie do tak zwanej wigilijnej kolacji i będą życzenia wniebowstąpienia, rękodzieła i rękoczyny, gdyż co jak co, ale udało się wszystkich podzielić na wszelkich możliwych płaszczyznach i teraz te atomowe rodziny są tykającymi bombami czekającymi na odpalenie, coraz bardziej niekompatybilni pokoleniowo, światopoglądowo, religijnie i politycznie, jak już powiedziano: Dziel i Rządź . Cały ten świąteczny rytuał tego gorączkowego sprzątania, zamiatania pod dywan w imię świętego spokoju, tego narzuconego stresu – kombinacja presji i recesji podsycana spotami w telewizji o tym, że i tak wszyscy umrzemy na Chorobę jak będziemy niegrzeczni i musimy, musimy teraz zachować wszelkie normy i wytyczne, godzić się godzić na utrudnienia, które zaczynają być stałym light motywem niemalże pejzażem, coraz bardziej rozmazanym i chaotycznym tłem naszego tutaj przecież tak nietrwałego w swojej esencji życia i koniec końców drzewka zwieńczonego gwiazdą śmierci. Imperium miało teraz swoje pięć minut w pełni zglobalizowanej mutacji w nową formę. Wielki panie przenajświętszy Reset. I dobrze, i pięknie. Teoretycy spiskowi znikali z sieci niczym karpie ze stawów. Kaczora Donalda zamieniono z Myszką Miki i był lekki zamęt na Olimpie jednak Zeus nie stracił panowania nad Królestwem – Kurewstwem i jedziemy dalej. Możemy spokojnie procesować Apokalipsę i relacjonować jej przebieg na platformach streamingowych przez illuminati influenserów z przerwą na reklamy schronów, odżywek i satelitarnego różańca satelitów 8G instalowanych na orbicie planety więzienia przez wujka chujka Muska, który jak wiemy wystrzelił w kosmos samochód elektryczny i robi dokładnie to przed czym przestrzega, bo kto bogatemu zabroni. No kto? Neurolinkowe wprowadzenie elektronicznego modułu sterowania – bezdotykowe zarządzanie Pastwiskiem.

Abstrakcyjne Wzory do Naśladowania. Ludzie – Klony – Ikony. Soczewki skupiające miliony nieprzytomnych oczu, gotowe naśladować każdy ruch, powtarzać te hasła reklamowe wyrzygane od niechcenia przez nikomu nie znanych scenarzystów, te pozory dobroduszności, zatroskania, ten cały sztuczny splendor – hipnotyczny trans, plemienny taniec kasty kapłanów. Teleturnieje, plebiscyty, sympozja, konferencje – gadające głowy, gestykulujące ręce. NLP. Neurolingwistyczne Lunatykowanie Powszechne. Taniec połamaniec. Break Dance politycznej poprawności, bombastycznego hurra optymizmu – uśmiechy, klawiatury sztucznych zębów szczebioczące komunały ku pokrzepieniu zatroskanych serc. Mechaniczny rozrusznik wygasającego serca. Triumf Mózgogłowia.

Na betonowych słupach wzdłuż ulicy jedna i ta sama twarz Wielkiego Brata. Nowy Papież władający Trzema Królestwami i bijąca od niego trupia aura rozkładu. Teraz chodziło o to by stworzyć organizm jednokomórkowy – podległy tej pozbawionej czułości Inteligencji, którego mózg wypełnia Czarna Substancja. To ubrany w ludzkie ciało Algorytm. Ciało Obce pozbawione tej łączącej nas ze wszystkim nici w labiryncie wszechrzeczy odcięty od Mocy i generujący nieskończoną i wszechobecną Prze – Moc. Władza. Kontrola. Ostateczna forma zarządzania zasobami ludzkimi, które nieubłaganie stają się Automatonami – bezmyślną posłuszną Masą. Prepers przenika tą bezosobową twarz i widzi uśmiechające się Zło – cyniczny grymas post ludzkiej formy istnienia, która jest w początkowym stadium subtelnego wpływu. Oswajania stada tak zwanymi potencjalnymi korzyściami, które w swojej istocie są bardzo głębokim procesem instalacji – wdruku na poziomie kodu bazowego – podświadomości.

Uzależnienie – etap pierwszy. Oto w stajence przeogromnych serwerowni narodził się Nowy Zbawiciel w otoczeniu Króla Ignorancji, Króla Pożądania i Króla Niechęci – zwiastowały przez milenia Czarny Prorok technomagii. Jednak tutaj na rubieżach Imperium Kotleta i Parówy jego wpływ był znikomy. Jedno jest pewne. Kochamy złudzenia i pozory, wydają się dla nas najważniejsze ta wręcz nieziemska (sic!) determinacja by je bezustannie tworzyć, utrwalać i podtrzymywać dla siebie i dla innych. Tworzyć te pastwiska iluzji otoczone pulsującymi pastuchami ciągłego napięcia, walki, zmagania, wysiłku, determinacji – wzniecić ten ogień do rozmiaru pożogi później brutalnie zgasić bezwzględną i okrutną przewagą siły sycąc się czystą energią nadziei na prawdziwą zmianę, który nigdy przecież nie następuje, bo wszystko wcześniej czy później wraca do ustawień fabrycznych, a każdy rewolucjonista po odbyciu stosownej kary i reedukacji wyrzeka się swoich herezji i na kolanach wraca do miejsca przy taśmie w Fabryce Bezsensu. I już.

Jednak powstaje dość złożony problem globalny, ponieważ jest coraz mniej realnej pracy dla tak zwanych ludzi, który tracą swoje robotniczo – niewolnicze posady przy produkcji tak zwanych dóbr zastępowani kadrą w pełni posłuszną i zmechanizowaną – robotami. Najnowszym produktem Mózgogłowia, którego perwersyjny plan wchodzi w fazę spełnienia na tak zwanej jawie i oto w pełni zautomatyzowane fabryki tworzą odpad w postaci coraz liczniejszej populacji ludzi bez żadnego celu, permanentnie bezrobotnych systemowo skazanych na coraz bardziej miażdżący ich istnienie Bezsens. Antidotum stała się farmakologia w postaci tanich ogłupiająco – znieczulających dragów i dzika konsumpcja tak zwanej cyfrowej treści – przetrawionych i zremiksowanych wymiocin popkultury tworzonej w narcystyczno – kopulacyjnej formie powszechnej i masowej twórczości i wszelkich tak zwanych darmowych narzędzi sieciowych wytwarzających najbardziej zaawansowaną wersję nałogu – Samouwielbienie. Nieskończone w czasie i przestrzeni ostateczne zamulenie w głębinach kolektywnych projekcji – Sferze Odbić. Jeżeli nie wiecie o czym jest tutaj dokładnie mowa zobaczcie kilka tak zwanych dram na you tube, te młode wyhodowane na bezsensie szczenięta, komentatorzy, redaktorzy nowych hiper konsumpcyjno – komercyjnych kanałów o zawrotnych liczbach i zasięgach a za tym wszystkim po prostu Wielkie Przerażające Nic. Kompletne Bezdenne Dno. Poczujcie ten landrynkowy posmak słodki i ciągliwy, ten ostateczny dramat młodego pokolenia potrójnego rdzenia i drukarek 3D i wówczas możecie się zastanowić nad przyszłością swojego gatunku biorąc pod uwagę kondycję środowiska naturalnego i fakt, że wcześniej czy później wyłączą zasilanie i cała ta Symulacja – Stymulacja pójdzie się jebać. Nie ma słów na opisanie tego Szoku.

Łódź dryfowała.

W jakiś niezrozumiały sposób wymykała się całemu okablowaniu Sieci – żyła w sobie tworząc naturalne przeciwciała głęboko niedostosowanych do programów jednostek, które budziły się z mechanicznego nieświadomego snu tworząc niepodległą Maszynie Śmierci kulturę i duchowość. To tutaj musiało nastąpić Odrodzenie Mocy. Kiedy mechanizacja osiąga swoje kompulsywno – agresywne stadium powszechnej ewangelizacji zawsze uciekajcie na rubieże w miejsca pogranicza fizycznie i umysłowo, duchowo i emocjonalnie, chyba, że jesteście w pełni zintegrowani z Mocą wówczas możecie być w samym Oku Cyklonu w Sercu Spirali. Możecie podjąć otwartą walkę – stanąć twarzą w twarz z Cieniem. Ujrzeć w pełni dwa oblicza nie zrodzonego nie podlegając identyfikacji, nie przyjmując określonej formy nie dając się zdominować wrażeniom, być poza jakąkolwiek strategią przetrwania lub unicestwienia, potwierdzenia lub zaprzeczenia – to jest swobodny taniec na wodach świadomości. Surfowanie po Oprogramowaniu.

To jest prawdziwy Plac Wolności.
Wyzwolenie z sieci przyczyny i skutku.

Koniec końców to wszystko sprowadza się do dwóch modeli funkcjonowania: regresywnego i progresywnego. Model regresywny, który pozornie jest progresywny i model progresywny, który w istocie jest regresywny. To jest podstawowa różnica pomiędzy technologią i magią. W obecnej chwili żyjemy w technologicznym modelu regresywnym. Świat Protezy. Sztuczne Światło. Mechanizacja świadomości, która wyręczona własnymi tworami przestaje się rozwijać w coraz większym stopniu bazując na swoich wytworach – edukacja maszynowa, masowy model płaskiej ziemi, standaryzacja, optymalizacja. Wyczarowanie z tego sztucznej algorytmicznej inteligencji opartej na mocy obliczeniowej zawsze prowadzi do zapętlenia w Obiegu Danych – Symulacji, do zapaści autentycznego warunku, żywej i nieskończonej świadomości, która zaczyna być warunkowana odbiciami w lustrze zapominając że wszystko jest tylko odbiciem, refleksem na „powierzchni ekranu” i zaczyna się utożsamiać z tym. Tonąć. Zapadać się. Zapominać o Źródle Przejawienia. Zapominać o Bogu. Miłości – nie uwarunkowanym stanie istnienia. Tutaj zaczyna się pierwotna przemoc i fundamentalny warunkujący stan Zapomnienia. „Grzech pierworodny”. Bóg, który zapomniał, że jest Bogiem i stał się niewolnikiem – pozbawionym Mocy i znaczenia odpadem w Mechanicznej Fabryce Bezsensu.

Mózg nie jest świadomością.
Jest Maszyną.

Maszyną, która warunkuje świadomość, redukując do wrażeń płynących z pola zmysłów i procesowania wtłoczonych w niego informacji na bazie których tworzy absurdalne mapy orientacyjne. Sprowadzając nieskończone Istnienie to tego „orzeszka” do szarej galarety to jest tak jakbyśmy myśleli, że silnik jest przyczyną pracy maszyny. Jednak prawdziwą przyczyną jest Energia – Moc. To jest najbardziej pożądany towar. Puste, nieskończone w ciągłym ruchu. Mózg, wypięty w swojej egotycznej pysze ze współzależności – „osobny” i „inny niż wszystko” owoc. Przedmiot nieskończonych badań, fetysz współczesności, która gryzie go i trawi na nieskończoną ilość sposobów produkując bezdenną ilość informacji. Jednak tak naprawdę „tam” nic nie ma. To jest Puste i Świetliste. Nie możesz tego pojąć i opisać, nie możesz tego oddzielić od siebie, bo w swojej istocie jesteś tym. Oko nie może ujrzeć samo siebie. Dlatego to jest Absurd.

Dlatego jesteśmy w tym w czym jesteśmy. Zapomnieliśmy o Źródle Tego Wszystkiego – naszej Wrodzonej Naturze, która jest wolna od wszelkiej sztuczności i nieograniczona w swoim potencjale i zdolności manifestacji. Staliśmy się więźniami umysłu – intelektu, chcemy zrozumieć coś co jest poza rozumieniem, poza biologią, poza wszystkim. Pogodzić się z tym to w końcu – Odpuścić. Zaprzestać tej ciągłej sekcji zwłok, tego okrutnego dzielenia włosa na czworo. Dać życiu przestrzeń i zaufanie. Pozwolić tajemnicy być tajemnicą. Nie musimy wszystkiego zmieniać, modyfikować, ciągle narzucać kolejne ograniczenia i rozbierać na czynniki pierwsze. To nieskończona gra umysłu, który w wyniku swojej neurozy generuje ciągłe wszechobecne cierpienie zadając je sobie i innym istotom. Niszcząc po drodze wszelkie życie, które jest, było i będzie – Święte.

Kochać – to pozwolić wszystkiemu być tym czym jest. Miłość nigdy niczego nie narzuca. Pozwala istnieć złu i dobru, brzydocie i pięknu. Miłość jest pozbawiona standardów, kanonów piękna i granic. Nie gra w gry umysłu. Jest żywą naturalną Obecnością, czymś wrodzonym nie stworzonym. Nie możesz jej wytworzyć, skonstruować, spreparować, nie możesz się jej nauczyć, wytrenować. Nie możesz jej kupić i nie możesz jej sprzedać. W swojej istocie jest poza jakimkolwiek lękiem. Jest Mocą, która odradza każdy świat, każdą istotę. Jest początkiem i końcem wszystkiego. Przejawia się poprzez nieskończoną Mądrość i Współczucie. Nie jest kawałkiem betonu rzuconym z nieba z zapisem zasad i kodeksów, nie jest księgą, nie możesz jej zapisać, nie możesz jej zrozumieć i powiedzieć – oto Ona, bo właśnie wtedy okaże się czystym bezlitosnym „złem” – mieczem o podwójnym ostrzu.

Pirat ją Czuł, kiedy przebudziła jego serce i przywróciła pierwotny sens i porządek. Była ukrytym Światłem w najbardziej przerażającym mroku, w całym tym zmechanizowanym szaleństwie. Była ukryta niczym skarb w każdej istocie na tej ulicy, spajała i tuliła wszystko bez najmniejszego wyjątku. Była przestrzenią tego urojonego miasta, które nie jest rzeczywiste i nie jest nierzeczywiste. Była Arką, która potrafi przetrwać każdy potop, każdy upadek i rozpad. Paradoks polega na tym, że to właśnie podczas najbardziej skumulowanej negatywnej energii, kiedy pływamy już w samym gęstym, czyli doświadczamy zmultiplikowanych skutków naszej ignorancji na zasadzie równowagi jednocześnie manifestuje się potężna Moc. To jest czas kiedy Magia jest najbardziej skuteczna po obu stronach skali, wraca do łask – następuje tak zwane odrodzenie magiczne – narodziny nowej świadomości. Nazywane jest to Potencjałem Progu, kiedy inkarnują tutaj Biali i Czarni Magowie. Prawdziwy problem polega na tym, że w przypadku Czarnej Drogi nie przestrzegasz Naturalnego Prawa i łamiesz pierwszą Świętą Zasadę – nie krzywdzenia. Jest to zasada fundamentalnej wolności – szacunku do Istnienia w jego każdym nawet najmniejszym przejawieniu. Jeżeli rozejrzyjcie się uważnie wokół zrozumiecie, jakiego sortu Magowie zdominowali ten wymiar, kto tu rządzi i czyni świat na swoje podobieństwo. To jest wymiar składania ofiar – czarnej ofiary. To jest Wymiar Śmierci – kultywujemy ją i pożeramy w postaci miliardów istnień ludzkich i zwierzęcych. Stosunek do bezbronnych istot ukazuje stan kolektywnej świadomości dominującej konkretny wymiar istnienia. Nasz świat jest okrutnym miejscem ponieważ kultywujemy okrucieństwo i brak współczucia, cała nasza matryca jest skonfigurowana w pewnym sensie na opak – dlatego, aby widzieć jak jest naprawdę musisz odwrócić wszelkie znaczenia i prawidła wszystko w swojej zdegenerowanej istocie wydaje się być odwrotnością deklarowanej wartości. Nasza moralność to fikcja, zbiór mechanicznych prawideł, których prawdziwą rolą jest po prostu utrzymanie porządku – jej prawdziwe oblicze ukazuje sytuacja ekstremalna jak wojna, katastrofa, rewolucja. Wtedy ludzie zrzucają swoje maski, ukazują swoją prawdziwą naturę odrzucają wszelkie sztuczne mechanizmy korygujące, całą tą narzuconą maskaradę i protezę „dobrodusznej religijności”. Dlatego ważne jest odkryć swój prawdziwy stan, swój autentyczny warunek póki jeszcze jest względny czas spokoju – zobaczyć co tak naprawdę nami kieruje, jaka jest nasza prawdziwa wola, która droga nas pociąga i kim tak w istocie jesteśmy i dokąd zmierzamy.

Możesz to odkryć obserwując ile w twoim życiu jest napięcia, zmagania, walki i ciągłego konfliktu. Ile masz w sobie Strachu i Lęku, czy boisz się samego siebie, co tak naprawdę widzisz patrząc na ten świat, jaki zakres skali możesz dostrzec, a przede wszystkim co tobą kieruje, jaki masz wewnętrzny program. Oprogramowanie jest kluczem do zrozumienia. Każdy musi odkryć sam co zostało w nim zainstalowane i przez kogo. Czy jest jedynie Portalem Organicznym czy Żywą Samoświadomą Istotą. Ile tak naprawdę jest w tobie twoich własnych myśli?

Pirat szedł tą ulicą, która przypominała wydrążony tunel wypełniony nieświadomym istnieniem, ludźmi, którymi coś poruszało jednak byli jakby nieobecni poruszani przez coś spoza nich, czego nie są w stanie w żaden sposób kontrolować, ulegli i uniżeni w swojej zaprogramowanej pętli. W pewien sposób ten zupełnie nienormalny stan istnienia postrzegali jak tak zwane zwykle życie, codzienność. Tak niecodzienność była codziennością, sen był jawą, sztuczność prawdą, okrucieństwo łaską, a wojna pokojem. To było miasto śpiących zaprogramowanych ludzi, których niestety trzeba było obudzić. Nieświadomie tworzyli swoje własne więzienie. Przestali myśleć oddali w obce zimne ręce władzę nad sobą, przestali czuć, że jest w nich coś żywego w pewien sposób stali się umarli. Ten stan hipnozy był jakby obecną wszędzie częstotliwością, rodzajem obezwładniającego niewidocznego zagęszczonego pola.

To właśnie jest Program.
Pro – gram.
Prog – ram.

Logika jest pierwszą zaporą. Bezpiecznikiem chroniącym przed przekroczeniem Progu. Zakodowaną barierą, która chroni Program – to ona utrzymuje ten mechaniczny porządek w ryzach, tworzy sztuczne poczucie bezpieczeństwa – sterylny świat pełen zasad i ograniczeń. Monochromatyczne Imperium złego dobra i dobrego zła – kloakę dla świadomości – Zamknięty Obieg. System Operacyjny. Aplikację sztucznego życia. Śmiertelny Pył, który się rodzi i umiera. To poziom naszej świadomości warunkuje nasze doświadczenie, tworzy granice, bariery i oddziela nas od prawdy, że wszystko jest nieograniczone, nieskończone, ponieważ nic nie przychodzi i nie odchodzi – to tylko złudzenie. Dlatego zamknąć umysł w konkretnej zdefiniowanej matrycy „możliwego” i „niemożliwego” nadać rzeczom nazwy i przypisać znaczenia to stworzyć skostniały, ograniczony świat. Program jest Myślą – Słowem – Zaklęciem. Myśl jest zalążkiem, potencjałem, słowo jest energią – działaniem. Każda definicja tworzy pozornie zamknięty zbiór, który w pewnym sensie staje się pozbawiony życia, zmiany i dynamiki. Staje się martwy. Tak rodzi się fizyczna rzeczywistość – wymiar naszego istnienia. Wszystko powstało z umysłu niczym dzieci zrodzone z jednej pierwotnej matki. Każdy nasz zmysł jest zarazem oprogramowaniem działającym jedynie w obrębie napisanego kodu i w swojej istocie jest świadomością – umysłem, jednak stał się ograniczony, ułomny, skanalizowany do jednego strumienia przepływu, jednej częstotliwości.

Przez zmysły „macamy rzeczywistość” i na tej podstawie z dodatkiem konceptualnej świadomości tworzymy wyobrażenie o tak zwanym świecie, który jest jedynie urojeniem – tak naprawdę widzimy jedynie obraz swojego ograniczenia – odzwierciedlenie nieświadomej rozpaczy. Rozpadający się z chwili na chwilę hologram, który bez końca mutuje tworzony przez przenikające się kolektywne pole zbiorowej nieświadomości – hiperaktywna masowa halucynacja powstająca w „czasie rzeczywistym”. Tym punktem rzutowanym na Matrycę jest złudne poczucie „ja” – pozorny spójny i całościowy zbiór oderwanych od siebie części składowych. Wszystko jest współzależne i nic doprawdy nie istnieje samo w sobie. Dlatego koncepcja „niezależności” jest hiper mitem podtrzymującym to prowadzące do cierpienia poczucie odrębności z którego tak naprawdę rodzi się przemoc podstawowy komponent cierpienia, które jest naszym bazowym odczuciem – pulsującym tłem, które przez całe nasze życie próbujemy zagłuszyć, uciec od niego, przezwyciężyć poprzez ciągły ruch, działanie – nieskończone wytwarzanie antidotów. Cała nasza kultura, cywilizacja jest Próbą Zagłuszenia Bólu. Zapętloną bez końca ucieczką, daremnym trudem. Fundamentalnym doświadczeniem z punktu widzenia Drogi lub Ścieżki jest odkrycie, że już tu byliśmy, znamy to. Wróciliśmy do punktu wyjścia, nasza strategia ucieczki jest farsą. Jesteśmy bezradni skazani na ciągły powrót w to samo pełne cierpienia miejsce. Ta dojmująca, przerażająca świadomość ukrytego przed nami determinizmu jest zarazem pierwszą i fundamentalną Inicjacją – wglądem w prawdziwą kondycję. Przebudzeniem ze snu ucieczki, nadziei, wiary, że gdzieś istnieje dobry bóg ojciec, który nasz przytuli i pocieszy, jakimś cudem wyzwoli od nas samych bez naszego udziału. Naszym stworzycielem jest Ignorancja. Niewiedza. Złudzenie.

Przyjrzyjmy się tak zwanej sytuacji. Mamy miasto. Łódź. Stworzone na skorupie ziemi skupisko o umownych sztucznych granicach tak zwanych administracyjnych. To miasto ma swoją historię, która przenoszona jest poprzez słowo, jednak spójność tej historii jest jedynie czymś uzgodnionym, to rodzaj selektywnego mitu powielanego w kserokopiarce kolektywnej świadomości mieszkańców tego miasta. To jest czysta Abstrakcja. Umowa. Podtrzymywany przez mieszkańców tego miejsca zbiorowy sen, ponieważ wszystko co próbuje wydostać się z „teraz” jest tylko opowieścią, narracją umysłu. Spróbujmy się skupić. Szare skąpane w zimowej mgle wieczornej aury i smogu miasto, rozświetlone milionami sztucznych świateł – latarni, sygnalizacji świetlnej, która jak wiemy ma trzy kolory. Możemy je zobaczyć.

Czerwone światło – Stop.

Zatrzymujesz się. Zakaz jazdy. Trzeba czekać. Konkretna jakość naszej świadomości.
Nie! Niechęć. Gniew. Agresja. Nie zgadzasz się. Jesteś przeciwko. Kiedy przychodzi do ciebie impuls – odrzucasz go. To rodzi agresję, niezgodę, przemoc, która może być pasywna i aktywna. Pasywna jest wytłumiona i mieszka wewnątrz ciebie – niszczy cię od środka – podmiot, który nienawidzi i poniża sam siebie – rodzaj neurotycznej autoagresji, która najczęściej jest nieświadoma i zabarwia swoim ostrym posmakiem każde doświadczenie – tworzy konkretną wizję. To umysł paranoi, spiskującego zła, ciągłego zagrożenia, które czai się za każdym rokiem, w każdym zakątku. Jest wszędzie. Stajesz się tykającą bombą, czystą nie rozwodnioną autodestrukcją. Zaminowanym polem. Aktywna agresja – niechęć jest ciągłą permanentną wojną tego świata, nieprzerwanym mordowaniem każdego bożego dnia ktoś kogoś nienawidzi, ktoś z kimś walczy. To umysł zemsty, kary, tak zwanej sprawiedliwości, zadośćuczynienia, odpłatą pięknym za nadobne. Orgią spazmów okrucieństwa, które rodzi złudzenie wszechwładzy, potęgi – zobacz jaki jestem kurwa ważny, jaki zły! Zapach krwi i śmierci jest jak narkotyk. Jesteśmy od tego uzależnieni, od tej adrenaliny mordu. Czcimy morderców, rzeźników, żołnierzy. Robimy o nich filmy, piszemy książki, opowiadamy historie. Medale, honory, daty upamiętniające – Walkę o Wolność. Bój o Demokrację. Rewolucję w imię klasy robotniczej. Wojna o Pokój. Przedpokój Piekła.

Światło Żółte. W sumie to nie wiadomo – jechać nie jechać, zdążę nie zdążę.

To nic innego jak fundamentalna Ignorancja – Bóg tego świata. Bo jak trafisz w sam środek tego światła to nie wiesz w sumie co będzie dalej czy zielone czy czerwone, czy wszystko się ruszy, czy się zatrzyma. Gdzie właściwie jesteś i po co. To takie słońce, które oślepia intensywnością impulsów i w rezultacie powoduje porażające lenistwo. Jesteś żółtodziobem, świnią ryjącą w bagnie. Masz wyjebane. Niech walczą, niech umierają, niech się martwią – to wszystko nie moja sprawa, ja mam swoje życie, swoje problemy. Jebać ich. Jebać ciebie i ciebie i ciebie. Dajcie mi spokój idę spać. Niech się wali niech się pali jak sobie muszę przyrządzić koktajl owocowy, poczytać komiks. Zapadnięty w fotelu martwy w chwili przybycia. Słoneczny patrol bogów o wykoślawionych racicach niezdolnych do żadnego działania. Przejebany i rozmieniony na drobne żywot, nic nie znaczące mignięcie chuj wie czego. Był, żył i nie żyje. Nikt go nie znał, nikt nie pamięta. Ani ciepły ani letni, neutralny jak Szwajcaria bezpieczny udomowiony pluszak. Idealny do zabawy. Mielonka sopocka w galarecie czekająca na upływ przydatności do spożycia. Jak się przyjrzysz uważnie to zrozumiesz, że tutaj w zasadzie nikt do końca właściwie nie wie co tak naprawdę robi.

Zielone. To nadzieja. Ha, ha, ha.

Możesz jechać na pełnej piździe. Ruszyć z kopyta. Żreć, ruchać, konsumować. Tworzyć, wdrażać, optymalizować. Ciągły niezmącony zbędnymi wątpliwościami wzrost gospodarczy, wzwód napęczniał – ego mechanicznego prącia. Permanentna kopulacja w tendencji bez końca progresywnej. Zdobyć najwyższe góry, udomowić najdziksze lasy, zgłębić otchłanie oceanów i kosmosu. Być najdalej, najgłębiej, najszybciej, najmądrzej, najtaniej, najdrożej, najlepiej – ostateczny plan to być kurwa wszystkim wszędzie zawsze. Wyć pełnią wycia, ryć pełnią rycia, toczyć trawiącą ślinę bez ustanku podsycać głód i pożerać faunę, florę i stratosferę. Przetrawić wszelkie wierzenia, rytuały, mistyczne tajniki kabalistów, joginów, dżinów i eksplodować ekstazą jak uranowy ładunek termonuklearny. Szczytować ostatecznie. Wystrzelić spazmem niewyobrażalnej rozkoszy. Być najbogatszy, najpiękniejszy o inteligencji kwantowego komputera. Być bogiem we własnej osobie, tak zupełnie personalnie, bezpośrednio, empirycznie. Z kaprysu skazywać na zagładę całe populacje. Przyrządzać mięso armatnie z dodatkiem gorzkiej czekolady. Wyobraź to sobie w sobie.

To steruje ruchem.
Kogut. Świnia. Wąż.
Czerwone. Żółte. Zielone.
Na dole. Po środku. Na górze.
Trzy światy.
Kto nimi włada.
Włada ludźmi.

Słowo – Dźwięk. Światło – Wizja. Akcja – Ruch. Miasto tysiąca i jednego snu. Kabaret, burleska, przedstawienie. Szare blokowiska, klatki hodowlane dla tak zwanej klasy robotniczej – znakowane bydło do uboju podczas każdej rewolucji, prawnukowie tkaczy i włókniarek pijący tanie piwo, palący śmierdzące papierosy sprowadzeni do roli butwiejącego tła, zamulający przy hipnotycznych plazmach w 4 K za tysiąc dwieście na promocji w Saturnie. Nie ma co tkać, bo teraz mamy tani chiński jedwab, indyjską bawełnę, odzieżowe sieciówki, lumpeksy i zapaść gospodarczą. Nie ma roboty. Fabryki zmieniono w świątynie konsumpcyjnej rozpusty, lub artystyczne spelunki, reszta wygląda jak ropiejące strupy na gnijącej tkance miasta, które się wyludnia traci swoje dzieci, które wyruszają za chlebem i igrzyskami do odległych krain miodem propagandy płynących i mlekiem umierającej ziemskiej matki.

Globalizacja.
Wielka Klinika Aborcyjna.
Produkcja Odpadu.

Martwe płody rozbierane na części zamienne. Coraz więcej ludzi bez roli bez powodu. Żyjących z szarego dnia na szary dzień. Sprowadzonych do Nic nieznaczenia. Imperium Kotleta i Parówy roztoczyło swą woń w całej Galaktyce. Stworzyło swoje wielkie Fabryki Śmierci – notowane na giełdzie ubojnie trzody i bydła na niespotykaną dotąd skalę – nisko wibracyjne generatory zaburzające energię Mocy. Była to era upadku i degeneracji, powszechnego zezwierzęcenia istot ludzkich, które stawały się tym czym się żywią.

Napędzane pożądaniem, kontrolowane strachem coraz mniej poczytalne stado pędzone z koryta do koryta przez betonowe pastwiska uciech minimalnych, dokarmiane modyfikowaną informacyjną paszą „rozrywki”, „wiadomości” i „sportu” zakodowany sygnał hipnozy utrzymujący umysł w stanie pasywnej uległości. To jest prawdziwy warunek poruszający scenografią tego filmu. System powszechnej kontroli mutował pod warstwą pandemicznej powłoki. Stworzono idealnego niewidocznego, wszechobecnego wroga – selektywną broń biologiczną. To był wirus – program. Update Nowego Królestwa – Kurestwa w postaci wprowadzanych w ciało zmodyfikowanych genetycznie mikroorganizmów sterowanych algorytmem sztucznej inteligencji. Przekroczenie Rubikonu – granicy ludzkiego ciała. Wtargnięcie do wnętrza bez pozwolenia. Ostateczna forma przemocy. To jest właśnie Akcja tocząca się w nieruchomej scenografii tego miasta, jak i we wszystkich innych Miastach – Klonach – produktach globalnej maszyny Unifikacji.

Mamy wreszcie bohaterów. Jednostki osaczone zaprogramowanym stadem i strażnikami umysłowego więzienia. Nadajemy im Moc. Ich percepcja jest filtrem, to jest ta warstwa, która nie podlega ograniczeniom scenografii, jest narracją spoza planu, spoza warunku – jest czystym niezafałszowanym umysłem, który w swojej esencji nigdy przez nikogo nie może zostać zniewolony. Można go zaburzyć i przekierować, podsycać permanentne rozproszenie, bez końca wstrząsać by zawsze był zajęty zawartością, impulsami, treścią. To jest stan nasz powszedni. Tym bez ustanku zajmuje się cała maszyneria, to jest produkt opuszczający taśmę produkcyjną. Tkacze Snów – Czarni Magowie. Specjaliści od Rozproszenia. Policja natarczywych myśli. Umysł – małpa bawiąca się w kanalizacji zmysłów. Nigdy nie przekroczysz uwarunkowania kolejnymi warunkami, nie wygrasz walki walcząc – ponieważ zawsze w ten sposób jesteś wciągany do Gry. Musisz przestrzegać nie swoich zasad, uczyć się, dostosowywać, naśladować, być kopią – czymś wtórnym. Być produktem uwarunkowania posłusznym prawidłom sztucznego systemu. To jest przewaga słowa nad obrazem, treści nad formą, ponieważ słowo jest źródłem obrazu. Pierwsza litera jest kluczem. Wielką tajemnicą prapoczątku. Dlatego ta „kultura” jest obrazkowa ponieważ zmysł wzroku najbardziej wpływa na mózg, ma największe ssanie. Przestajesz czytać subtelny poziom, tracisz tę zdolność współtworzenia ponieważ słowo – dźwięk jest zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz i jest matecznikiem, a zamiast tego zaczynasz tylko widzieć i zauważ jedną rzecz nie potrafisz zmieniać tego co widzisz. To produkt karmiący produkt. Bez tele – wizji niemożliwym byłoby stworzenie masowej zaprogramowanej wizji – abstrakcji świata i hiperaktywnej cyfrowej symulacji opartej na wirtualnej rzeczywistości – Atlantydy 2.0. Świat awatarów – hologramów cyfrowych projekcji zmodyfikowana istota post – ludzka żyjąca w zupełnie nowym świecie masowych projekcji – kolektywnego hiperaktywnego snu – Symulacji.

Mamy tak zwany czas. Wymyślony mechanizm standaryzujący określone cykle. Sztuczne kalendarze, które mają zdolność synchronizacji – skupiania energii w kolektywnym polu ludzkiej percepcji. Bez pętli mechanicznego mierzonego stałymi jednostkami czasu nie można panować nad Kolektywnym Polem. Nie możesz Programować. Potrzebujesz jedności czasu, miejsca i akcji by skutecznie załadować Program. Tele – wizja była pierwszą próbą Podłączenia grup ludzkich do Sygnału. Celem zawsze było wpływanie na świadomość – modyfikacja percepcji, zaburzenie naturalnych jakości umysłu. Odwrócenie człowieka od samego siebie, od jedynej prawdziwej drogi ku wyzwoleniu. Zaklinanie jest ciągłym i nieprzerwanym powtarzaniem tego samego. W kółko, bez końca. Wielkie daty, rocznice, upamiętnienia – aktywowanie wszystkiego tego co poruszało jak największą liczbę umysłów, wszystkiego tego co odwołuje się do ich kolektywnej sztucznej tożsamości – odruchu stadnego. Struktura Mózgu. Kolektywny pień biologicznej traumy, gadzi aspekt irracjonalnej opartej na emocjach i odruchach najbardziej pierwotnej najstarszej matrycy. To jest kolejne zabezpieczenie. Zakodowany Lęk – najgłębiej w samej otchłani nieświadomości – na jego bazie powstał religijny dualistyczny system operacyjny Bóg – Diabeł, Dobro – Zło. Wahadło Istnienia. Nie możesz sterować kimś kto nie boi się śmierci i unicestwienia, kto przekroczył ten Punkt Zero. Nie możesz kontrolować świadomości, która odkryła samą siebie i nie jest już uwarunkowana zawartością i impulsami. Kiedy przestajesz się bać śmierci – otwierasz coś co przekracza cały Program, całą strukturę – ponieważ w swojej esencji jest to struktura Ucieczki przed śmiercią, bo czym innym jest obietnica raju i zbawienia. Jest nadzieją, która bazuje na Abstrakcji. Na nigdy nie spełnionej Obietnicy. To jest serce Oszustwa. Najczulszy punkt, miękkie podbrzusze Bestii. Wiara w to, że istniejesz jako skondensowany osobny byt, który rodzi się i umiera, wciąż musi walczyć, zmagać się z tak zwanymi przeciwnościami losu, które nigdy nie mają końca. Nigdy. Tu nie chodzi o tak zwanych ludzi, który władają światem – ponieważ jest to kolejne przekierowanie uwagi na obiekt zewnętrzny, zrzucenie odpowiedzialności za swój stan – ciągła kultywacją roli ofiary, uciekanie od siebie w szukanie winnych, trzeba zobaczyć ile mroku mamy w sobie, ile złej woli, ile okrucieństwa – odkryć negatywizm we własnym wnętrzu, jest to tak zwany rezonans magnetyczny, przyciąganie. Wizja rezonuje z potencjałem – jest odbiciem, odzwierciedleniem. Projektor jest wewnątrz. Pozytywna przemiana własnej świadomości jest prawdziwą Magią, i to jedyny sposób, aby naprawdę zmienić ten świat. Trzeba zacząć od siebie – od tego który jest najbliżej. Jeżeli nie potrafisz pomóc sam sobie, to nie potrafisz pomóc nikomu, twoja szlachetność, troska, „bezinteresowność” jest tylko ego tripem, desperacką próbą zwrócenia na siebie uwagi.

Dlatego to wszystko na tym poziomie trwa w nieskończoność. Nie ma ostatecznego końca świata istnieją tylko Mutacje w inne stany skupienia, w inne formy i wymiary. To co się porusza to skutki naszych działań. Odradzamy się w skutkach naszych działań jako podmiot i całe bezkresne spektrum doświadczenia. Jak podczas snu. Ty jesteś bohaterem i całym powstałym światem. Każda postać jest tobą, aspektem energii, manifestacją świadomości. Dostajesz obiekt a wraz z nim dostajesz jeden z trzech pierwotnych impulsów. Lubisz. Nie lubisz, albo masz wyjebane. Tak. Nie. Nie wiem. To jest subtelne pozaracjonalne zajęcie określonego stanowiska wraz z penetrującą obiekt percepcją – całą maszynerią biologicznej maszyny. Pierwszy i fundamentalny błąd polega na wydrukowanym odczuciu oddzielenia – separacji podmiotu i przedmiotu – wizja staje się obiektem i w tym momencie zaczyna się konkretne szaleństwo. Powstaje nieskończona ilość spekulacji – mentalnej mielonki odprawionej emocjami, powstają całe abstrakcyjne światy i ciągi nakładających się wyobrażeń, skojarzeń, uruchamia się cała zawartość i zalewa wszystko, cały ten akt percepcji nie zostawiając żadnej wolnej przestrzeni. To jest pierwotna wirtualna rzeczywistość w której żyjemy – świadomość. Tworzenie w opowieści ciągłej nie zaburzonej fabuły to jest właśnie fikcja, prowadzenie bohaterów na smyczy do określonych i wymyślonych sytuacji to instrumentalna przemoc. Czas psychiczny jest ciągłą zapadnią, mutacją, dygresją – tak realnie to wygląda, tak funkcjonuje nasz umysł. To nie jest spójna historia od A do Z.

Zatem mamy zapadających się w sobie bohaterów, którzy jak wiadomo są projekcjami narratora, który sam jest uwarunkowanym bytem dryfującym na oceanie świadomości.

Pirat i Prepers idą tą ulicą Piotrkowską w tym mieście Łódź. Są tak zwane Pandemiczne Święta. Na gwiazdkę populacja dostała nową mutację Wirusa Wściekłych Ludzi – WWL. Pod pozorami prawa i sprawiedliwości, globalnego konsensusu w sprawie pandemii, jednakowo sformatowanych doniesień medialnych na całym globie rozsiano prawdziwe Pandemonium Strachu i Ostateczności. Ludzie umierają, tracą biznesy, rozpadają się struktury i rzeczywistość wchodzi w swój irracjonalny wariant. Internet wrze od świeżutkich jeszcze ciepłych teorii spisku, które infekują całą ludzką zdezorientowaną populację. Do gry wkraczają Specjaliści od Nawigacji Zagubieniem i behawioralnej terapii szokowej rozkładają swoje błyszczące instrumentarium, instalują stacje kodujące, prowadzą nieskończone badania nad dynamiką masowego szaleństwa, ponieważ jak wiadomo umysł ludzki w takich ekstremalnych warunkach jest bardzo podatny na Nowe Wdruki. Meta dane gromadzone przez wielkie korporacje informatyczne idą w tryliony podobnie jak długi. Powstaje kolektywny gatunkowy profil psychologiczny wskazujący, że narasta potencjał Globalnego Rozpierdolu na Niespotykaną Skalę. Kończą się ramki wykresów i skale dla rosnących krzywych. Trwają protesty, demonstracje, strajki, bojkoty, rewolucje. Ujawniane są tajne dokumenty o UFO i tym podobne rewelacje jednak nic to nie daje. Ludzie są wkurwieni. Wydymani przez sztywne garnitury i wykrochmalone wybieloną krwią kołnierzyki, które ślą wojsko na ulice i zaczyna się powszechne pałowanie, gazowanie, kotłowanie, izolacje, kwarantanny, areszty. W tym chaosie dobrze radzą sobie co poniektórzy miliarderzy rozmnażając swoje fortuny do niebotycznych rozmiarów, czysta orgia rozpusty z elementami wszelkiej zakamuflowanej przemocy podanej w łatwostrawnej formie korporacyjnej nowomowy. Na szybko w desperacji Królowie Królów i Menadżerowie Menadżerów próbują znaleźć jakieś planety do życia w razie jak by trzeba było spierdalać z kontenerami bezwartościowych skarbów, które mają swoje zastosowanie jedynie tej zerojedynkowej patologii i zaczynają rozumieć – że to wszystko marność. Marność. Ojciec Strach i Matka Pogarda. Słychać trąby i żywi wstają z martwych. Otwierają oczy. Oto „jest świat w którym żyjemy”. Oto „Przebudzenie” z długiego mechanicznego snu.

Jednak…

Prawdziwa rzeczywistość w tym momencie wygląda inaczej. Jest spokojniej i nie widać jakiegoś specjalnego przebudzenia. Nie widać tych umysłowych rewelacji w tak zwanej praktyce. Ludzie chodzą w maskach jak nakazano, czekają na szczepienia jak obiecano, będą świętować narodziny zbawiciela jak przekazano. Mają swoje tradycje, obrządki i obyczaje. Będą do jedzenia martwe karpie i pirogi, będą trzymać się tego wszystkiego z zaciekłą desperacją, ponieważ to jest ich poczucie tożsamości, ich świat to prawo do trwania w niezmienionej formie, odmowa mutacji. I trzeba to rozumieć, trzeba to szanować. Łódź to nie jest Los Angeles. Prepers pali skręta, który zwisa mu niczym żarzący się sopel lodu z kącika ust, ma łapy wciśnięte w kieszenie wojskowej kurtki, oszronioną posiwiałą brodę i co tu dużo mówić – czuje się dobrze. Lubi tą świąteczną aurę, choć się do tego nie przyznaje udając sam przed sobą anarchistycznego rebelianta, wojownika – Czarnego Don Kichota w urojonej zdezaktualizowanej walce klas. To dobry chłopak. Trochę pozer, ale dobry byk. Pełen zakamuflowanej czułości dla świata.

Każda narzucona wizja cię warunkuje i Prepers nieświadomie był ofiarą tego „narzucenia”, miał w sobie dużo lęku i gniewu – stworzył w swojej głowie symboliczno – spiskową mapę rzeczywistości – jednak to nie on był kartografem, była nim Sieć. Zbiorowa Ignorancja. Wielkie Zwierciadło. Prawdą było to, że Czarni Magowie byli moderatorami sugerowanej treści. To był subtelny i metodyczny Podszept. Człowieka można zmanipulować bazując na jego słabościach, na dumie, na ambicji, na chęci bycia wyjątkowym, na próżności, na lęku, na desperacji. Mózgogłowie nie odróżnia obrazu wirtualnego od rzeczywistego, prawdziwej myśli od fałszywej, ono żeruje na abstrakcji, na mentalnych projekcjach, bo czymże w istocie jest tak zwany „obraz świata” – to czyste wymyślone wyobrażenie. Fikcja, którą umysł wciąż przywołuje i podtrzymuje przy życiu. Dramat polega na tym, że ta umysłowa fikcja infekuje nasze działania i to co mówimy i dochodzi do „projekcji” zaczynamy projektować tą fikcję na rzeczywistość. Tworzyć zupełnie absurdalny Opis, tym samym w pewnym niezauważalnym momencie postrzegamy już tylko interpretację, tą narzuconą treść dodatkową, która jest „zapalnikiem” odpalającym wirtualną nakładkę na faktyczny stan rzeczy. Obecnie żyjemy w czymś takim. Tak jak prawilna opowieść powinna mieć jedność czasu, akcji i miejsca, tak człowiek rzeczywisty ma jedność ciała, energii i umysłu. Jest obecny. Jest przytomny. Jest Przebudzony z mentalnego snu, z autorytarnej władzy umysłowych projekcji. Takiego człowieka nie sposób zmanipulować, nie możesz uczynić z niego niewolnika.

Abstrakcja przejęła kontrolę nad rzeczywistością. Jest to mechanizm samo spełniającej się przepowiedni, ponieważ to abstrakcja – projekcja tworzy impuls do działania, dyktuje warunki gry i tym samym zaczynamy wcielać w życie swoje złudzenia, ponieważ działamy pod ich wpływem. Kiedy jesteś zainfekowany agresywną paranoją, która bazuje na przerażeniu, strachu, lęku, obawie wówczas cała rzeczywistość „jest przeciw tobie”. Staje się ciężka i lepka, duszna i przytłaczająca. Masz coraz mniej przestrzeni, coraz mniej dystansu. Wszystko co widzisz „jest po coś”, nic nie jest przypadkowe, jeden wielki plan zniewolenia – trwający od mitycznych niepamiętnych czasów realizowany przez anonimowych absolutnych władców, którzy zawsze są ukryci za fasadą ludzi z pierwszych stron gazet. Jesteś zdominowany, usidlony przez Mózgogłowie zanurzony w jego Grze, w jego wiecznej walce, jesteś żywicielem pasożyta Abstrakcji. Sokiem do wyciśnięcia. Mięsem do zjedzenia. Polem do zaorania.

Prepers zawsze szykował się na najgorsze i pisał najczarniejsze scenariusze. Idąc tą ulicą nie widział ludzi – widział niewolników, nie widział budynków – widział więzienie. Dla niego to była Wojna. Walka. Rebelia. Był wojownikiem. Wytrenowany w kravmadze, napakowany anarchistyczną propagandą utopijnych marzeń o mitycznej wolności, życiu bez ograniczeń czekającym gdzieś tam w „przyszłości, kiedy już wygramy” i nie będzie już panów i niewolników, pozbawieni tych narzuconych systemów ekonomicznych, religijnych, moralnych etc, w końcu, w końcu odkryjemy raj na ziemi. Nowy anarchistyczny Eden pełen koncertów, wystaw sztuki, konferencji o klasykach ruchu, będzie społeczne dobro wspólne i każda jednostka będzie wolna niczym dzika świnia pozbawiona zagrody. To był jego abstrakcyjny ładunek dodatni – pozytywny plan na wymyśloną przyszłość. Jego ładunkiem ujemnym była niewolnicza przeszłość gatunkowa, walka w grupy, zbiory, kolektywy. Ciągła permanentna udręka klas pracujących, niewolniczy konglomerat bazujący na dominium Władzy, ciągła bezustanna walka o wyzwolenie przez długie mroczne dekady, stulecia, milenia. Stworzyli nas Obcy. Genetycznie nas ulepili jak figurki z gliny i tchnęli w nas Program Wiecznego Niewolnika, wzbogacony syndrom sztokholmski zapisany w gadzin pniu mózgu i nawigujący z głębokiej otchłani nieświadomości. Przyjmujemy za „rzeczywistość” to co nam pasuje – rysujemy grubą czarnobiałą kreską w swojej głowie postmodernistyczny komiks pełen fikcyjnych jednowymiarowych „super bohaterów” ulepionych z „dobra” i „zła” – wszystko jest tym skażone, to wbudowana w każdy szczegół zaraza. Potencjał Symulacji.

Ulubioną miejscówką Prepersa jest Pomnik Czynu Rewolucyjnego w łódzkim parku na Zdrowiu. To tam medytuje od czasu do czasu nad swoją Walką jarając kiepy skręcone z amerykańskiego tytoniu „Spirit” z domieszką białej szałwii. Chodzi o stworzenie Anarchistycznego Syndykatu – Kolektywu Wyzwolenia Spod Wszelkiej Władzy. Jego logo to Czarny Kogut wkurwiony i bezkompromisowy – uliczna dywersja i artystyczna prowokacja. Akcja jak najbardziej bezpośrednia. Jebnięcie Transcendentu. Stan twórczego dryfowania w wolnej autonomicznej przestrzeni. To miejsce – Pomnik tak naprawdę jest mogiłą poległych w walce o wolność rewolucjonistów i Prepers z powodu tego, że był Mutantem miał z niektórymi duchowy kontakt, byli jego szamańskimi przodkami. Tytoń jest rośliną komunikacji, która pozwala na wysyłanie modlitw, na pozazmysłowy kontakt z tymi, którzy są w innym wymiarze w innej gęstości, odmiennym stanie skupienia. Dla współczesnego logicznego zrobotyzowanego umysłu to wszystko są bzdury, baju – baju – Harry Potter na haju. Wszystko zostało sprowadzone do roli użytkowej. Instrumentalne Zdeprawowanie Pierwotnej Funkcji i Znaczenia. Metodyczne niszczenie prawdziwej wiedzy sięgającej korzeniami do prapoczątków ludzkości do czasów kiedy istota ludzka była potężnym Magiem kierującym się Kosmicznym Prawem.

To miasto było produktem dymiącej epoki przemysłowej, dzieckiem roponośnej macicy Matki Ziemi, której wyskrobano już prawie wszystkie płody. Ludzki świat – klinika aborcyjna wytwarzająca chwilowe „szczęście” tak zwanego dobrobytu. Tu nigdy nie było klasy urojonej arystokracji, rodów błękitno-krwistych, królów, wielkich wodzów – to zawsze rządzili badylarze i tak zwany sektor spekulacyjno – bankowy, tu rządził szkarłatny bożek Mamon. Od kredytu do kredytu, od pożyczkobiorcy do właściciela niewolników. Łódź była stolicą upierdolonej po pachy klasy niewolniczo – robotniczej, których potomkowie dogorywali w post apokaliptycznej scenografii przytłoczeni realiami czwartej rewolucji przemysłowej, która z przemysłem nie miała już nic wspólnego. Była czystą fikcją. Mętnymi wodami – ściekiem spływającym z wielkiej Fabryki Bezsensu, fekaliami postmodernistycznego małpiego umysłu tak zwanych głupio – mądrych: specjalistów od Programowania – Adamy i Ewy z Raju Krzemowego wyhodowane przez cybernetycznego Jehowę zasadowy odczyn pokolenia z informatycznej próbówki. Czas Zamulania. Śmierć człowieka pracy i narodziny narcystycznych hodowli domowych zwierzątek przybitych do ekranu komputera jak do krzyża. Tutaj biedota mieszka w Centrum w rozpadających się kamienicach byłych właścicieli ich dziadków i babć, którzy chodzili w drapokach po kocich łbach spływających rynsztokami – wypocinami na wielkiej siłowni epoki stali i początków społeczeństwa masowego – ludzi bez korzeni – ludzi maszyn. Teraz mamy post ludzi, którzy się aplikują co w łódzkim slangu znaczy być błaznem, hipsteriadą – produktem softu. Człowiekiem bez właściwości w pełni zaprogramowanym przez specjalistów od Formatowania pod dyktando masowych trendów wygenerowanych zakodowanych algorytmów biernej uległości w wyniku zatrucia pokarmowego nadmiarem bezsensownej jałowej treści – odpadu. Korpo – krypto: krypto waluty korporacyjnego Babilonu wdrażane w masowy obieg świadomości. Kredyt zaufania społecznego – strategiczna gra w chińczyka. Nowy Nienowy Ład. Nowy Stary Porządek – ta sama śpiewka w nowej tonacji. Alikwoty Głupoty. Wielka zaprogramowana improwizacja. Cyber Dziady. Modyfikowany kurczak w panierce w sosie słodko kwaśnym – glutaminian sodu wstrzyknięty w korę mózgową niczym Ubik.

I oto przewijamy fabularną taśmę wyobraźni i już za sprawą pisarskiej władzy absolutnej jesteśmy w sklepie na ulicy Rewolucji 1905 roku. Ciężka w rzeczy samej jest to ulica wybrukowana ofiarami ludzkiej zachłanności w walce o godność istoty ludzkiej. To tutaj w tym mieście dymiącym niegdyś mordami fabrycznych kominów napędzanych zachłannością i bezlitosnym wyzyskiem narodziła się pewna radykalna legenda, o której niegdyś słyszał cały świat, a teraz nikt już nie pamięta, bowiem tak zwane karty historii wypełniają najczęściej postacie wyolbrzymione na wpół mityczne z tak zwanych sfer. Nikt nie pamięta tych, którzy tak naprawdę tworzą ten świat codziennym mozołem, konsekwencją, ciężką harówą, tych którzy nie mają czasu na prezentacje, na PR – owe drapanie się po dupie. Mówimy tutaj o robotnikach – krwi tego miasta, która płynęła w jego industrialnych żyłach i pompowała te fortuny, tworzyła tych „magnatów bawełnianych” ten cały „splendor” ziemi obiecanej, tych wszystkich wielkich chamów pozbawionych krzty współczucia udających dobrotliwych dystyngowanych wujków, którzy pod tymi maskami skrywali swoją prawdziwą prymitywną twarz upudrowaną w tych wszystkich muzeach, kronikach na kartach śmiechu wartej historii – mitologii. Koniec końców byli tutaj ostatecznie i definitywnie ruchający i ruchani, bo żyjemy na planecie gwałtu, jebania kotka za pomocą pneumatycznego mechanicznego młotka i kiedy już będą mieli w pełni automatyczne samowystarczalne parki maszynowe ubiją nas jak bydło uśpione i znieczulone rozrywkową karmą tak zwanych nowych mediów – śmiechu wartych profili w wyimaginowanym królestwie. Ci o których tutaj mowa nazywali siebie Rewolucyjnymi Mścicielami i to ich figury ożywiają wewnętrzny „ołtarz” Prepersa. To dla nich płonie gromnica w jego świątyni i tlą się kadzidła i mirry z kory cynamonowca.

Gdyż to właśnie ludzie ciała, ludzie energii mają wystarczająco pary by coś zmienić, być żywą Księgą Przemian, a nie martwicą intelektualnych spekulacji pełnych nudnych jak flaki z olejem przypisów do wszelkich manifestów, podsumowań i założeń programowych. Różnica pomiędzy myślą i działaniem leży w zaangażowaniu realnej energii naszego ciała, które w przeciwieństwie do Mózgogłowia ma w sobie delikatność i ogromną mądrość, która jest żywą inteligencją nie zbiorem uprzedzeń i przekonań. Ciało jest zawsze tu i teraz niczym kotwica.

Wspomniany już niejednokrotnie Absurd tego świata polega na tym, że każdy z nas patrzy na „niego” ze „swojej” perspektywy z poziomu „swojej” sytuacji, „swojego” doświadczenia i „swojego” wyobrażenia uważając tym samym, że „świat tak wygląda” jak jemu się po prostu wydaje. W Gastropolis każdy karmi swoje iluzje. I tutaj powstaje nieustający konflikt interesów oraz niekończące się próby narzucenia innym swojej wizji. Być święcie przekonanym to ulec hipnozie podmiotu i przedmiotu, być na usługach i we władaniu Mózgogłowia. Przez ten krótki moment fizycznego życia, zanurzeni w biologicznej maszynie, zaprogramowani przez siebie nawzajem, podporządkowani dominującej w danym czasie i miejscu Wizji – Wyobrażeniu szukamy po omacku chwilowego i krótkotrwałego szczęścia – momentu w którym niezliczona ilość okoliczności utworzy sprzyjającą nam konfigurację i kiedy się to jakimś cudem wydarzy z całych sił próbujemy za wszelką cenę i koszt utrzymać to „szczęście”. Każdą wojnę można sprowadzić albo do próby zdobycia „szczęścia”, albo do walki o utrzymanie „szczęścia”.

Pirat zrozumiał to. Do cna swoich trzewi poczuł, że to „szczęście” produkuje „nieszczęście” z samej swojej umownej i nierzeczywistej natury, ponieważ koniec końców to nasz stosunek do „szczęścia” i „nieszczęścia” jest tutaj kluczowy, wówczas nie podlegasz terrorowi egzystencji, opuszczasz pole jałowej walki, która w rzeczywistości służy temu byś bez końca był wyczerpany wysiłkiem ciągłym i nieustającym. W tym ponurym śmierdzącym spalinami i nie strawioną wódą sklepie z alkoholem czuć było kondycję świata w jakim przyszło mu żyć. To była pozbawiona nadziei desperacja – gęsta i przytłaczająca. Surowe gnijące mięso. Butelkowany spiryt – us. Duch w klatce uwarunkowań produkowany masowo w destylarni złudzeń, rozcieńczony, pozbawiony życiodajnej i wyzwalającej mocy. Demon upadły w wymiar ciągłej imprezy, której ostatecznym celem jest utrata świadomości. Kiedy wlewasz to w siebie cały ten rynsztok najbardziej prymitywnych odruchów – ruchania, ćpania, mordowania, znęcania, gwałcenia, plądrowania odpalasz wymiar Piekła. Cała ta maszyneria zmierza dokładnie do tego punktu produkując nieskończoną ilość pozbawiającego nas świadomości „towaru” podsycając żądze, ambicje i egoizm. Jeżeli uważnie przyjrzycie się temu światu bez kolorowych filtrów tak zwanej popkultury, czy słodko lepkiego „duchowego” pierdolenia – ujrzycie to bardzo, bardzo wyraźnie. Zobaczycie prawdziwą cenę „szczęścia”, które tutaj sprzedają.

Twarz kobiety za ladą mówiła więcej o tym wszystkim niż książki Emila Ciorana. W swojej czystej istocie była piękna, lśniąca, lekka i potrafiła się cudownie śmiać – jednak zanurzono ją w tym bagnistym roztworze, odebrano przestrzeń i możliwości skazano na nieustającą walkę o tak zwany byt. Jej twarz była obliczem ludzkiego cierpienia, tego od czego cała ta polukrowana modami, trendami i nowinkami upojona kultem młodości i seksu tak zwana kultura współczesna z taką desperacją próbowała uciec. Jej oczy były szare i pozbawione blasku. Były matowe i wytarte jak karoseria zużytego samochodu, który już niebawem trafi na wysypisko pełne wraków. Dogasała, niczym przepalona żarówka migocząc resztkami sił. Pirat wiedział, że ona niedługo umrze. Trzeba nam uświadomić sobie w jakim punkcie jesteśmy skoro życie ludzkie sprowadza się do bycia sprzedawcą przyczyn nieskończonego cierpienia, jak głęboko zagubionym i nieszczęśliwym człowiekiem trzeba być, by tego nie widzieć, albo mieć na to wyjebane. Najgorsza w tym wszystkim jest obojętność, stan, że przestaje ci na czymkolwiek zależeć, po prostu Dryfujesz w Samym Gęstym pozbawiony jakiekolwiek kierunku, nie masz żadnego kompasu, żadnego celu. W tym miejscu żyła niezliczona ilość takich ludzi, była ich zdecydowana i przytłaczająca większość – snujących się apatycznych i zrezygnowanych.Wszystkiego dobrego z okazji Narodzin Zbawiciela – powiedział Pirat, patrząc jej głęboko w oczy dotykając spracowanej, roztrzęsionego dłoni. Drgnęła. Przez bardzo krótką chwilę coś przeszło przez nią jakiś rodzaj Ładunku, coś czego nigdy wcześniej nie doświadczyła. Coś nie z tego świata. Ciepłe łzy płynęły po jej twarzy i czuła w całym ciele fale wzruszenia w jej umyśle pojawiły się obezwładniające obrazy wypełnione Blaskiem, przez bardzo krótką chwilę znów była czystym dzieckiem pełnym ufności. Płakała jak nigdy wcześniej i było w tym coś wyzwalającego, w ułamku sekundy wszystko wchodziło i wychodziło, była otwartą pozbawioną granic przestrzenią – czymś wolnym z samej swojej natury. W tej jednej chwili wszystko się Uwolniło.

-Trzy butelki spirytusu poproszę – powiedział cichym spokojnym głosem Pirat, kiedy już duch sprzedawczyni wrócił do starej zasiedzianej skorupy okablowanej doświadczeniami obecnego bolesnego żywota – jednak w pewien sposób, którego Mózgogłowie nie jest w stanie nawet musnąć dotykiem swojego lepkiego intelektualnego macania pozorów – zmartwychwstała po trzech nieskończenie długich dniach nieskończonej ilości żywotów w nieskończonej ilości płaszczyzn. TO się obudziło i pomimo faktu, że już za kilka dni odejdzie z tego łódzkiego padołu łez i wysprejowanych kibolskich napisów na ścianach, opuszczając tą zdezelowaną nadmiarem cierpienia cielesną skorupę, będzie miała szansę rozpoznać w sobie coś co przekracza zarówno boga jak i diabła, zbawienie i potępienie. Wolnym krokiem w zamyśleniu podeszła do półki pełnej tej płynnej zakapslowanej zapieczętowanej banderolami anty – nirwany, lub świata z teledysku „Smells Like Teen Spirit”.

Hallo, hallo, hallo.

I kiedy sięgała po drugą butelkę alkoholu, do tego przybytku otumaniania wszedł dość niedbale pewien zakapturzony młody człowiek wyhodowany na miksturze tak zwanego ulicznego rapu i dość brutalnych realiów zapomnianego przez Boga miasta i podchodząc do lady z kieszeni wyciągnął nóż i złowrogo i dość donośnie wybełkotał:

-Dawaj szmalec szmato! Cały chodził, był widać mocno podniecony i zestresowany, bowiem napad na sklep to nie jest jak to mówią kaszka z mlekiem, to poważna sprawa na granicy dość szczodrego wyroku pozbawienia wolności i wpierdolu przy przesłuchaniu spuszczonego przez wściekłego skacowanego psa i dość pewne przypięcie jeszcze czegoś ekstra może posiadanie, albo jakaś nierozwiązana dziesiona. Stanowił taką alternatywną świąteczną wersję zagubionego wędrowca, który pomylił kochaj bliźniego z dojeb mu bez litości.

Prepers tak sobie stał z boku i patrzył. Sprzedawczyni znieruchomiała w osłupieniu i jej układ nerwowy wchodził w stan tak zwanego szoku, czyli chwilowego paraliżu i narastającego roztrzęsienia, który zwiastował atak dość gwałtownej paniki, która w takiej sytuacji kończy się najczęściej bardzo dramatycznie. Dlatego Prepers zmuszony był zareagować.

-Ej ty kolego ze źle złożonych klocków lego! Robisz coś złego, nie widzisz tego? Jak nie przestaniesz szybki wpierdol dostaniesz!

W tym momencie nastąpiło umysłowe zwarcie w mózgowej konsoli naszego mało ambitnego bandyty, który rozdziawił paszczę i patrzył przez mgłę złożoną z taniego alkoholu i równie taniego speeda wciągniętego dosłownie siedem minut wcześniej z rękawa kurtki zimowej zakupionej za 25 zeta w lumpeksie na ulicy Zielonej, która nie jest co prawda zbyt zielona, ale jest blisko do łódzkiej filharmonii.

– Co kurwa?! Wypierdalaj szpanerze! – i machał przed nosem Prepersa tym swoim nożem, ale widać było, że chłopakowi koordynacja zawodzi i dostał dość mocne uderzenie w krtań krawędzią dłoni i szybki strzał z łokcia po tak zwanym łuku w skroń. To była dwa przytłumione następujące szybko po sobie dobrze skoordynowane ciosy, bez krwi jednak z natychmiastowym ściągnięciem z planszy. Chłopak upadł i zaczął się dusić i charczeć – to jest przedsmak dość bolesnego procesu umierania, a jego dotychczasowe życie prowadziło go dokładnie do czegoś równie okropnego. Mówi się umrzyj zanim umrzesz i tak oto za sprawą dwóch ruchów Prepersa nasz ulicznik – nożownik miał oto szansę sprawdzić co to znaczy w praktyce. Brak tlenu i desperacja biologicznego ciała by przeżyć to nie jest najszczęśliwsza kombinacja, to zdecydowanie doświadczenie graniczne i uszyte dokładnie na karmiczny wymiar młodocianego kibola – gangstera, który dobre 10 minut powracał do stanu powiedzmy normalnej świadomości.

Zobaczył nad sobą twarz pochylonego Prepersa, który trzymał nad jego głową jakieś plastikowe opakowanie i patrzył zimnym beznamiętnym wzrokiem, który nawet jak dla niego był przerażający i pomału docierało do niego co się właśnie stało, a stało się dużo więcej niż mógłby zrozumieć. Prepers miał w ręku jego nóż a na jego ostrzu jakąś szarą substancję o dziwnym nieznanym zapachu.

-Jadłeś bracie kiedyś wegański smalec? Spróbuj! – i Prepers włożył do rozdziawionych ust naszego niedoszłego rabusia ów smalec, który przyrządził własnoręcznie nie dalej jak wczoraj. I to było dobre! Ponieważ w tym tak zwanym smalcu był komponent hakujący – wibracja słów – kluczy, słów – wytrychów. Kiedy TO masz możesz to przekazywać na nieskończoną ilość sposobów.

-Powiem ci jak to się robi! Zatem fasola Jaś powiedzmy 400 gr musisz namoczyć na noc koniecznie w zimnej wodzie, później ją ugotować bez soli z kminkiem i wodorostami wakame, bo jest łatwiej strawne. Przemielić to w maszynce do mięsa na gładką szarą masę. Poszatkować dwie cebule i jedno duże dorodne jabłko, które akurat w tym konkretnym smalcu jest mój drogi z samego Raju i właśnie poznałeś różnicę między dobrem i złem, między drogą do góry i drogą na dół. Jest to smalec – inicjacja, który otwiera przed tobą zupełnie nowy potencjał i tylko od ciebie zależy czy będziesz w stanie to ujrzeć i podjąć wyzwanie! Później podsmażamy cebulkę na tak zwane złoto i doprawiamy majerankiem i dodajemy jabłuszko i smażymy krótką chwilę jednak nie za długo, bo będzie lipa. Do fasoli dodajemy musztardę i sos sojowy, odrobinę soku z cytryny, szczyptę kurkumy i wrzucamy zawartość patelni czyli cebulkę z jabłuszkiem w majeranku i co ważne należy dobrze sprawę wymieszać. Szkoda, że w tym sklepie nie ma bułek albo chleba, a sama wóda, piwo, wino, szlugi, prezerwatywy i coca cola, nie ma nawet ogórków kiszonych, a one są idealne jak pewnie wiesz do smalcu. Bo widzisz to co przed chwilą doświadczyłeś jest standardem podczas tak zwanego rytualnego uboju zwierząt – jak wiszą z łbem do dołu i „święty” człowiek podrzyna im gardło żeby się wykrwawiły i jest to jedna z bardziej okrutnych praktyk jakie można czynić wobec istot czujących, których ciało i odczucia nie różnią się od twojego ciała i twoich odczuć. Zwierzęta nie napadają na biedne kobiety w sklepach monopolowych, nie chodzą porobione jakąś chujową wódą i tanimi dragami. Nie są tak neurotyczne i bezlitosne. Jak ty ziomeczku. Jeżeli ty człowieku jesteś szczytem ewolucji to doszło tutaj do jakieś spektakularnej spierdoliny, coś nie pykło. Dlatego daje ci teraz szansę. Możesz przyjść pierwszego dnia Nowego Roku twojego życia na Plac Wolności i mamy z kolegą Piratem, który tutaj jest ze mną dla ciebie robotę po Jasnej Stronie Mocy. To jest twój wybór.

Twój Wybór.

-Jakie jest twoje imię? – zapytał Pirat.

– Nikodem, ale wołają na mnie Ultras – szeptem wydusił z siebie wiadomo kto, którego życie odmieniło się w ostatnie siedemnaście minut, jednak jeszcze tego nie wiedział, jeszcze nie dowierzał, jeszcze udawał przed sobą pewnego siebie twardziela, jednak tak naprawdę był przerażonym dzieckiem w mechanicznej rzeźni warunków.

-Dziękujemy Pani bardzo i życzymy Świetlistej Drogi w Stanie Pomiędzy.

Pani Krystyna, bo tak miała na imię pomogła Nikodemowi zwanemu Ultrasem wstać i chwiejnym, niepewnym krokiem wyszedł w zupełnym szoku w gardziel szczekającego ulicznym hałasem, kakofonią urwanych rozmów, niedopowiedzianych historii miasta, które wydało go na świat jako osierocone z godności szczenię wykarmione strachem i walką. Pierwszy raz w życiu poczuł, że nie ma w nim tego pulsującego lęku. Nie czuł go nawet wtedy kiedy przejeżdżała rozwścieczona suka na sygnale, tak jakby cała ta przeszłość przestała go prześladować. Usiadł na schodach rozpadającej się kamienicy i spojrzał na wyłaniającą się Gwiazdę Północną i zaczął płakać. To nie były łzy smutku, rozpaczy, bólu czy frustracji. To były łzy Zrozumienia. Osocze Serca.

Narodziny Zbawiciela.
Zmartwychwstanie.

W innym sklepie kupili jeszcze drewno i naturalną pozbawioną chemii podpałkę. Ulice się wyludniły. Pozostali tylko bezdomni, których nikt nigdy nie zapraszał na to czekające puste krzesło. Pirat i Prepers choć mieli gdzie mieszkać byli również bezdomni w tym okrutnym, zmechanizowanym świecie, nie mogli znaleźć w tej nietrwałej konstrukcji prawdziwego domu. Wszystko było prowizoryczne skazane na ciągle przepoczwarzanie, uległe sile ciążenia nieprzeliczonych zmiennych, grawitacji warunków, sile odśrodkowych ludzkich tendencji. Byli chropowaci, ciężkostrawni – niedostosowani do standardów, które były tu tworzone, by wszystko ostatecznie było łatwiejsze i głupsze jednocześnie. Lenistwo na tym skończyliśmy ostatnią opowieść o przygodach naszych ziomków pod innymi kostiumami w mieście smażonego w głębokiej fryturze Snu. Fisz nad chips.

Byli prawdziwymi lampiarzami, którym nikt nigdy nie stawia pomnika. Nieśli w sobie prawdziwy płomień, zapowiedź zmiany, coś z rzeczy samej nieuniknionego, kiedy przekroczysz moment krytyczny w swojej świadomości – TO się otworzy. Krwią nie zmyjesz krwi. W tą szczególną noc czuli, że Mistrz jest w nich ciągle żywy, jest w swojej istocie komponentem przebudzonej świadomości. Czymś co jest w Tobie. Róża przyszła od strony ulicy Wschodniej, co było w pewnym sensie oczywiste. Nic nie mówiła. Stali w milczeniu patrząc na ten średnio udany siedemnastometrowy pomnik i patrzyli na zegarki stojąc w trzech różnych miejscach przy stosach drewna ułożonych w małe paleniska, tworząc punkty trójkąta równobocznego. Jeszcze chwila. Oblali stosy spirytusem, a Róża rozlała go wokół pomnika tworząc wzór Serca. Była dokładnie 00:00. Ogień zapłonął czystym światłem Ducha. Serce w piramidzie.

Tak to się zaczęło.